To jest doba komputerów i przeżółkłych liści akantu. Kolumna Zygmunta nadal podtrzymuje zanieczyszczony spalinami firmament. Starówka nadal jest komunistyczną dekoracją teatralną. To jest doba ludzi samotnych, których kusi bardzo, gdy sprawdzają swoje mejle, ikonka „pomoc" w prawym górnym rogu ekranu. Doba ludzi logujących i wyloguwujących się. Rozlanych kałuży z nutką olejowej ultramaryny i miodowych ciuszków. Panów Smutów i pań Zabaw. Szafki nadal tylko są czerwonymi prostopadłościanami, krzesła mają cztery nogi, a muzyka to tylko 320 kb na sekundę. Koła samochodów nadal okrągłe, a częstotliwość przecinków w literaturze zawsze stała. Seks na zasadzie: Skarbie, idziemy do łóżka? Okey skarbie idziemy. Okey, kochanie. Trójwymiarowe porno. Papierosy mają osiemdziesiąt trzy milimetry, a ludzie wymyślają wzory na orgazm. Dwiema nogami chodzę po chodniku, 24 zębami mielę gumę i zawsze tylko jeden paznokieć wbija się w palec u stopy. Pięć tysięcy osiemset czterdzieści dwa pocałunki do odżałowania. To jest doba kondensacji i dat ważności, plastikowego tlenu i super wytrzymałych prezerwatyw. Metek mejd in świat na karkach. Szybsze od światła samochody wiozące wszędzie i czerwone nieprzydatne koła ratunkowe na łodziach. Wylukrowane ćwierkające królowe w metrze: Czy ty wiesz, że? No co ty, wiem. Wycinamy puszcze amazońską, bo nie chcemy już oddychać. Nie możemy sobie dać ze sobą rady. Wyrżneliśmy Żydów, wyrżneliśmy wieloryby, teraz z nudów wyżynamy własne ja. Serca na baterie alkaiczne bez możliwości doładowania. Djurex kompani nie musi się bać o wypłacanie odszkodowań, mogliby robić kondomy z papieru, a i tak nie przeszłaby przez nie nasza plastikowa sperma. Pompy hydrauliczne na baterie walą w tempie 80 na minute. Spojrzenia w tramwaju mówią: e-nie-podrywaj-mnie-jestem-lesbijka-bo-tak-chce. Przystanki powinny się nazywać: Blisko, Dalej, Daleko, W chuj daleko, ciekawe tylko, który byłby na żądanie. Ciekawe czy Bóg chodzi na dziwki, wszystko za pieniądze, ciekawe ile on zarabia na tym swoim kreowaniu i rządzeniu. Kreujesz plastik z gliny, nawet nie mamy właściwości ciepłoprzewodnictwa. Słyszę jak mi trybiki chodzą za uchem, i jak głośno chodzi nienaoliwiony staw w kolanie. Na swój obraz i podobieństwo? Plastik nie do ogarnięcia, wszechmoc maszynerii, uczuciowość popcornu, dusza supermarket. Trzask, pękają idee i autorytety, zjedliśmy je w Mc Donaldzie jako zestaw MakSystemWartości, a teraz leżymy koło kibla i rzygamy na odległość. Jestem kupą mięsa, chłodzę się potem, zapładniam fiutem, wydalam dupą. Jestem mięsem z odruchami. Jezus też musiał srać, a może nie? Muszę się spytać jakiegoś księdza. Teraz wiem, że jedyne co wiem to ja.
Trochę ciężko się czyta, bo zbiłeś tekst strasznie ciasno, ale pewnie mi powiesz, że tak ma być, bo to na jednym oddechu wydalone jest...
Podoba się też ironiczna parafraza sokratejskiej maksymy w zamknięciu tekstu.
Powiedz mi dlaczego tak- "ciepło przewodnictwo"?
I dajemy do publikowanych.
proszę, popraw, bo mnie coś nie działa.