Byliśmy tam, w lekkiej wieczornej mgiełce, panowałby już zmierzch, gdyby nie setki kolorowych lampioników dookoła. Wędrowaliśmy od grobu do grobu... Każdy z nich skrywał historię czyjegoś życia, historię wartą chwili zadumy, odrobiny szacunku... Śmialiśmy się, kpiliśmy z tych, co leżeli i tych, którzy przybyli tam ukołysać swe dusze, może sumienia, przywołać wspomnienia czegoś... kogoś, lub może chcieli bezmyślnie postawić tam świeczkę, odejść i zapomnieć.
…Pater noster, qui es in caelis sanctificetur nomen tuum... adveniat regnum tuum...
Przeskakiwaliśmy kolejne nagrobki, nasz niezdrowy chichot budził zgorszenie. Było to zachętą do dalszej zabawy. Byliśmy wielcy, drapieżni, wszak na przekór świętu świetnie się bawiliśmy. Za nic mieliśmy pomniki, daty, nazwiska...
…fiat voluntas tua..sicut in caelo et in terra…
Przecież tych ludzi już dawno nie ma, przegrali swe życie, pokonał ich czas, a my ? Jesteśmy tu i teraz, młodzi, silni, w tej chwili nieśmiertelni.
Czemu ? Co się z nami działo ? Co chcieliśmy osiągnąć ? Byliśmy przecież wrażliwymi nastolatkami z dobrych rodzin szanujących tradycje.
...panem nostrum quotidianum da nobis hodie...
Za dnia...
Noc budziła więcej niż blask gwiazd - budziła blask naszych oczu. Niezdrowy i znienawidzony.
Benzyna rozlana na pomniku...zmysłowy taniec płomieni pochłaniający sztuczne kwiaty z silikonowymi kroplami rosy na tekstylnych liściach.
...et dimmite nobis debita nostra…
I ludzie. Ludzie oddalający się spiesznie, recytujący mantry przekleństw na nas - wandali.
...sicut et nos dimmitimus debitoribus nostris…
Oto stoję z nienagannym akcentem wygłaszam pater noster do trzymającego w zębach plastikową, okopconą różę młodzieńca z koloratką z tekturki..
Kto tu jest bardziej chory? Przecież oni przynoszą kwiaty zakopanemu mięsu!
A tak naprawdę sobie...swej pamięci. Jakby na coś liczyli...na co, do diabła... na co można liczyć w tej dziurze ?!
Zauważam cmentarz dziecięcy ukryty wśród drzew... na topoli kartka "nie śmiećcie swoim dzieciom" - dobre, nie ? Mamy aparat upamiętniamy więc wycieczkę fotkami z "rówieśnikami". "A dobrze ci tak - jakbyś nie zdechł, może dałbyś mi wczoraj ściągać na matmie" – półżartobliwie przełamujemy lody z rocznikiem ’88.
…et ne nos inducas in tentationem sed libera nos a malo.
Tego dnia nikt z nas nic nie pił. Wystarczyło to, co działo się dookoła. Struchlało-nabożne twarze ludzi pielęgnujących swoje cierpienia. Jakże niemożliwe do pojęcia. Jakże groteskowe. Patrzyliśmy w zdumieniu na wszystkich co tam byli, wypełniając (jakże po mrówczemu) swój obowiązek cierpienia. Może właśnie wtedy uświadamialiśmy sobie, że nawet odgryzając główki różom (po złotówce u przekupki spod bramy) i żując lakierowo-czerwone liście, kalecząc sobie usta drucianymi łodyżkami obleczonymi gumą - nie przewyższymy w grotesce obłędu tego dnia i tego miejsca.
Daleko od nas czarną chmurą snuje się między wieżowcami wiek XXI - epoka sterylności, hamburgera i sztucznej inteligencji.
A jeszcze dalej wieczność, która kiedyś zechce spojrzeć na siebie poprzez wszystkie chwile które ją tworzyły. Zapewne zacznie się wtedy obłędnie śmiać.
Tu na miejscu zaś są rzeczy. One nie umierają. One po prostu przestają być. Jak ludzie.
psajko
Opowiadanie
·
12 października 2007
-
ataraksjaPopraw literówki i interpunkcję. Odbierz także wiadomość w sprawie autoryzacji, którą posłałam pmką.
-
psajkoprzemyślę i zastosuję cenne rady..we właściwym nastroju..we właściwej chwili.
-
ataraksjaPoczekam :)
-
psajkow zasadzie milej by było widzieć słowo komentarza niż słupki ;)
-
ataraksjaWiesz co? To ja Ci powiem tak. Zabieram to na zajęcia z młodymi gniewnymi. Przeczytam. Pora odpowiednia. Ciekawa jestem ich reakcji ))