Lubi opowiadać. Zawsze mam przy tym wrażenie, jakby szczekał. Krótkimi, urywanymi warknięciami. O popieprzonym życiu, pociągu, który staje w mdłym polu i jej zbyt małych piersiach. Na koniec o własnym kosprowatym, czerwonym od przepicia ryju. Bo nie może znieść ich gładkich i smaczniutkich gąb.
Pytam go czy marzy. Wpija się we mnie zimną szprycą schizofrenicznej tęczówki. Szczęki to brazylijski melodramat przy takim spojrzeniu. W odpowiedzi każe mi się odp....... ić. Kładzie się z lubością na zaplutym i śmierdzącym zatęchłą wilgocią trotuarze. I zaczyna lizać, lizać łapczywie. Do utraty tchu. Świadomości. Do ostatnich torsji wyrywających trzewia. Łaknie smaku życia, prawdy, wolności i trawy. Mam wrażenie, że myli kolejność.
To jednak nic w porównaniu z uwielbieniem z jakim patrzy na wielobarwny rój much gżących się w psim gównie. Życie jest żółte, śmierć sina...
Nie mam wrzodów na sumieniu mówi. Za to ma koszmarne sny. Że wyje samotnie do dwóch księżyców. Może napiszesz o tym wiersz? pytam. Głęboki i analny? Zrób ze mnie nowego Chrystusa miasta śmieje się. Bez cienia żartu.
Zrywa się nagle, wskakuje na schodki pobliskiego monopolu i z rękami w kieszeniach porwanych lewisów wykrzykuje Ja czuję nieśmiertelność... nieśmiertelność tworzę... cóż Ty większego mogłeś zrobić- Boże!!!
Spluwa i drwiąco dodaje echhhh... nie chce mi się z tobą gadać...
Ale do rzeczy, szpryca schizofrenicznej tęczówki to jak dla mnie lekka przesada.. ale poza tym jestem jak najbardziej za. Skrótowe, ciekawe, bohemiczne wręcz by można zaszaleć...
ale dzięki za oszczędną akceptację ))