Specjalnie dla TV

Jan Kowalski

Ostatni zdycha, czyli koniec, chuj w napisy. Nie umiemy czytać. Matka cały czas patrzy się w telewizor, wierci oczami dziury w tym szkle. To nie jest już żaden kineskop, tylko jakieś szklane sitko. Krew i mięcho, keczup i kawałki szynki, cały syf, wszystko leci przez to i zachlapało pokój. Przeciekło tymi dziurami, pobrudziło dywan. Gówniany film, mówię, gówno straszne. Teraz mamy kał, jakieś wilgotne śmierdzące resztki filmu w pokoju. Ale ja się nie znam - mówi matka - w programie dostał trzy gwiazdki, bardzo fajny był, w ogóle idziemy spać. Koniec z murzynami, zobacz, oni wszyscy w częściach leżą na podłodze, jeszcze się ruszają niektórzy. Teraz trzeba ukryć ten syf przed telewizorem, posłać łóżko, przykryć go pościelą. Podnieść te wszystkie ręce pourywane i głowy, ładnie umyć i odnieść spowrotem do kablówki. To jest wszystko recykling, oszczędność, mogą być potrzebne do następnego filmu. A to jest całkiem dobra jeszcze ręka, swieża. I mamy ją dać psu do zjedzenia, Melania jest głodna. Ten kolczyk też jest fajny, fajny, zajebisty. Wezmę sobie, opłuczę go, jest już mój, taki jak szukałem. Kablówka nie płaci za te części zwrócone, mam ich gdzieś. Biorę to wszystko dla siebie.

Ty idioto, mówi do mnie matka, ty jesteś cały czas nagrywany, zobacz, tam w rogu, nad meblościanką. Tutaj cały czas jesteś pod kontrolą, oni wiedzą, że bierzesz ich rzeczy. I jeszcze minuta, chwila tylko, a przyjdą Islamiści, Araby i rozjebią tą chatę, w pizdu. Spalą wszystko, kwiaty i lekarstwa. Specjalnie sobie wydrukują wiersze matki, narcystycznie artystycznie zwalą konia nad nimi. Wezmą sobie ze mnie co chcą, najlepsze kawałki płuc, bo dziś mają jakiś gulasz na obiad, powinno zostać im jeszcze do kolacji. I matka mi rozkazuje: pozdrów teraz panów z kablówki, może ci jakoś przebaczą, może jakoś to będzie. A jutro rano na Łęczycką zapierdalasz, oddajesz te głowy i ręce i wara od kolczyka.

Najwyżej pachy można wylizać - mówię do tej kamery, co wisi pod sufitem, wisi luźno w kroku boga, co mnie cały czas nagrywa. Spociłem się, w środku mam tylko pajęczyny i walentynkowe serduszko sprzed czterech lat. Jestem wyżarty od środka i rządzi u mnie pod skórą feta, dym i szczyna dwanaście procent alkoholu objętości, sztuczna do bólu. Przecwelony, kiedyś byłem, pamiętam, w ładnych pokojach, z opuszczonym po sam dół żaluzjami, jestem obciągniety z połykiem. Czyściutki i pachnący; drobny już, zdrobniały, w dowodzie mam juz nawet Adaś, nie Adam, bo tak kazałem dziwkom mówić, za grubą kaskę własnoręcznie samodzielnie wyżydzoną od starszej.

Czyli wisi mi to wszystko, mam to gdzieś, że drzwi sie otwierają.

I to wcale nie są Araby, z żadnego Iraku, tylko banda jakichś przebierańców. Zawartość getta trzy ulice dalej, na przepustce. To jest żydostwo z bloku, co mi połowa pieniądze wisi. Tego grubego poznaję, ja mu wczoraj dałem fajkę i to żaden Arab, tylko rdzennie polski Żyd. To jest jakaś wiocha, Grażyna ściągała majtki w tym tutaj pokoju, tym syfie, pod tą samą ścianą, którą oni teraz liżą bo dżem na niej jest, sprzed tygodnia, malinowy. Ja stąd wypierdalam, ja tak nie umiem. To mnie nie bawi, mówię im spierdalać, ale nie słuchają. Mama wezwała weterynarza, żeby mnie uśpił. Mam być spokojny, będzie fajnie. Żadnych młotków i tasaków; kołysanki, luli luli, ale chuj mi w dupę jak nie zasnę.

Jan Kowalski
Jan Kowalski
Opowiadanie · 7 lipca 2007
anonim
  • sick
    I znów się muszę czepiać wulgaryzmów, i znów muszę pytać o ich sens, i znów twierdzić, że ich za dużo i, że można było ich uniknąć, a osiągnąć i tak, ten sam obrzydliwie wymiotny ton(który jest zresztą miejscami całkiem smakowity). Ale nie chodzi nawet o to (choć z szambem językowym należy walczyć, a w kulturze już szczególnie, póki nie poczuje, że bez tego sie nie da tekstu poprowadzić jak trzeba, nie zgodzę się nigdy), ja rozumiem styl stylem, ale to kolejna wizja jakie już tu widzieliśmy. Proszę o coś bardziej świeżego, bo wieje padliną.
    pozdrawiam serdecznie

    · Zgłoś · 17 lat
  • Jan Kowalski
    przecież i tak piszę lepiej od ciebie

    · Zgłoś · 17 lat