Człowiek w żelaznej masce otworzył masywne drzwi mojego domu. Siedziałem w fotelu wśród rozsypanych listów byłej dziewczyny i pustych butelek po wódce. Stanął w wejściu do pokoju. Podniosłem głowę. Zobaczyłem jego kamienną twarz i wymięty płaszcz zsunięty na podłogę, który trzymał w ręce. Wszedł do królestwa mojego osamotnienia i zostawił ślad na mojej duszy i podświadomości. Nie wychodziłem z mojej dziupli przez miesiąc, lecząc swój umysł lekiem zwanym alkohol. Człowiek w żelaznej masce zachodził od czasu do czasu i pomagał mi podnieść się na nogi. Robił małe zakupy, przynosił mi książki z biblioteki i oddawał te, które zapomniane leżały przez miesiące na półkach w moim słodkim pandemonium, którym po woli stawało się moje mieszkanie. Tylko, że moje prywatne demony nadchodziły cały czas. Widziałem je w alkoholu, w książkach, które czytałem nałogowo godzinami i w koszmarach, które dziwacznie nie chciały wynieść się z mojego umysłu. Po jej tragicznej śmierci długo nie byłem w stanie uporządkować wszystkiego w mojej głowie. Kolejne dni upływały na podobnych czynnościach. Budziłem się około południa, oglądałem telewizję popijając piwem i czytałem książki. Wieczorami piłem więcej. Człowiek w żelaznej masce, wpadał do mnie co kilka dni aby zobaczyć jak się czuję. Bez zmian. Topiłem żal po jej śmierci w alkoholu i literaturze. Po trzech tygodniach siedzenia w domu i pogrążania się w depresji, zdałem sobie sprawę, że jest zemną źle. Chyba wpadłem w alkoholizm. Wywaliłem puste butelki i puszki do śmietnika na podwórku i postanowiłem jakoś się pozbierać. Musiałem się czymś zająć, postanowiłem doprowadzić do stanu używalności moje mieszkanie. Książki, które poustawiane były w rzędach pod ścianą, koło telewizora, postanowiłem ułożyć na półkach segmentu, który zniosłem ze strychu. (miałem w domu ponad tysiąc książek, więc nie mieściły się już na półkach), umyłem podłogę i okna, wannę, porozrzucane wokół ciuchy wsadziłem do szafy. Kilka godzin zajęło mi sprzątanie, potem wymęczony spocząłem w wannie.
powtarzające sie później ,, moje,, we wszelkich odmianach działa na czytelnika nużąco . powoli pisze sie łącznie ( tylko nie mów ,że tak samo przeniosło). ze mną natomiast piszemy osobno. tekst po pierwsze nudny i bezbarwny . po drugie wymagający sporego dopracowania i skrócenia .
A zapowiadało się naprawdę fajnie. Można z tego coś zrobić naprawdę dobrego.
A słowo pandemonium do tego wszystkiego nie klei się zupełnie