Świt

severfire

― Delikatnie podyktowalem zwariowane słowa. Nie pytał o co mi chodzi. Uśmiechnąłem się, nie lubię pytań, na które nie znam odpowiedzi. Śmieszne jacy ludzie potrafią być kiedy są nietrzeźwi. Ktoś zapukał, poszedłem i otworzyłem drzwi. Był to Bóg. Przyniósł czerwone wino. Powiedziałem mu, że nie piję czerwonego. Kolega się zaśmiał. Bóg zaraz po nim. Jaka różnica, kiedy idziemy w tą samą drogę? Zawsze kiedy zamykam oczy budzę się za mgłą. Za mgłą dostrzegam innych ludzi. Też się śmieją. Szalone - myślę. Ktoś zapomniał zgasić Słońce… dokładniej żarówkę. Ale to bez znaczenia, miejsce bez znaczenia też. Po takich snach zawsze budzę sie przypięty pasami do łóżka. Ciekawe – myślę. Cieńką czerwoną linią kreślę wzrokiem sufit. Wychodzi przez okno. Tam też są ludzie. Ci z moich snów. Świat oszalał czy się upił? Czy to co widzę i jak widzę jest takim jakim jest,  panie doktorze?

― Relatywnie.

severfire
severfire
Opowiadanie · 21 września 2007
anonim
  • sick
    Choć chwyt stary jak świat, to realizacja jest niezła, końcówka relatywnie dobra :)

    · Zgłoś · 17 lat
  • severfire
    hej, dzieki za komentarz i glosy. --- chcialem tylko dodac ze z oryginalu usunalem pierwsze zdanie. wiec omijajcie je ;-) dzieki

    · Zgłoś · 17 lat