Fiśka układy
miała. Kiedy siedział w pracy, dogadała się ze skrzatami buszującymi po jego
mieszkaniu. A może to elfy były? Nieważne... Do tej pory w nie nie wierzył, ale
odkąd dał Kubie klucze pojawiają się regularnie. Nie widział ich na oczy, więc
nie wie jak wyglądają. Szukał ich ale spryciule nie dają się nakryć. Dziwne
jest też to, że te kurduple jakieś inne są od tych, które zna z bajek
Andersena. Te ‘normalne’, to wychodzą sobie w nocy, coś tam poprzestawiają i
rano człowiek skarpetek nie może znaleźć albo cały jest potargany. A te to
chyba w nocy śpią. Za to w południe, gdy jest w pracy, rozpierduchę robią
totalną. Wszystko na swoim miejscu tak, że nic nie może znaleźć.
Kiedy lodówka
warczy żałośnie z głodu, Fiśka zwołuje skrzaty i wysyła je po zakupy. Tak
myśli, bo przecież sama tego nie robi. Gdzie tam ona, na tych swoich krótkich,
krzywych nóżkach, dźwigająca ciężkie torby? One to są jakieś głupie. A może źle
przez Fiśkę poinformowane? Przychodzi z pracy, a tu sterta najrozmaitszego
makaronu wala się po kuchni i tyle tego, że zaczyna już po włosku gadać. Albo
sok pomidorowy. Jeden sok, drugi sok, hektolitry soku. Jak się uparły na
naleśniki, to do czasu jak im się pomysły na nadzienie nie skończył. Później
jabłka w cieście, kotlety mielone ‘łąką’ przyprawiane. Nie za bardzo mu
smakowały, ale pomyślał, że skrzaty pewnie trawę lubią i już nic się nie
odzywał. Teraz zrobiły się leniwe i sam musi sobie potrawy wymyślać. Oczywiście
surowce znajduje w lodówce. W sumie każda niespodzianka zrobiona przez skrzaty
jest jakąś odmianą. Czego to one nie wymyślają. Początkowo to nawet zostawiały
w jego komputerze informacje, co i gdzie mu powsadzały. Teraz już nie, bo
wiedzą, że sam znajdzie. Ale nie jest tak źle. Wcale nie narzeka. Wygodnie i
miło jest wracać do domu i mieć w lodówce ugotowany obiad. Tym bardziej, gdy
zostawia się ją całkowicie pustą.
Szczerze
powiedziawszy, to on sam, nie za bardzo przejmuje się gotowaniem. Zrobi coś na
szybko, żeby tylko żołądek napełnić i już. Czasami tylko, w nocy kanapkami
poprawi. Żeby te mądrale wpadły jeszcze na pomysł i posprzątały po tym nocnym
jedzeniu. A gdzie tam... śpią sobie smacznie, lenie jedne.
Przy zlewie pedantem jest raz na tydzień, i tylko wtedy zmywa gary.
Ponoć wodę oszczędza. A niech sobie zmywarkę kupi, a nie kit im wciska. Zlew
zawalony, wanna pełna prania, i bidule nie mają nawet gdzie na łyżwach
pojeździć. Widocznie zaczęło im to przeszkadzać, bo gdy przychodził, naczynia
były umyte a pranie rozwieszone. Z dywanem to zupełnie inna sprawa. Prawdopodobnie
Fiśka zorientowała się, że z niej kłaki lecą i gania kurduplów do odkurzania. W
sumie, to po sobie sprząta. Ale to wina jej pana. Gdyby ją regularnie czesał,
to skrzaty miałyby mniej roboty i telewizor mogłyby sobie pooglądać. Z przodu,
tyłu i wszystkich boków. Jeszcze nie wpadły na pomysł jak go włączyć. Mówiłem
przecież, że one jakieś głupie są.
Dzięki, znów się zdrowo pośmiałam ;p
Byłbym jednak wdzięczny za bardziej wyczerpujący komentarz. Nie mogę jednak obiecać, że się poprawię.