Z niechęcią patrzył na zbliżające się mury domu w którym mieszkał. Nigdy nie nazywał go ‘swoim domem’ bo nigdy się w nim tak nie czuł. Gdy stanął wreszcie przy wejściu ostatni raz popatrzył na zaciemnioną uliczkę i wszedł do środka.
-Wróciłem mamo! –zawołał stojąc jeszcze przy drzwiach.
-…chodź tu do mnie.
-Już idę!
Ociągając się, poszedł w stronę pokoju matki.
Wpierw cicho pukając, wszedł do środka.
Ujrzał przysadzistą kobietę o blond włosach która na jego widok zrobiła zatroskaną minę.
-Gdzieś ty się tak długo podziewał? Pani Tolland do mnie dzwoniła. Mówiła że cię nie było w szkole. Ona też się o ciebie martwi! Opuszczasz coraz więcej lekcji!
-Cześć mamo.-powiedział znudzonym tonem.
-Ja się tu zamartwiam a ty nawet nie byłeś łaskaw zadzwonić! Powtarzam: GDZIEŚ TY SIĘ PODZIEWAŁ?! –cała czerwona na twarzy, patrzyła w napięciu na syna, oczekując jakiejś zgrabnej wymówki.
-Zerwałem się-odpowiedział od niechcenia.
-Co się z tobą dzieje synu…-powiedziała to bardziej do siebie niż do niego.
-Idę do siebie. Dobranoc.
Szedł szkolnym korytarzem. Wszyscy na jego widok wybuchali śmiechem i pokazywali sobie palcami. Spojrzał po sobie i zamarł. Nie był ubrany od stóp do głów. Cały czerwony zaczął biec w stronę wyjścia ze szkoły. Jeszcze tak blisko, no dalej. Już sięgał drzwi żeby je pchnąć…BUM! Obudził się cały spocony instynktownie sprawdzając swój kompletny ubiór. Odetchnąwszy z ulgą znów usłyszał jakieś huki. Zszedł by zobaczyć co jest źródłem tego hałasu, i przeszła mu sensowna myśl że to kojoty znów przyszły poszperać w ich śmieciach.
Wziął kij baseballowy by je trochę nastraszyć i wyszedł przed dom. Jednak zamiast kojotów które był przekonany zobaczyć, ujrzał coś o wiele większego i potężniejszego. Przypominało wielkiego psa lub wilka. Zwierzę-bo mógł zaręczyć tylko tyle że było to zwierzę-przyglądało mu się uważnie spode łba wyszczerzając kły i najeżając sierść.
Podszedł do niego wymachując kijem, jednak ten się nawet nie cofnął. Zwierz zaczął się do niego zbliżać. Kiedy dzielił ich jakiś metr, stwór naprężył się i skoczył na sparaliżowanego strachem Edmunda.
C.D.N.
Matka spogląda zatroskanym wzrokiem, a potem ochrzania.
Stylistycznie jest nieźle, ale fabularnie narazie nic się nie dzieje i póki co wpadamy w znany komiksowy schemat dręczonego przemienionego. Szkoda, że tytuł mówi wszystko i nie ma żadnego zakończenia. W tej postaci tekstu nie dopuszczę. Proponuję ocenić czy warto dopisać ciąg dalszy i przysłać jeszcze raz.
ps. Jak to czytałem przypomniał mi się film "Wilczek" z Michelem J. Fox'em Ech... Filmy z dzieciństwa :)
Pozdrawiam