[05] Monza

Valhalla

Na torze Monza
Zając powił brzdąca
Taki malutki, okrąglutki cały
Szkoda, że samochody go rozjechały...

Z jego pamięcią bywa różnie. Jest dość wybiórcza, a i bieżące sprawy toczą się nieprzerwanie. Na mieście gadają, że mówi szybciej niż myśli, dlatego trochę ciężko w tym wszystkim się połapać i utrzymać chronologię. Trudno za nim nadążyć. No, Kubica to on może nie jest, ale na pewno ostatnie trzy lata spędził w 'pit-stopie'. To gumy wymieniał na deszczowe, to skrzydło musiał dokręcić... trochę tych napraw było. Chyba wybierze się na jazdę próbną. Ostatnie tygodnie spędził na rozmowach ze swoim trenerem. Doradzał mu jak brać kolejne zakręty, otuchy dodawał, dostarczał energetyczne napoje i do lekarza wygonił.

Ostatni wyścig w jakim brał udział zakończył się totalną rozpierduchą. Kilka razy dachował, a na koniec przypieprzył w betonową barierę. Początek był obiecujący. Poznał ją w domu swojego znajomego. To była przyjaciółka przyjaciółki przyjaciółki... Miała na imię Sylwia. Kiedyś odwiedził Wieśka, a tam na kanapie siedziała ona. Prawda jest taka, że hormony zrobiły swoje, bo po niespełna minucie odjebało mu kompletnie. Kolejna wizyta to konstruowanie misternego planu - jak się do tego zabrać? Niestety wszystkie narady wzięły w łeb, bo się przeziębił i na całym ryjku wyskoczyło mu zimno. Nie byle jakie, bo ustami ledwo ruszał, nie mówiąc o wyglądzie. Z pomocą przyszła technika. Wiesiek miał dyktafon, więc długo się nie zastanawiając nagrał słowa zachęty do wspólnej randki. Oczywiście jej realizacja miała nastąpić po jego kuracji. Wiesio, jak Agent 007, dyktafon dostarczył, a pomysł wypalił, bo się zgodziła.

Dalej wszystko potoczyło się normalnie, jeżeli normalnie to 200 na godzinę. Kilka standardowych podwózek pod jej dom i kilkugodzinne rozmowy w samochodzie. A się nagadał, historię swojego życia to ze trzy razy opowiedział. A trzeba było od razu. Na tylne siedzenie volvo i... Tak też się stało. A było ślicznie, bo to zima była. Okna samochodu całkowicie zaparowane i tylko po uginających się resorach można się było zorientować, że ktoś siedzi w środku. Siedzi...? Przecież to istny Julinek tam był. Osiemnaście lat różnicy zrobiło swoje. Fruwała jak 'flowerstic'. Najlepszy numer jest taki, że w tych ‘samochodowych’ sprawach był drugi. Przegoniła go Enikita, jego córka. I to o kilka lat. Kiedyś opowiedziała mu o swoim 'pierwszym razie', który miał właśnie miejsce na tylnym siedzeniu poloneza. Był dumny, że to jemu pierwszemu, a nie mamie o tym powiedziała. Ciekawe, bo o jej pierwszej menstruacji też dowiedział się przed Anką.

Świetnie gotowała, zwłaszcza 'curry'. Kiedy się do niego przeprowadziła, elegancko podane obiady stały się normą. To zasługa mamy jej byłego, ...a może ojca, z którym mieszkała. Jeżeli dodamy do tego umiejętność naprawiania komputera, nie wspomnę o jego obsłudze, oraz renowację mebli, to... Osobnym tematem jest jej twórczość poetycka. Za jego ‘kadencji’ tomik powiększył się o kilkadziesiąt stron. Oczywiście wcześniejsze strony ‘zapełniali’ jego poprzednicy. Kiedy się rozstawali, całość wydrukował, oprawił i wręczył jej na pamiątkę. Ma tylko nadzieję, że je zachowała wraz ze wspomnieniami. Oczywiście on zachował wszystkie w swoim komputerze.

Miała hopla na punkcie torebek i butów. Jak zresztą większość kobitek. Szpilki lub wysokie kozaczki w zestawieniu z białymi kabaretkami i... pielęgniarskim fartuchem (a pielęgniarką nie była), które zakładała na ‘specjalne’ domowe okazje rozruszałyby nawet ślepego księdza.

Po za wspomnianymi zaletami Sylwia miała jedną, najważniejszą – przynajmniej z punktu widzenia samca. Orgazm w trzy minuty, i to za każdym razem. Czasami nawet kilka. Prawdziwy dar.


Niestety, ile razy można zajmować ‘pool position’ lub wygrywać wyścigi? Kiedyś musiał nastąpić moment, w którym doszło do wypadku. Stracił refleks i wysiadła elektronika – w jego głowie. Był to najbardziej przykry okres w jego życiu. Nie dość, że sam ciężko to przeżywał, musiał patrzeć jak męczy się ona. Wreszcie nie wytrzymała i... odjechała.

Valhalla
Valhalla
Opowiadanie · 11 listopada 2007
anonim
  • ataraksja
    Uhm... Pasowałby mi tu podtytuł "Lepszy model". Fajnie się czyta, jest znów lekki dystans do bohatera, który zdaje się przechodzi coś w rodzaju andropauzy? ;)))
    Ale tym razem aż tak mnie nie porwał ten tekst. Chyba nie znoszę 200 na godzinę :D

    · Zgłoś · 17 lat
  • anonim
    elektryczny-pies
    szkoda,że go auta rozjechały.

    · Zgłoś · 16 lat