Przystanek życie

szkodnik

Przystanek życie

Nareszcie koniec kolejnego, długiego dnia. Uff... Ale zaraz, zaraz... Czy wszystko zrobiłam? Sprawdziłam dzieciom zadania domowe (jak można napisać „chmurę”przez „h”?!), nakarmiłam Kicię (wszyscy chcieli mieć kota, ale gdyby nie ja, zwierzak umarłby z głodu!), pojechałam na zakupy (dlaczego nikt, oprócz mnie, nie wie, że pasta do zębów kończy się tak szybko?!). Hm... chyba o niczym nie zapomniałam. A czy podlałam kwiatki? Taak.... Jestem tego pewna.... Albo? Nieważne. Jutro to sprawdzę. Teraz muszę odpocząć. Głęboki wdech i... Wydech – nie zadzwoniłam do Kasi z życzeniami urodzinowymi! Spokojnie... Przecież spotkałam się z nią w czasie lunchu.

Dobrze, na dziś już wystarczy tych obowiązków. Relaks, relaks, relaks... wzięłam gorącą kąpiel z olejkami eterycznymi (były w promocji dwie buteleczki w cenie jednej), nałożyłam balsam nawilżający (nadal pachnę wanilią) i leżę w wygodnym łóżku. Obok mój ukochany – najbliższa osoba na świecie. Chociaż może wcale nie? Ostatnio bardzo oddaliliśmy się od siebie. Ciekawe, o czym on teraz myśli? Z pewnością o swoich pacjentach! Niedługo zamieszka w tym przeklętym szpitalu!

Właśnie! Praca! Nie jestem pewna, czy wzięłam wszystkie akta z kancelarii. Jutro ta piekielnie trudna rozprawa. Ależ jestem zmęczona. Powieki same się zamykają... Zaraz zasnę...

Aaa! No nie! Znów koszmary! Dlaczego mnie zawsze śnią się pogrzeby i ciała wychodzące z trumny? Nienawidzę zimnego potu na moim czole!

O, już świta... Nie wiem, co poeci widzą we wschodzie słońca. Opisywanie na kilku stronach żółtej kulki na niebie – szaleństwo! Dla mnie nie ma w tym nic romantycznego. Kojarzy się tylko z okropną bezsennością! Cóż, trzeba iść po najlepszy lek nasenny – kubek gorącego kakao.

Nie! Kolejny raz wstałam lewą nogą! Z resztą, jak mam tego nie robić, skoro śpię po prawej stronie łóżka? A tak w ogóle, kto wymyślił te zabobony o pechu? Chociaż w sumie, to nawet w nie wierzę... Gdzie te kapcie? Miękki plusz bamboszy na nogach – jak na razie najprzyjemniejsza rzecz tego poranka.

Au! Mój łokieć! Czy drzwi sypialni też muszą być przeciwko mnie?! Au! Wróg numer dwa w postaci porozrzucanych na podłodze zabawek. Dobrze, że kuchnia jest tak blisko, bo mogłabym się połamać po drodze. Znając moje szczęście, pewnie i tak się kiedyś zdarzy. Ha ha... Czarny humor... W sumie to jaki ma być? O... czwartej nad ranem!

Ach, co za odprężająca chwila. Siedzę na krześle i wpatruję się w kubek kakao podgrzewany w mikrofalówce!

- Witaj, Kiciu! – O Boże, jaki mam dzisiaj ponury głos. - Mój jedyny wierny przyjacielu w tym domu.

Chyba naprawdę ostatnio dzieje się ze mną coś nie tak. Skoro tylko w kocie potrafię znaleźć oparcie!

Mm... juz sam zapach znad cudownego, czekoladowego opium poprawia humor. I jeszcze ta puchowa kuleczka na kolanach. Och, jak dobrze...

- Mamo, czemu wkładasz włosy w kakao?

Co to za skrzekliwy głos?

- Mamo, śpisz?

Dzieci! Zawsze umieją skutecznie zepsuć każdą minutę spokoju. Podobno, najgorsze są poniedziałki. Dla mnie poniedziałek jest przez siedem dni w tygodniu.

- Dzień dobry, kochanie. - A jednak potrafię głosem zakryć gniew. - Skoro wstałeś wcześniej, może pomożesz mi zrobić śniadanie?

- Jasne.

Niestety Kubuś nie odziedziczył po mnie tej przydatnej cechy – ukrywania niechęci.

Smarowanie tuzina kanapek, zalewanie gorącym mlekiem pięciu porcji płatków, trzy szklanki soku, dwie filiżanki kawy, do tego trzy jogurty, jedno jabłko, cztery bułki – rano muszę się zamienić w Nigellę i udawać, że jestem królową w kuchni.

Mówi się, że wspólne posiłki są głównym elementem scalającym rodzinę... Jednak nie w naszym przypadku.

- Mamo, Kuba zabrał mi sok!

- No i co z tego? Nie lubię jabłkowego! Mamo, powiedz jej, żeby nie robiła afery!

- Mamo, dlaczego dałaś mi Corn Flake'sy?! Chcę Nesquiki!

- Mamo, pomyliłaś jogurty! Hania miała dostać truskawkowy, ja waniliowy. Nie odwrotnie!

- Karolino, wiesz, że wolę kawę parzoną, nie z ekspresu.

- Mamo, Kicia wylała mleko!

- CISZA! - trzy cienkie, pokrzykujące głosiki i wtórujący im niski bas czasami mogą wyprowadzić z równowagi. - Jeść się powinno w spokoju.

Mała interwencja sprawia, że choć na pięć minut panuje względny ład. Dopóki nikt nie wstanie od stołu.

- Mamo, gdzie są moje kanapki?

- Mamo, zgubiłem zeszyt!

- Mamo, nie ma mojej czapki!

- Kicia! Plecak Zuzi, to nie twoja kuweta!

- Karolino, odwieziesz dzieci do szkoły?

- Nie, dziś jest wtorek – twoja kolej.

Zamknąć drzwi za rozkrzyczaną zgrają i rozkoszować się pustym domem – czy jestem wyrodną matką?

- Cześć, miłego dnia w szkole, przedszkolu, pracy! Pa!

Oparta o zatrzaśnięte przed chwilą drzwi, powoli zsuwam sie na podłogę, próbuję ustabilizować oddech. Jaka przyjemna cisza. Czasem wstydzę sie swojego egoizmu. Jednak, żeby przetrwać w dzisiejszych czasach, potrzeba jego sporej dawki.

- Co Kiciu? - dlaczego mówiąc do tego zwierzaka nie muszę udawać uprzejmości. - Mój kochany kotek.

Nie wiem, czy jest coś konstruktywnego w przesiedzeniu godziny w fotelu z kotem na kolanach i filiżanką kawy w dłoni, jednak ostatnimi czasy stał się to nasz mały rytuał.

- Która to już godzina, Kiciu? - czas, płynący za szybko, o wiele a szybko – cóż za zmora tego świata. O nie! Już 9! Czy spóźnianie się leży w mojej naturze? Gdzie te jeansy? Czyżbym znowu przytyła?! Dlaczego wszystkie bluzki są pogniecione? Ukochane pantofle od Salvatore Ferragamo. Sentyment do drogich butów mam zapisany w genach. Mama, babcia – wszystkie zawsze wydawały swoje oszczędności na markowe obuwie. Ciekawe, czy też tak o nie dbały, jak ja? Nieważne, nieważne trzeba się spieszyć!

- Pa, Kiciu! - Ach, zapomniałabym o kluczykach. - Pa!

Samochód nie chce zapalić! Normalne. Przyzwyczaiłam się do złośliwości rzeczy martwych. Musiałam. O! Wreszcie. Radość nie trwa długo – wszechobecne korki. Jeśli zrobiono by mistrzostwa świata w poprawianiu makijażu w lusterku samochodowym, chyba bym zwyciężyła.

- Spokojnie, proszę pana, już jadę. - Uśmiech na skrzyżowaniu i po problemie. Hm... Jednak w tych reklamach past do zębów rzeczywiście tkwi ziarnko prawy.

Kolejny raz złapałam się na tym, że prowadzę na pamięć. Muszę z tym skończyć, bo niebawem czeka mnie stłuczka lub mandat. Ciekawe, co tam u Kici? Ależ ze mnie wyrodna matka – zamiast martwić się o dzieci, rozmyślam o kocie.

- Halo? - Dobrze, że ostatnio zainwestowałam w komórkowy zestaw samochodowy. To naprawdę ułatwia życie. - Ania? Cześć, jak zdrowie?

Dlaczego od dziecka wpaja się nam, że tak powinno się zaczynać rozmowę?

- To świetnie.

- Tak, tak – jak niewiele trzeba, by podtrzymać dialog z przyjaciółką.

- Tak, tak – ciekawe, czy kiedyś się domyśli, że nigdy jej nie słucham, tylko machinalnie powtarzam dwa słowa.

- Przepraszam cię, ale muszę już kończyć. Właśnie zaparkowałam pod sądem. Pa!

Och, gdzie ja mam głowę? Czy zawszę musze zostawić w aucie akta? Jednak prawdę mówiąc wbieganie i zbieganie z sądowych schodów sprawia mi przyjemność, a jaki zbawienny wpływ ma na moje uda.

- Dzień dobry, pani adwokat.

- Cześć, Karolino!

- Witaj!

- Dzień dobry, pani mecenas.

Aby przedrzeć się przez korytarz przepełniony prawnikami i sędziami, trzeba przykleić sobie do twarzy uśmiech, pochlebnie kiwać głową, najlepiej nie zwracając uwagi, na kogo się patrzy. Znów przemawia przeze mnie rozkapryszona, samolubna jedynaczka?

- Karolina! Zaczekaj!

Znam ten głos.

- Cześć, Zosiu! - tylko nie ona.

- Wiesz, spotkałam ostatnio Iwonę. Przefarbowała włosy. Wygląda co najmniej dziwnie. Ale i tak lepiej niż Helenka. Przytyła chyba z dziesięć kilogramów!

A ty jesteś jak purchawka! Bardzo nie lubię wścibskich ludzi.

- Przepraszam, ale za chwilę mam rozprawę. Miło cię było widzieć. Do zobaczenia. - Oby nigdy.

- Masz przekrzywioną togę – miłe pożegnanie.

Chociaż rzeczywiście kołnierzyk nie znajduję się na właściwym miejscu. Viva wrodzona niezdarność!

- Dzień dobry, pani Karolino. Myślałem już, że pani się spóźni.

- Nic z tych rzeczy, proszę pana. Chodźmy tam i wywalczmy godne odszkodowanie!

- ... dlatego właśnie myślę, że pobudki rasowe, prowadzące do degradacji społeczeństwa, powinny być szczególnie potępiane w miejscu pracy. - Kolejna rozprawa, na której obudziłam się dopiero podczas mowy końcowej. Kiedyś obróci się to przeciwko mnie i popadnę w poważne tarapaty. Na szczęście nie będzie to dzisiaj.

- Bardzo dziękuję, pani mecenas. Połowę tej sumy oddam na cele charytatywne.

- Nie ma za co. To mój zawód.

- Do widzenia.

- Do widzenia.

Trzygodzinną batalię z mecenasem Walickim mam już za sobą. Jeszcze tylko muszę sprawdzić, czy kancelarii nie zniszczył przypadkiem nagły huragan i żegnaj życie zawodowe.

- Witaj, Karolinko. Jak tam sprawa z naszym poszkodowanym Chińczykiem? - Kochana Basia. Czasem wydaje mi się, że gdyby nie sekretarka, moje miejsce pracy ległoby w gruzach.

- Rasizm. Jakież to wyświechtane, brudne słowo. Pomogło przekonać sędziego. Coś nowego dzisiaj? - ból głowy! Pomocy! Potrzebuję kawy!

- Wszystkie akta na biurku. Kawy? - Jak dobrze, że są ludzie czytający w myślach.

Wygodny fotel ze skóry, stylowe biurko, okno, obraz, szafa – minimalizm w każdym calu. Uwielbiam swoje biuro. Entliczek, pętliczek, czerwony stoliczek... Wyliczanki z dzieciństwa są bardzo przydatne. Na jaką sprawę dziś wypadnie?

- Dobrze Basiu, ja się zbieram. Wzięłam spadkową,. Przekaż rozwód Bartkowi, a prawa rodzicielskie Kindze. Pa!

Ciężko mi jest powiedzieć, czy rzeczywiście lubię swój zawód. Chwilami myślę, że zajmuję rynek pracy ludziom, którzy naprawdę na nią zasługują.

Au! Moje pantofle od Salvatore Ferragamo! Złamany obcas – coś nieuniknionego, jeśli rozmyśla się o poważnych rzeczach na chodniku.

Zakupy – w naszym związku, to mój obowiązek (w sumie i tak są lepsze od odbierania dzieci ze szkoły). Codzienny spacer po supermarkecie – ale nuda! Zawsze dziwiło mnie to, że lodówka nie może zapełniać się sama. Przejeżdżając wózkiem między działem warzywnym, a owocowym znów dopada mnie dylemat – sałata, marchewka, jabłko? Stała decyzja – biorę wszystko!

Kiedy niosę siatki do samochodu, mam wrażenie, że stoi on dwa kilometry dalej, niż go wcześniej zaparkowałam. Jakież to ciężkie! Moja torebka jest gorzej zorganizowana od wojny w Iraku. Nic więc dziwnego, że nie mogę znaleźć kluczyków. Dlaczego nie mieszkam w Holandii? Zamieniłabym te kilka godzin za kółkiem na przejażdżkę rowerem. Jednak w naszym kraju to niemożliwe. Brak samozaparcia. Cóż, musze pozostać przy dojazdach, objazdach i korkach. Znowuż blokada drogowa! Co się tym razem stało? Ktoś rzucił się pod pociąg! Egoista!

Zgrzyt klucza w zamku drzwi wejściowych. Wróciłam do domu – i tak nikt nie zauważył.

- Witaj, Kocie – Głodowniku. Kolejny raz masz pustą miseczkę? - właściwie nie wiem, co mnie przywiązało do tej szarej, puchatej kuleczki.

- Mamo, mamo, sprawdź mi zeszyty!

Czy dzieci muszą się wciąż naprzykrzać?

- To biegnij po nie – udawanie wzorowej mamy, koszmar!

Nienawidzę patrzeć w lustro. Co jednak zrobić, jeśli myjąc zęby, instynktownie rzucę spojrzenie na moje odbicie? Muszę przyjąć to z godnością i przypatrzeć się sobie. Po pierwsze, powinnam się nauczyć robić lepszy makijaż. Rozmazany tusz na powiekach lub osypany róż na pewno nie dodają mi urody, która de facto jest nieco tandetna. Brązowe włosy, zielone oczy, zadarty nos, nie za duże usta – słyszałam, jak niektórzy mówią, że jestem całkiem ładna. Mnie jednak ich zdanie nie przekonuje. A poza tym te zmarszczki! Koniec tego. Po krytycznej samoocenie nastrój poprawić może tylko gorąca kąpiel.

Nareszcie koniec kolejnego długiego dnia. Uff... Ale zaraz, zaraz... Czy wszystko zrobiłam?

szkodnik
szkodnik
Opowiadanie · 31 lipca 2007
anonim
  • sick
    im dalej tym robi sie sprawniej
    pozdrawiam

    · Zgłoś · 17 lat