Może nie jestem z tego samego świata. Przekreślam kolejne słowa, bo nie mają sensu. Za długo już piszę to samo w kółko. Wystarczy, postawię kropkę na końcu zdania. Wyjdę przez drzwi – te, które są w suficie. Może znajdę coś nowego, nowe twarze, nowe kolory. Tam w niebie pewnie jest inaczej, nie to co tu… Może każdy macha tam białą flagą. Biały ostatnio jest taki popularny. Ale chyba nie warto – mogę niechcący pomylić drzwi i wejść tam, gdzie diabeł mówi dzień dobry na dobranoc. Zdecydowałem, że wyjdę przez dziurkę od myszy. Wkońcu mieszkamy razem od dośc dawna.
Zjadłem sobie magicznego grzybka, popatrzyłem w lusterko i pomyślałem sobie jąką formę mam przybrać. Stałem tak i stałem – aż w końcu lusterko powiedziało mi, żebym się odpieprzył. Zdziwiłem się. Magia zazwyczaj działała. Bez sensu. Zmieszany chwyciłem starą księgę magii, którą dostałem w spadku od właściciela tego wielkiego białego sześcianu, w kórym żyję. Jak się tu znalazłem? Nie pamiętam. Może wpadłem tu przez drzwi, które są w suficie? Podczas tego upadku musiałem się dość mocno uderzyć w głowę – zawsze mnie boli.
Otworzyłem księgę na stronie sto drugiej… Wiedziałem! Zapomniałem zapytać lusterko o zdrowie. Jednak zawsze jest dobrze być kulturalnym. Podniosłem lusterko i tym razem zrobiłem wszystko jak należy.
Moje ciało zaczęło się kurczyć. Powietrze zaczęło mnie dusić. Wszystko było takie dziwne i zarazem śmiesznie. Upuściłem lusterko, które głucho uderzyło o ziemię. Wykrzywiłem twarz. Upadłem na ręce. Dopadł mnie skurcz… zasnąłem.
Musiałem obudzić się chwilkę później. Dalej był dzień. Uśmiechnąłem się i podruchtałem do dziurki w białej ścianie. Ciekawe jak wyglądał mój sąsiad?
– Halo? Czy jest tu ktoś? – moje echo odbiło się od wszystkich ścian. Wszystko śmierdziało. Ale chyba da się przywyknąć. Do wszystkiego da się przywyknąć.
– Tutaj! – moim oczom ukazała się stara brodata mysz, która wyszła z cienia. – Mam na imię Ferdynand. Witaj w moich skromnych progach! – następnie dodał z ironią – niemądry młodzieńcze!
– Dlaczego? Czy coś jest nie tak?
– …bo widzisz, byłem kiedyś taki jak ty… miałem to co ty. Teraz jedyne na co czekam każdego dnia, na co czekałem, jest to, kiedy mi zostawisz jedzenie na skrawku stołu.
– To ty byłeś tutaj cały czas?!
– Chciałem uciec. Tak jak ty.
– Ale ja mogę wrócić. – uśmiechnąłem się.
– Nie, popatrz na siebie, jesteś teraz taką samą szarą myszą, jak ja. Nie będziesz miał siły otworzyć księgi. Ale nie martwię się już o to. Ja już zaakceptowałem mój byt. A teraz bynajmniej mam kompana.
Na chwilkę zapadła cisza. Najwyraźniej oboje pomyśleliśmy o tym samym.
– Ale… kto będzie nas teraz karmił? – zapytałem i skierowałem swój wzrok w podłogę.
Nagle usłyszeliśmy ogromny huk. To chyba było największe trzęsienie ziemi, jakie przeżyłem. Później usłyszeliśmy kolejny huk, tym razem ziemia tylko zadrżała.
Po chwili do naszych uszu doszedł przerażający dzwięk…
– Miaaaau!
zdecydowanie brakuje lekkości i wykończenia, dialogi jakieś takie trochę na siłę, choć sam pomysł może być, acz odkrywczy nie jest (przeczytaj "Lola" Mrożka).