nie wiem po co piszę ten list, którego nigdy do Ciebie nie wyślę. Nic by on nigdy nie zmienił w Twoim ani moim życiu.
Mimo wszystko dobrze, że to robię. Mogę Ciebie w nim nazywać Kochanym, Najmilszym, Uwielbianym...
Mogę otworzyć się przed tą kartką papieru i wykrzyczeć w nią moje najskrytsze uczucia, skrywane przed światem od tylu lat.
Dzisiaj zrozumiałam, że to moja wieczność. Byłeś, jesteś, będziesz. Nie wiem czy kiedykolwiek będę potrafiła się z tym pogodzić, pojąć to od początku do końca. Nie wiem. Wiem jedno na pewno; nigdy nie powiem Ci prawdy. Musiałabym być skończoną egoistką aby wyznać Ci moje uczucia. Miłość dla Twoich dłoni, które nie odnalazły, miłość dla Twoich oczu, które nie szukały, miłość dla Twoich ust, które nigdy słowa nie rzekły. Uwielbiam Twój dotyk, którego nie pozwoliłeś mi poznać, Twój zapach, którego nie mogłam poczuć. Miłuję Ciebie samego- najbardziej. Najmilszy. Zawsze.
Minął już czas mojej dzikiej rozpaczy, pozostał tylko ból. Ból, który mam wrażenie, że wyrył Twe imię na kartach mojego przeznaczenia, ból, który stał się moją wiecznością. Ty stałeś się moją wiecznością. Jesteś moją przeszłością, teraźniejszością. Zawsze będziesz teraźniejszością- nigdy przyszłością.
Jesteś mój. W każdym śnie, marzeniu głaszczę Twoją twarz. Przestałam walczyć z moim Morfeuszem. Jesteś zawsze we mnie, pod moją zamkniętą powieką, na moich ustach.
Kochasz, wiem- kochaj. Kochaj dalej, tylko błagam, Ukochany, kochaj tak mocno, ile masz siły i bądź kochany jeszcze mocniej niż mozna sobie to wyobrazić. Abym nie mogła sobie powtarzać, że ja kocham Ciebie mocniej, niż Ty kochasz ją, abym nigdy nie mogła powiedzieć, że kocham bardziej, niż ona Ciebie.
A teraz wybacz. Przebacz mi wszystko, abym mogła odejść. Uciec.
Wybacz.
A.