Według Klary, Michałek rzadko kiedy przypominał mężczyznę. Owszem, posiadał te wszystkie przymioty, które czyniły go przedstawicielem płci męskiej i pozwalały chlubić się mianem potomka Adama. Sęk w tym, że przymiotów kobiecych posiadał chyba jeszcze więcej. Michałek należał do tego unikalnego gatunku mężczyzn, którzy dbają o siebie. To znaczy, że oprócz standardowego zestawu Prawdziwego Twardziela, oprócz wody, mydła i używanej odświętnie maszynki do golenia posiadał również arsenał Mężczyzny Zniewieściałego. Zestaw ten, złożony dodatkowo z dezodorantu, kremu przeciwko grzybicy stóp oraz kompletu skarpetek na każdy dzień tygodnia, pozwalał mu na uplasowanie się o szczebel wyżej w hierarchii społecznej w stosunku do tych wszystkich pospolitych samców, którzy zmuszeni byli prać swoje skarpetki w ciągu tygodnia. On prał je jedynie w weekendy. Michałek poruszał się wśród nowinek świata mody i urody z gracją godną lwicy na safari, prychając z uznaniem bądź dezaprobatą na to, co pojawia się na targu próżności. Jego wysmakowany gust nie pozwalał łączyć mu fioletu z czerwienią, używać kosmetyków z nadmiernymi domieszkami składników chemicznych oraz patrzeć na ludzi pozbawionych świadomości w zakresie salonowego życia. Jako przykład osoby, całkowicie pozbawionej jakiejkolwiek zdolności kreowania własnego wizerunku, najczęściej stawiał Klarę. Według Michałka, Klara rzadko kiedy przypominała kobietę. Jej wyczucie smaku w kwestii doboru kolorystycznego ubioru pozostawało w dalekiej i głębokiej sprzeczności z tym, co wyznawał Michałek. Krótko mówiąc, Klary nie interesowało to, czy łączy spódnicę w fioletową kratkę z bluzką w czerwone groszki, dokładając do tego złote buty na koturnie i czarną bandamkę na głowę. Co więcej: ona się tym zupełnie nie przejmowała, co już absolutnie bulwersowało Michałka, doprowadzając go wręcz do szewskiej pasji i wielu bezsennych nocy. I tak jak on odczuwał pewną niewypowiedzianą tkliwość w stosunku do niej, tak ona darzyła Michałka ukrytym szacunkiem. Oczywiście, żadne z nich przenigdy by się do tego nie przyznało.
Pomimo, że ich przyjaźń wystawiana była na liczne przeszkody, ta dwójka dzielnie trwała u swego boku. Nie wiedzieli tylko, czy z prawdziwej potrzeby przebywania ze sobą czy dlatego, że nikt inny nie chciał przebywać w ich towarzystwie. Problem bycia nonkonformistą polega na tym, że powyżej pewnego poziomu awangardy nie ma się już znajomych.
- Na litość boską, Klaro!- jęknął Michałek. – Mogłabyś używać chociaż podstawek pod szklanki!
Poranne słońce wpadało do kuchni. Połączenie rustykalnego charakteru mebli ze starego, ciężkiego drewna z modernistycznym oświetleniem oraz bliskowschodnimi akcentami w postaci pstrokatych makat na ścianie i poduszek rzuconych na ławie, pozwalało odczuć spierającą się w tym wnętrzu energię domowników. Michałek siedział przy stole i jadł śniadanie. Kanapki razowego chleba, posmarowane pastą z soczewicy popijał filiżanką zielonej herbaty, lekko już wystygłą, co go delikatnie zirytowało. Gdy zobaczył, jak Klara nalewa wrzątku do kubka i przy tym niedbale rozlewa wokół wodę, poczuł jak jego oddech przyspiesza, a zęby zaciskają się coraz ciaśniej. Wziął jednak głęboki oddech, policzył do dwudziestu począwszy od co drugiej liczby parzystej, a następnie wstecz od co trzeciej liczby nieparzystej i postanowił spokojnie wyjaśnić jej powody, dla których nie powinna stawiać gorących szklanek bezpośrednio na blat.
- Chociaż?!- Klara wykrzywiła się w grymasie, wyrażającym powątpiewanie w zdrowe zmysły Michałka, a jednocześnie pomieszanym z poranną sennością. Wspinając się na palcach, sięgnęła do górnej półki po słoik z cukrem, otworzyła go i powąchała. Słodko-mdły, lekko wilgotny zapach brązowych kryształków zdawał się być tym, co ją w pełni zadowala. Wsypała dwie łyżeczki cukru, powoli zamieszała i odłożyła łyżeczkę, nie przejmując się tym, że wycieka spod niej jasnobrązowa strużka. Zadumała się przez chwilę i postanowiła dosypać jeszcze jedną łyżeczkę. Powtórzyła więc cały rytuał, zakończony głośnym odgłosem przełykanej kawy. Zmarszczenie brwi, mówiące, że chyba jednak przesadziła z ilością cukru, nie przeszkodziło jej w powolnym degustowaniu się napojem. Michałek przyglądał jej się z narastającym zgorszeniem. Szalę goryczy dopełniał zapach świeżej kawy będący aromatem, którego wręcz nie znosił. Klara podrapała się po boku i usiadła na ławie naprzeciwko Michałka. Ten spojrzał na nią jak matka szykująca się do prawienia morałów, gdy wraca się nad ranem z zamglonym spojrzeniem, mówiąc, że to tylko dwa piwa.
- Robią się plamy na drewnie, jak tak stawiasz te kubki, gdzie popadnie.
- Ty, Michałek, daj spokój. Nie masz się czego czepiać z rana?- Klarę zirytowała perspektywa braku możliwości spokojnego wypicia kawy, bo znała Michałka i wiedziała, że jeśli tylko znajdzie sobie jakiś problem, to nie może przestać gderać. A poranek, zaczynający się w sposób taki jak ten, właśnie to sugerował.
- No to zobacz sama. Pod wpływem ciepła odciskają się takie kółka- sięgnął po argument merytoryczny, sądząc, że może przemówi to do wyobraźni dziewczyny. Jego herbata już całkowicie wystygła, a leżąca na talerzyku, nadgryziona kanapka czekała, aż ją dokończy. Michałek najwyraźniej porzucił jednak zamiar jej zjedzenia, mając ważną misję do spełnienia. Powaga tej chwili wymagała nawrócenia Klary na właściwe tory adekwatnego zarządzania gospodarstwem domowym. Kanapka musiała zaczekać.
- Odciska to ci się chyba w głowie od nadmiaru czasu- odcięła się Klara. Przysunęła sobie w swoją stronę leżący talerzyk z niedokończoną kanapką, pociągnęła nosem i z ukontentowaniem stwierdziła, że w takim razie śniadanie ma gotowe. – Nie jesz już tego? – i nie czekając na odpowiedź podniosła kanapkę do ust, zagłębiając zęby w maziowatej gęstwinie pasty i lekko suchych skórek chleba. Jej wyraz twarzy po tym, jak przełknęła kawałek, sprawił Michałkowi dziką satysfakcję. Poczuł, że odpłacił jej za ten gorzko-kwaśny smród kawy i ostentacyjne łamanie zasad użytkowania kuchni. A ranek zapowiadał się tak wspaniale. Miał umówione bardzo obiecujące spotkanie w sprawie pracy, na którą bardzo liczył. Zdawał sobie sprawę, że w jego obecnej sytuacji przebieranie w ofertach jest opcją, delikatnie mówiąc, mało realną. Niemniej jednak, praca przy rozdawaniu ulotek była dla jego godności haniebnym i bolesnym kopniakiem oraz dowodem drwiny życia. On, Michałek, miał misję do spełnienia i było to nawet coś znacznie bardziej istotnego, niż uczenie Klary jak prawidłowo stawiać kubki na stole. Przeznaczeniem Michałka była walka o ideały. Zrozumiał to już dawno. Już na studiach, urządzając pikiety w obronie praw szczurów wykorzystywanych haniebnie w eksperymentach laboratoryjnych wiedział, że jego rolą jest uświadamianie tych, którzy tej świadomości są pozbawieni.
- Fuj... Nie możesz jeść czegoś normalnego? – wzdrygnęła się Klara, przepłukując usta kawą. Odsunęła od siebie talerzyk z niesmakiem, jakby kanapka była co najmniej spleśniała. Oznaczało to, że będzie zmuszona przygotować sobie śniadanie sama. Westchnęła ciężko. Michałek udał, że nie słyszy jej pytania. Rozłożył się na oparciu, zaplatając ręce na brzuchu.
- Idę za chwilę na spotkanie w sprawie pracy. Jako account manager.
- Dupont...co? – podniosła z powątpiewaniem wzrok znad kubka.
- Ekant menedżer- wycedził przez zęby, żeby dobrze zrozumiała. – Czyli przedstawiciel handlowy, dyletantko. Jakaś nowa, duża firma szuka ludzi energicznych, rzetelnych i komunikatywnych. Z możliwością awansu. W dodatku oferują firmowy samochód.
- Rozumiem, czyli będziesz pracował jako Wciskacz Kitu – dodała rezolutnie Klara, po czym zauważyła przytomnie- przecież ty nie masz prawa jazdy.
- Masz, nie masz. Przecież niektórzy jeżdżą i bez tego.- wstał, zabierając ze stołu naczynia do zlewu, po czym zmoczył gąbkę i zabrał się za wycieranie blatu. Najpierw na mokro, żeby zebrać wszystkie okruszki, a następnie za pomocą czystej szmatki na sucho.- Przesuń się- poinstruował Klarę, która posłusznie podniosła ręce z kubkiem do góry.
- To tak jak w politce, niektórzy nie mają matury, a rządzą....- zamyśliła się Klara.
- No, widzisz. Bo u nas się ceni ludzi z pomysłami. Obrotnych. Muszę już iść. Nie nakrusz, bo będziesz sprzątać. – Michałek zaglądnął do teczki, sprawdzając jej zawartość. Po upewnieniu się, że jest w niej wszystko co trzeba (CV- jest, chusteczki higieniczne- są, portfel- jest, plastry na otarcia – są, jakieś długopisy, telefon i masa papierków po gumie do żucia- z tym trzeba będzie zrobić porządek po powrocie), poprawił krawat i wyprostował się. Klara czuła, że Michałek nie chce się przyznać nawet sam przed sobą, że jest zdenerwowany. Wiedziała, że bardzo liczy na tę pracę i bała się, że ewentualna porażka może wpędzić go we frustrację. Michałek od czasu odebrania dyplomu i oblania do dętki tytułu magistra, był bezrobotny. Michałkowa teoria względności głosiła, że on szuka pracy, ale praca nie szuka jego. Klara podejrzewała, że jest raczej na odwrót. Przed Michałkiem mnożyły się niezliczone trudności, gdy tylko otwierał gazetę na stronie z ogłoszeniami o pracę. A to za daleko, to na umowę- zlecenie, to nienormowany tryb pracy, a to tylko kobiety i to w dodatku o miłej aparycji, a to coś innego. Wszystkie te powody były oczywiście niepodważalne i absolutnie uniemożliwiające podjęcie pracy. Żadna oferta nie była dla niego wystarczająco dobra.
- Tylko nie mów od razu wiesz czego, bo się wystraszą- rzuciła mu Klara, ładując głowę do lodówki w poszukiwaniu czegoś, co nadawałoby się do zjedzenia. Oprócz resztek pasty z soczewicy i ususzonego pomidora, była jeszcze puszka tuńczyka w oleju i kawałek żółtego sera o niewiadomej dacie przydatności do spożycia. Postanowiła zaryzykować i zrobić sobie z nim kanapki. Wykorzystując nieuwagę Michałka, zajętego końcowym poprawianiem fryzury w lustrze, zabrała talerzyk z kubkiem i poczłapała do swojego pokoju. Usiadła przed cicho pracującym komputerem, a po chwili z głębi mieszkania usłyszała zamknięcie drzwi.
– Nareszcie- pomyślała- wolność dla obywateli.
Po trzech godzinach, w momencie oddawania się czystej, intelektualnej satysfakcji czytania najnowszych wiadomości w internetowym portalu, Klara usłyszała najpierw przekręcający się klucz w zamku, potem huk rzucanej o ziemię teczki (wywnioskowała po tym, że kątem oka zauważyła sunący po podłodze czarny kwadrat), a następnie wyszukane przekleństwo, sugerujące, że Michałek jednak pracy nie dostał. Usłyszała, jak się szamoce w kuchni, przeklinając teraz na czajnik. Zastanawiała się, czy siedzieć cicho w pokoju i udawać, że jej nie ma, czy jednak wyjrzeć do niego. Stan, w jakim znajdował się teraz Michałek, pozwalał jej na wysunięcie przypuszczenia, że ona również oberwie, jeśli pojawi się w zasięgu jego pola rażenia. Ostatecznie postanowiła zaryzykować. Michałek właśnie szarpał kabel, próbując go rozplątać i podłączyć do gniazdka, gdy zobaczył wychylającą się zza futryny jasną głowę Klary.
- Czego?!- warknął groźnie, wydając z siebie niedźwiedzi pomruk- herbatę robię.
Klara spojrzała na plątaninę kabli w ręku chłopaka. Rozsupłanie ich najwyraźniej przekraczało jego możliwości manualne. A jeszcze nie tak dawno temu chwalił się, że jego palce rozwiązują wszystko. Zwłaszcza kobiece języki. Chwila obecna sugerowała raczej, że nie poradziłby sobie nawet z rozwiązaniem sznurówek butów.
-To znaczy, mam nie pytać, jak poszła rozmowa?- zapytała Klara, zachowawczo cofając się za futrynę. Zrobiła tak na wypadek gdyby Michałkowi, w odwecie za swoje niepowodzenie, przyszła do głowy mordercza myśl, aby rzucić w nią czajnikiem lub rzeźnickim nożem do filetowania mięsa. Na szczęście Michałek sprawiał wrażenie skoncentrowanego na absolutnej autodestrukcji, dlatego nieco uspokojona zdecydowała się jednak wejść do kuchni. Postawiła na stole dwie filiżanki w chińskie wzory, cukiernicę wypełnioną drobnymi kryształkami brązowego cukru oraz dwie łyżeczki. Wygładziła niewidzialne zagniecenia na obrusie, aż wreszcie usiadła, trochę niepewnie, na skraju ławy. W tym czasie Michałkowi jakimś cudem udało się podłączyć do gniazdka wtyczkę, niemniej jednak wciąż nierozplątanego, kabla. Odwrócił się do Klary plecami, jak obrażony nastolatek, położył obie dłonie na blacie i czekał do momentu, w którym zagotuje się woda w czajniku. Po chwili woda zaczęła bulgotać coraz bardziej i bardziej, aż drobne krople wrzątku wylewały się na zewnątrz, chaotycznie rozbryzgując się po blacie. Michałek patrzył na nie beznamiętnie, nawet nie próbując sięgnąć po ścierkę. Wszystko to ku osłupieniu Klary, która w sekundzie przeanalizowała różne możliwe scenariusze jego zachowania: od prania mózgu począwszy, przez trepanację czaszki, na podstawieniu sklonowanego Michałka skończywszy.
- Tak...- mruknęła do siebie, stukając paznokciami po obrusie, zdradzając tym samym głęboką fazę myślenia, w jakiej się znajdowała.- to na pewno to...
Spojrzała na chłopaka z postanowieniem znalezienia jakichkolwiek oznak, które sugerowałyby, że Michałek to nie Michałek. Na pozór wszystko się zgadzało. Ciemne włosy zachodzące na kark, jak zwykle starannie uczesane i ułożone według najmodniejszego tego sezonu designu. Blizna na skroni niewiadomego dla Klary pochodzenia. Zapowiadające nadciągającą burzę, chmurne spojrzenie znad przymrużonych rzęs, udekorowane ponadto zblazowaną miną, sugerowaną przez wygięte w łuk, pełne wargi. Słowem: cały Michałek. Coś tu jednak nie pasowało. Ta obojętność na rozlewające się wokół krople wody była zupełnie niepodobna do niego. Po prostu Michałek tak się zazwyczaj nie zachowywał. Zazwyczaj, to znaczy ciągle, biegał ze szmatką i pedantyczną paniką w oczach, ścierając każde drobinki kurzu, które zdołał dostrzec. Nie oszukujmy się, mimo, że Klara uważała to za psychotyczne i totalnie pomylone zachowanie, to jednak bezczelnie korzystała na jego dziwactwach. Teraz przeraziła się, że to ona będzie musiała sprzątać. Zaczęła się bawić cukiernicą, mieszając łyżeczką w te i we wte znajdujący się w środku cukier. Z definicji jest to czynność wielce absorbująca, pozwalająca rozładować napięcie i zebrać myśli. Najczęściej praktykowana przez ludzi, którzy chcą coś powiedzieć, ale nie wiedzą jak. Albo nie chcą czegoś powiedzieć i też nie wiedzą jak. Tak więc Klara grzebała w skupieniu łyżeczką, zastanawiając się co zrobili z Michałkiem na spotkaniu. Tymczasem Michałek zaparzył herbatę i bez słowa usiadł naprzeciwko niej. Ich oczy spotkały się. Klara przygryzła wargę, czekając na reakcję Michałka. Chłopak patrzył na nią jeszcze przez chwilę, jakby przeżuwając to, co zamierza jej powiedzieć. Nie wiedział, czy powinien się przyznawać do tego, co się wydarzyło. Ostatecznie nie jest to miła wiadomość. Trochę bał się, jak Klara to przyjmie. Podejrzewał, że może ją to zaboleć, a nie chciał sprawiać jej przykrości. Patrzył na nią i patrzył, a ona tym swoim cielęcym wzrokiem, wlepionym w niego w oczekiwaniu na to co usłyszy, wcale nie ułatwiała mu podjęcia decyzji. Michałek niepewnie podrapał się za uchem. Klara wiedziała, co oznacza ten gest, w końcu znała chłopaka bardzo dobrze. Widząc go w momentach rozstroju żołądka po przedawkowaniu błonnika, znokautowania przez zapalenie migdałków z powodu zbyt zimnego soku z lodem, a nawet wysypki po niedokładnie umytych truskawkach, zrozumiała, że stan w jakim znajduje się Michałek jest dosyć ciężki. Chociaż nie, po truskawkach było znacznie gorzej. Nie ruszał się przez tydzień sprzed lustra, co pięć minut sprawdzając, czy czerwone kropki na twarzy czasem się nie przemieściły w inne miejsce. Jakie- w to Klara nie chciała wnikać. Z ulgą więc stwierdziła, że przypadek jest ciężki, ale nie beznadziejny. Postanowiła, że cokolwiek to będzie, postara się potraktować go łagodnie, chociażby ze względu na to, że usta Michałka wygięte były w wyjątkowo duży łuk. Michałek wziął głęboki oddech.
- Przyznałem się- powiedział w końcu, a następnie opadł jak balonik z którego spuszcza się powietrze. Wyglądał mizernie. Lekko zmiażdżony, przytłoczony egzystencjalnym ciężarem kurczącego się bytu. Tak właśnie się czuł. Natomiast Klara na dźwięk tych słów wyprostowała się jak struna.
- Coo?!?- było jednak gorzej, niż przypuszczała. Wiedziała, że ta chwila kiedyś musi nastąpić, ale jak to w życiu bywa, lubiła się łudzić. Sądziła, że może jednak to nie będzie konieczne. A tu proszę, zdarzyło się naprawdę, i w dodatku tak prędko. To oznaczało tylko jedno: Michałek musiał być naprawdę zdesperowany. Z jednej strony czuła złość, a z drugiej było jej go po prostu żal. Pierwsza wściekłość zaczęła powoli topnieć, gdy widziała jak cała ta sprawa przygnębiła Michałka. Czuła się w obowiązku podtrzymania go na duchu. Spróbowała najdelikatniej i najsubtelniej, jak umiała – Kurna, Michałek, jak mogłeś?!?
Cisza. I tylko uciekający spod kantów łyżeczki cukier wydawał niepokojące, coraz szybsze odgłosy przesypujących się kryształków.
- A nie mówiłam...- jęknęła.- Ostrzegałam cię, jak wychodziłeś.
Nadal cisza.
- Dobrze wiesz, czym to się zawsze kończy. Zawsze!
W dalszym ciągu cisza. Tyrada Klary zaczynała współbrzmieć z kryształkami, które jak gdyby zdawały się jej wtórować w pocieszaniu Michałka.
- Czy kiedykolwiek było inaczej?!?
Michałek wiedział, że nie może zaprzeczyć, ponieważ Klara miała rację. Czuł się winny, tak bardzo winny, że cała jego misyjna ideologia wydawała się być w tej chwili tak daleka i nieosiągalna, jak pewna brunetka, będąca mglistym wspomnieniem pierwszej, platonicznej miłości z przedszkola. Czekał na ostateczny cios Klary, wbijający w jego serce ostry szpikulec do szaszłyków, nasączony zjadliwie sączącą się trucizną. Nie, Michałek wcale nie miał tendencji do dramatyzowania. On przeżywał. A Klara szykowała się do ataku. Widział to w jej oczach, wąskich jak dwie mysie szparki, zmarszczonym, piegowatym nosie i ściśniętych w wąską kreskę wargach. Przebierała w cukiernicy coraz szybciej, aż do rozsypania dookoła skruszonego miałko pyłu, co okazało się momentem kulminacyjnym.
- Michałek, jak mogłeś przyznać się, że jesteś filozofem?!? -
Powiedziała to. Powiedziała to na głos. Michałek wiedział, jak go wszyscy traktują. Wiedział, że ilekroć przyznaje się potencjalnym pracodawcom, że ukończył filozofię, oni dyskretnie wymieniają między sobą spojrzenia i nagle taktownie udają się na przerwę obiadową. Dzięki Bogu, przed totalnym poniżeniem ratuje go polityczna poprawność. Tym razem nie było inaczej, i z ciężkim bólem musiał przyznać Klarze rację. Nikt nie chciał go zatrudnić. Chyba jedyne, co mu pozostało to roznoszenie ulotek. I nagle przyszło olśnienie. To właśnie była jego misja, właśnie po to się kształcił. Całe lata jego wytężonej pracy umysłowej, godziny przesiedziane w bibliotece, spędzone na kartkowaniu filozoficznych dysput w oryginale, prowadziły go w kierunku tego samospełnienia. Ostatecznie uświadamiać można na wiele różnych sposobów. On, Michałek, postanowił przyjąć tę odpowiedzialność. Wstał, dumny z tego, że żyje w kraju umożliwiającym mu samorealizację na różnych szczeblach kariery, oferującym szereg działań prowadzących do ciągłego kształcenia się i prowadzenia perspektywistycznej egzystencji.
- Ty, Michałek...- zaniepokoiła się Klara, i cofnęła nieco, widząc jego nagłą zmianę. Była ciekawa o co chodzi tym razem. Wyglądał, jakby wrócił do siebie. Klara dostrzegła cień prawdziwego Michałka. Zastanowiła się, czy nie wolała tego beznamiętnego, tępego, michałkowego klona. Przynajmniej nie była narażona na wybuchy nagłych impulsów, bądź co bądź nieprzewidywalnych. Teraz Michałek zdradzał wszelkie przejawy ostrego zaangażowania w sprawę. Policzki pałały mu żądzą działania. Burza minęła, przyjmując ceglany odcień piernika. Poddać się? O nie, trzeba doprowadzić misję do końca. Michałek przybrał swoją irytująco- mentorską pozę.
- Na litość boską, Klaro! Zobacz, co zrobiłaś z cukrem!
Jedyną odpowiedzią było ciężkie westchnięcie Klary.