[01] On...

Valhalla

Nie lubi szpinaku, a szpinak jego. Kiedyś porzygał się w przedszkolu. Pamięta tylko, że miał żółte skarpetki, gdy chował głowę pod stolikiem w jadalni. I tak był gorszy od sąsiada, który rzygał po wszystkim i wszystkich nie chowając głowy. To mistrz i wicemistrz przedszkola w rzyganiu na odległość. Za to, lubi wszystko co smażone. To zasługa ukochanej babci. Kupowała najlepszą obsuszaną kiełbasę, nie taką jak te teraz, z chemią i papierem toaletowym o smakach ‘tesco’ i ‘real’. Zawsze ją smażyła, i teraz jak rasowy piesek, któremu zmiana karmy przewraca wnętrzności, je wszystko co smażone. Z przystawek lubi gumisie i sezamki. Za gumisie dałby się zabić. Albo by zabił. Tak, ta wersja stanowczo bardziej mu odpowiada. To na ‘deser’. Bo oprócz smażonego uwielbia też pomidorówkę. I to najlepiej taką gęstą, że łyżka staje. Nie jest wybredny w jedzeniu i smakuje mu wszystko co proste. Z jednym wyjątkiem. Miętowe mielone a’la Kuba. Uwielbia smyranie po plecach. To też zasługa babci. Babcia już odeszła i tylko Fiśka, zakradając się w nocy i bezszelestnie wskakując do łóżka, grzeje jego plecy.

Nigdy nie biegnie do tramwaju czy autobusu. Nawet jak jest spóźniony. Przecież przyjedzie następny. Nigdy się nie spieszy. Teraz. Kiedyś tak. Gonił wszystko i wszystkich. Tylko po co? I tak nie zdążył na swój pociąg. Z jednego wyskoczył w biegu. Przesiadł się do pośpiesznego, tak mu się przynajmniej wydawało, lepszego. Pośpieszny w pół drogi okazał się wąskotorówką i znowu został na peronie... Jego pociąg odjechał już dawno z innymi pasażerami zabierając z sobą jego jedyną miłość - Enikitę. Nie wie, czy byłby dobrym ojcem. Może. Nie da się jechać zbyt długo bez ważnego biletu. Miłość i wychowanie na odległość, to jak całowanie przez szybę. Potem dojeżdżał po parę stacji. Różnymi pociągami. Pierwszą klasą dla niepalących, a palił, innym razem kolejką miejską, która zatrzymywała się po kilkudziesięciu minutach. Raz lepszymi, raz gorszymi, ale nigdy nie jadącymi do końcowej stacji. Dzisiaj, gdy jest tyle przystanków i dworców może wsiąść do którego chce. Nie wie tylko gdzie miałby jechać.

Lubi mainstream w jazzie i amerykański rock. Jest konserwatystą. Margaret Thatcher to przy nim skrajny liberał. A... jest pedantem. Nie za bardzo z tym chcą się zgodzić inni, ale jak już coś robi (coraz częściej mu się nie chce) to dokładnie. Lubi tak o sobie mówić, bo ma satysfakcję, że można go jakoś określić. Być nikim, to smutne. Witam panie magistrze, witam panie profesorze, witam panie pedancie... Jak to ładnie brzmi. Można się przynajmniej po ludzku przedstawić.

Dostał kiedyś na religii, takiej prowadzonej jeszcze w kościele, dwie piątki za ładny zeszyt i opowiedzenie o życiu Abrahama. Jakie to proste – pomyślał. Jak przyjdzie ten czas, jeszcze raz opowie panu Bogu historię biblijnego patriarchy, i jak mu się spodoba, to go weźmie ze sobą. Na pewno się spodoba. Dostał przecież piątkę. Ale do nieba? Co on by tam robił? Nie śpiewałby w anielskim chórze – bo nie potrafi. Najlepiej wychodzi mu podrabianie Karela Gotta i to po kilku drinkach Fernetu. Za aniołami nie będzie się przecież oglądał, bo nie wypada. Z tym niebem to się musi jeszcze zastanowić...

Jedenaście razy w gipsie. To chyba lekka przesada. Jeden zawdzięcza bratu. Chodnikową płytę spadającą na jego dłoń podczas bombardowania twierdzy z piasku zapamięta do końca życia. Nie ma wyjścia. Swoje dłonie ogląda przecież codziennie. Dobrze, że w liceum skończyły się te wszystkie złamania, bo gipsu by zabrakło. Od tej pory tylko niegroźne potknięcia. A to blizna po nożu, to kopnął w lodówkę i na pogotowiu wylądował. Takie tam pierdoły.

Pisanie, to sprawa trochę bardziej skomplikowana niż wypadek w piaskownicy. Właściwie, to pisze z nadmiaru wolnego czasu, którego jak sam mówi nie ma za wiele. Trochę to bez sensu, ale to wersja dla ‘obcych’. Tak naprawdę traktuje je, jako własną darmową psychoanalizę. Chyba jest mu to do czegoś potrzebne, tylko nie wie jeszcze do czego. Póki co, dobrze się z tym czuje. I lepiej niech pisze niżby miał robić niepotrzebne nikomu internetowe strony. Nawet mu lekko idzie, co nie znaczy że dobrze. Zresztą znajdą się na pewno tacy, co go zjadą równo z ziemią i ustawią w szeregu.

Trochę w tym chaosu... tu coś skrobnie, tam coś smarknie ale zauważył, że są chwile, w których idzie mu stanowczo lepiej, i nie są to, jakby można się spodziewać późne noce przy kawie i fajorku. Siódma rano też się zdarza. Grzebie wtedy w zakamarkach swojej głowy ...jakieś strzępki dziwnych historii, stare wspomnienia, jakieś rzyganie w przedszkolu. Kogo to kurna interesuje? Chyba tylko jego. Zna takich, co drzewa genealogiczne rysują, a on pisze. Pisze dla córki. Tak, to bardzo słuszna koncepcja. Może trochę pożytku z tego będzie. Sam to wyda w trzech egzemplarzach, no może w pięciu. Złoży w InDesignie, wydrukuje na powielarce w pracy i zaniesie do introligatora. Ale jazda. A nagrodę za całokształt twórczości da mu Kuba i Majka, nowopoznana wielbicielka jego twórczości. A Beata? Ta zazdrośnica to mu najwyżej kopniaka zasunie, ...’a już nic’ – jakby powiedziała.
Valhalla
Valhalla
Opowiadanie · 10 listopada 2007
anonim
  • ataraksja
    "Najlepiej wychodzi mu podrabianie Karela Gotta i to po kilku drinkach Fernetu. Za aniołami nie będzie się przecież oglądał, bo nie wypada. Z tym niebem to się musi jeszcze zastanowić..." - dla mnie genialne :))... i dalej zresztą także. Żywioł narracji pełnej po brzegi życia, humoru, lekkiej ironii i dystansu wobec bohatera i świata.
    Powiem tyle - dawno nie czytałam czegoś tak przykuwającego uwagę i mam nadzieję, że Autor potraktuje jako wyraz mojego szczerego uznania prośbę, i :
    " ... lepiej niech pisze niżby miał robić niepotrzebne nikomu internetowe strony. Nawet mu lekko idzie, co nie znaczy że dobrze. Zresztą znajdą się na pewno tacy, co go zjadą równo z ziemią i ustawią w szeregu."
    Niezadowolonych i doszukujących się dziury w całym na pewno spotkasz Autorze, bo i tu ich nie sieją, ale po smrodliwych komentach ich poznasz... ja jestem w pełni ukontentowana i z zadowoleniem daję wyróżnienie :))
    Gratuluję.




    · Zgłoś · 17 lat
  • Said Muslim
    ode mnie bardzo dobry.
    bardzo dobra autospowiedź.
    podoba mnie się, ale czegoś braknie, zdecydowanie pod koniec. Nie ma w tym czegoś co uczyniło by to dziełem wybitnym, a z początku sprawia takie wrażenie.
    Tekst świetny, ale Gombrowicz to nie jest.
    Pozdrawiam i proszę o więcej!

    · Zgłoś · 17 lat
  • Ona
    hmm.

    Przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania, ale jakoś tu chciałam sie zatrzymać
    na dłużej.
    Może dlatego, że zainteresowała mnie ta zazdrośnica z kopniakiem ..?:)

    A tak na poważnie – świetnie napisane teksty.
    Gratuluję 'smaku'.
    Nad szpinakiem popracuj w kuchni bo to powielany stereotyp.

    Teksty czyta się lekko – a to chyba jest najważniejsze .
    Jest dowcip, luz.
    Pomysł spisania swojego życia w formie takich krótkich,
    lekkich opowiadań – polecam.
    Byłabym wierną czytelniczką. Pisz jak najwięcej.
    Pozdrawiam.


    · Zgłoś · 17 lat
  • anonim
    elektryczny-pies
    uwaga. zasiadam. piżama, związane rude kudły, papierosy. jak obiecałam, oto jestem.

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    sayonara
    "Bo oprócz smażonego uwielbia też pomidorówkę. I to najlepiej taką gęstą, że łyżka staje." ;d

    · Zgłoś · 16 lat