z głębin świadomości niewiedza

gravity-of-love

Zastanawiając się nad ogólnym kształtem nieokreślonej postaci rzeczy uwidacznia się pewna istota bezpostaciowa wnikając do nieistniejącego wnętrza przybierając formę zatrutej rzeki spływającej kropla po kropli w nienasycone usta pełne jadu aż piecze w język ostrzem przebijającym słowa słoneczny uśmiech kolejnego dnia pada deszcz kwaśny jak gorzkie łzy rozstania w ołowianą godzinę gdy trzeba czegoś czego się nie chce aby całość miała ten swój pierwotny zamysł znikającego oddalania się od siebie wtedy to uświadamiać sobie jak bardzo troszczymy się o to dotychczasowe bycie szukając dnia każdego jakiegoś uchwytu w prostej czynności w chwili konania gdy sięgamy po największy skarb tego drugiego człowieka jego oczy jak klejnoty lśniące łzami witają nas żegnając wraz to życie tak cicho milczące mgnieniem oka razem z odlatującymi motylami unosi się wśród tumanów kurzu spalinowego na różowe twarze pulchnych dzieci bawiących się w piasku w ‘palenie...’ ale tak naprawdę to kiedyś przyjdzie dzień by i jakoś nie wiem czy jest możliwym odejść tak bez pożegnania tak zapatrzonym w te kryształowe oczy którym patrzy jak z kamienia niemy wzrok bez czucia bez emocji bez wytchnienia bezpowrotnie zabiera nam tę radość umierania w twoich ramionach jestem sama wśród miliona ale nikt nie jest podobny do nikogo gdy spływasz w dół ślimaczącą się po szybie wodą i tylko promyk słońca rozświetla to ponure zakończenie a czas odgrywa tu znikomą rolę tym razem odstawiony na bok nie ma swego wymiaru przerażającego czas bez wpływu upływa niemo po deskach marzeń nieheblowanych a wszystkie owce milczą na temat wilka nie wiedzieć czemu ptasia grypa dopadła pawia i teraz pióra mu się posypały rozbrzmiewając w błocie ogromnym krzykiem czego to zapowiedź ja też a może by tak bo ja nie wiem malutkie stópki zeskrobane z życiodajnej ściany jak krowa muczą boleśnie że one też by chciały żyć jak można! nie będzie już żadnych stópek niechcianych teraz są nowe sposoby jak to boli...
dlaczego rzeczywistość tak boleśnie daje się nam we znaki odczuwaniem kolejnych rozterek pośród cieni odbitych w lustrach zakrzepłej wody zimą nie chcemy kiedy przerażające myśli mrożą wspomnienia o marzeniach o pragnieniach ich spełnienia wtedy śmiertelna zima zapada na oczy późną godziną samotnie do domu nie dojdziesz ale sen tak posunie się za daleko swym obrazem zniszczenia pod powieką zawisłą na brzegu rzeczywistości wszyscy jesteśmy głupcami błądzącymi po omacku gubimy się w tłumie najprostszych spraw by ktoś mógł nazwać to o czym zapomnieliśmy na długo w zimowy popadając obłęd kilku chwil w jego... szczękach rozszarpujących wiarę że może jeszcze gdzieś jest nasz dom zbudowany ze szkła w którym płynie życiodajne mleko tak mocno pragnąc otulamy się coraz większym chłodem serca obcego jak ty który to czytasz znikome prawdopodobieństwo że kiedyś się poznamy musielibyśmy umrzeć na to na poznanie ściska w gardle i rośnie wielka kula która nie rozbłyśnie światłem to wysychający strach mrocznego pragnienia które zostało spełnione skinieniem najmniejszego palca enter jestem choć na chwilę byłam
dzieli nas przestrzeń miliona niepoliczonych sekund w cichym spojrzeniu na zegarek to nie ma znaczenia teraz
chyba można spojrzeniem w gwiazdy koniec świata przeżyć zatopić wzrok w pustej ziemi podlej mnie swoją niepewnością a ja pokażę ci drzwi do szczęśliwego zakończenia coś we mnie rozrywa resztki poczucia stabilności we śnie zapadam w odrętwienie by obudzić się na kilka malutkich liter które muszą mi wystarczyć za cały wszechświat którym dla mnie byłeś jest tak ciemno że nawet cisza nie chce mówić nie mogę patrzeć przez otwarte oczy czym świat się rozkruszył ja nie wiem ale wiem że nie poskładam go w twoim objęciu zdradliwego pocałunku niezłożonego to był błąd tak pragnę ale to też na chwilę bo nic nie trwa wiecznie i ja kiedyś też!
gravity-of-love
gravity-of-love
Opowiadanie · 12 października 2007
anonim
  • Marek Dunat
    bardzo proszę gravity .

    · Zgłoś · 17 lat
  • ataraksja
    O nie! Tym razem NO PASARAN. Gravity, zlituj się - niech by to była proza poetycka, krótsza forma, ale już w takiej objętości kompletny brak znaków interpunkcyjnych to koszmar z ulicy wiązów. Powiedz mi gravity, co mam o tym myśleć stojąc po czubek głowy w płynącym potoku słów - tonę? I choć pojmuję, że to swobodny strumień podświadomości, to nawet Marcel Proust tworząc swój własny kosmos, zostawiał czytelnikowi margines dla oddechu.

    · Zgłoś · 17 lat
  • sick
    jedni przelecą ten tekst wzrokiem stwierdzając, że nie jest wart mordęgi, inni pochyla się z uwaga i utoną łowiąc przed śmiercią kilka miłych perełek, ale mimo wszystko utoną...
    pozdrawiam

    · Zgłoś · 17 lat
  • sick
    co sie chyba wywrotka popsuła

    · Zgłoś · 17 lat
  • sick
    czyzby działało?

    · Zgłoś · 17 lat
Usunięto 1 komentarz