Bez odpowiedzi

xequalsy

Szedł powoli, stawiając niepewne i krótkie kroki.Oddalał się od miejsc mu znanych, w których przyszło mu się wychować i dorastać,doznawać radości i porażek.Podążał drogą z betonowych płyt ciągnącą się wzdłuż Wisłoka.Z jego plecaka momentami dawała się słyszeć cicha muzyka butelek z piwem.Ich los był już przesądzony...jego ciągle wydawał się być zależny od tego czy zdoła się podjąć tego ostatecznego kroku...jakże mocnego i stanowczego...narazie się na to nie zanosiło.

Jego życie wydawać by się mogło sielanką...jedynak, otoczony przez nadopiekuńczych rodziców i dziadków.Wszystko miał zawsze podane, ugotowane,wyprane...a pieniążków też nie brakowało...

W tej idylli rósł i rozwijał się kolejny nieszczęsny duch, który chroniony przed groźną rzeczywistością nie miał tak naprawdę możliwości zahartowania się na trudy dalszego życia...

Usiadł na ławce i sięgnął po pierwsze piwo...zapalił papierosa i wpatrzył się w pochmurne niebo, jakby chciał rozpuścić się w nim na zawsze...

Przechodąca starsza pani wyrwała go z zadumy i pozwoliła skupić się na napoczetym browarze...

W plecako było ich jeszcze sporo...wystarczająco sporo aby znieczulić się dostatecznie...może nawet dostatecznie na tyle, aby zadać sobie ten upragniony gwałt na swoim zniewolonym i przerażonym umyśle...

Pochwili na horyzoncie pojawiła się jakaś młoda kobieta...jego członek począł nagle przybierać na objętości i prężyć się dumnie...tak dumnie jak jego właściciel nigdy by nie potrafił.

Dziewczyna była już o parę kroków od niego, kiedy zauważył jej spojrzenie ,które z jego twarzy zeszło na wypukłość w spodniach...

Jego serce waliło jak młot, członek stał nabrzmiały z trudem znajdując dla siebie wygodną pozycję...

Dziewczyna odwróciła wzrok i poszła dalej, a znikąd wyrósł nagle jakiś facet na rowerze...

Tomek zauważywszy go skurczył się spłoszony i uniknął przyłapania na gorącym uczynku...

Mierziło go to, jak bardzo poddany jest emocjom, że bez masturbacji uspokajającej go na jakiś czas jego reakcja na kobietę jest bardziej spontaniczna niż psa na sukę czy knura na lochę.Czasem próbował z tym walczyć, ale bezskutecznie...jego zwierzęcość górowała nad schorowanym i upokorzonym umysłem.

Jak bardzo marzył o samobójstwie i jak bardzo się go lękał zarazem nikt nie mógł wiedzieć.Jenak miał szczerą nadzieję, że w końcu zdobędzie się na ten wyzwalający stan...nirwanę osiąganą przez gwałt.

Otworzył kolejne piwo, zamyślając się nad swoim nędznym losem...bez nadziei, szans ani w tym życiu ani tym bardziej w nastepnym...

Wstał i ruszył w dalszą trasę...tam, gdzie betonowa droga się kończy i zaczyna klimat zupełnie obcy, gdzie ciężko znaleźć drugiego człowieka...

Przysiadł na kamieniu nad brzegiem Wisłoka...tu znalazł idealne miejsce na koniec tego bezsensownego życia.Tu poczuł przedsmak wolności.Po co dalej ciągnąć to wszystko...

Kiedy tak kontemplował swoją śmierć...pomyślał,że skoro i tak nie ma nic do stracenia, mógłby po raz pierwszy w życiu spróbować jak to jest z kobietą...chociażby poprzez gwałt...

Siedział więc i czekał w nadziei, że lada moment się ktoś pojawi...ale nic...minęła godzina, półtorej...

W pewnym momencie coś usłyszał.Po chwili był już pewien, że to kroki...ludzkie kroki...Pytania były tylko dwa.Pierwsze:czy to kobieta?Drugie:czy to ładna kobieta?

Nagle jego oczom ukazała się kobieta w wieku około 40tu paru lat, co go nie odstraszyło...

Zaczął iść w jej kierunku i kiedy ją mijał...

...kobieta okazała się jednak znacznie silniejszą niż sądził...uderzyła go w twarz i ugryzła w dłoń którą próbował ją uciszyć...w tym momencie, kiedy odjął swoją rękę ona krzyknęła donośnie, tak ,że cała przyroda dookoła ożyła...ptaki zerwały się z drzew, a wiatr zaczął świszczeć złowrogo...Tomek uciszył ją ponownie i w przestachu nasłuchiwał czy aby ktos nie nadchodzi...podczas , gdy jej paznokcie wpijały mu się w ciało raniąc dotkliwie...

Strach i podniecenie były jednak tak duże, że działały jak środek znieczulający...włożył nabrzmiałego penisa do jej pochwy i zaczął ją gwałcić, kiedy nagle ona złapała go za jądra i z całej siły zcisneła...

Czuł,jak miażdzy mu mosznę,ale gwałcił ją dalej...

W pewnym momencie poczuł bardzo mocne uderzenie w kark i drugie w głowę .przetoczył się na bok i w świetle zachodzącego słońca zauważył pokaźnych rozmiarów mężczyznę który w tym samym momencie zadał mu następny cios w jądra i jeszcze jeden...w twarz.

Pomimo to podniósł się i zaczął uciekać...biegł jak oszalały, dysząc ciężko.Zatrzymał się jakiś kilometr dalej i nasłuchiwał...nie słyszał jednak prawie nic poza dudnieniem w uszach, tak mocnym ,jakby serce miało zaraz eksplodować...

Teraz dopiero zaczął czuć wszechobecny ból i krew na rękach, nogach, plecach.Spojrzał na swoją mosznę i z przerażeniem zauważył,że jedno jądro zostało zmiażdżone...był w opłakanym stanie...teraz już go nic nie trzymało...

Za chwilę jego ciało...a w zasadzie ciało niczyje unosiło się na powierzchni wody...

Obudził się zlany potem, instynktownie łapiąc się za mosznę...Tak, to był tylko sen...poczuł ulgę...lecz nagle przyłapał się na myśli...A może lepiej by było, gdyby to nie był sen, gdyby już nie żył...

xequalsy
xequalsy
Opowiadanie · 17 września 2000
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    Kartofelek
    Przykro mi ale nie mam ochoty tego czytac to tego tez nie skomentuje :p

    · Zgłoś · 21 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    bobo
    ten pismak to zwyczajny dupek

    · Zgłoś · 17 lat