Pukanie było ciągłe, w rytmie dwa na sześć. Z akcentem na cztery. Ile rzeczy można wywróżyć z takiego stukania... Spróbujmy - uderzająca osoba ma...
- Otwórz, do cholery! Wiem że tam jesteś!
No dobra. To tyle, jeżeli chodzi o wzniosły nastrój. Przełknąłem ślinę i drżącymi palcami rozsunąłem zasuwkę. Zza uchylonych drzwi ukazała się czerwona, połyskująca potem twarz dozorczyni.
- Prądu nie ma na klatce! Od pańskiego piętra w górę! Trza sprawdzić skrzynkę prondowom! - wrzeszczy mniej więcej w moją stronę i woła jakiegoś barczystego elektryka, który z wybitnie inteligentną miną właśnie ogląda korytarzowy kontakt. (W tajemnicy mogę wam powiedzieć, że pstryczek ten nie działa od osiemdziesiątego piątego, ale widać coś musi być na rzeczy, skoro wszyscy lustrują cholerstwo podejrzliwie).
- Już wpu... - zacząłem, gdy nagle do mnie dotarło.
Asz to licho! Już ja wiem, gdzie oni chcą się dobrać! Skrzynka jest dokładnie w tym miejscu, gdzie podkradam prąd z blokowej klatki! O, cholera! Trzymajmy się ramy!
- No i jak?! Muszę wejść! - dłubiąc w nosie oznajmił elektryk.
- Nie!!! - spanikowałem.
Babsko rzuciło mi zabójcze spojrzenie.
- Ja naprawdę bardzo, ale to bardzo panią przepraszam - próbowałem się tłumaczyć, - ale ja właśnie... Wie pani... wychodziłem z psem...
- A gdzie pies?! - dozorczyni nie omieszkała popisać się dziedziczonym (ale tylko po kądzieli) sprytem i przenikliwością.
- Jak to gdzie? Już na dworze, ma się rozumieć! Sprytna z niego bestia, oknem wyskakuje, jak chce na spacer...
- A kiedy pan... - zaczęła lecz nie dałem jej skończyć.
- A kiedy okno zamykam to i do akwarium potrafi nasikać! Taka szczwana psina! A mściwa! Potem mi rybki przez dwa dni główkami o szybkę uderzają, no przecież nie kłamię!
- Ja...
- Ale proszę pani, nie ma czasu na pogaduchy! Rozmawiać to sobie możemy w makdonaldzie, ale nie teraz, kiedy ja muszę na dół lecieć, bo mi się psiak zabije spadając z ósmego piętra!
- Ale...! - o ile to możliwe, jeszcze bardziej pokraśniała na twarzy.
- Żadnych ale, proszę pani! A teraz proszę mi wybaczyć, bo muszę założyć buty...
Zamknąłem jej drzwi przed nosem i stosunkowo szybko nałożyłem glany. Stosunkowo, bo tyle szlówków i innych sprzęczków to ja w żadnych innych butach nie widziałem. Zamknąłem mieszkanie i mijając elektryka, który wciąż z zadumą wartą lepszej sprawy oglądał wspomniany już kontakt, na złamanie karku pobiegłem na dół.
Piętro niżej ostukiwali sufit. Dozorczyni mężnie podtrzymywała gibiący się stołek, na który wspiął się jakiś robotnik. "Przez podłogę chcą się przebić, skubani! Nie dam! Nie dam!" - pomyślałem. Uciekłem jednak szybko, unikając roziskrzonego wzroku gospodyni. Gdy zbiegałem po schodach, dogonił mnie odgłos pierwszych uderzeń kilofa. Widać ekipa wpadła na pomysł, aby empirycznie zbadać podejrzaną ścianę. Na pohybel!
***
Spędziłem godziny włócząc się po mieście. Zelówki butów już dawno skapitulowały i odkleiły się, kapiąc teraz wesoło po asfalcie. Na dodatek od dłuższego czasu, jakby to powiedzieć, "trzymały się kupy".
Zmęczony jestem... A co mi tam! "Nie ma głupich - wracam do domu!" - pomyślałem. Jednak kiedy w chwilę później drogę przeciął mi jakiś gość na łyżwach z majtkami na głowie, musiałem przyznać się do błędu. Głupi są, byli i będą. A do domu i tak trza wrócić. Przecież zostawiłem tam cążki do paznokci.
O dziwo, bez problemu do mieszkania dostałem się niezauważony. Po klatce schodowej kręciło się pełno ludzi, błyskały flesze i w ogóle było dyskotekowo, tak że jakoś nikt nie zechciał zwrócić na mnie uwagi. Nieznani mi panowie ściskali sobie ręce i pohukiwali z radości. Może odnaleźli kolejne złoże ropy? Czytałem, że to się zdarza w Arabii, więc czemu nie u nas? A co my, gorsi?!
Później, z gazet, dowiedziałem się, że pod grubą na metr warstwą tynku (murarz miał chyba zły dzień) znaleziono: żonę Kowalskiego sztuk jeden (podziękowała bardzo odkrywcom i podjęła herbatą), grobowców egipskich sztuk dwa, piętnaście kefirów przeterminowanych tylko o dwa lata (to pewnie żywe kultury bakterii), oraz jedną czy dwie Szuflandie, że o Bursztynowej Komnacie i pozaziemskiej cywilizacji nie wspomnę (choć ta druga może się obrazić).
I co z tego. Prądu jak nie było, tak nie ma. A oni wszyscy śmią twierdzić, że ktoś podłączył do sieci "jakomś maszynerię", i napięcie ściąga. Drań, żeby go tak...
No nic. Siedziałem jak głupi w ciemnościach, gładząc po spłaszczonej od upadku głowie psa, którego nigdy nie miałem, i zastanawiałem się, czy w związku z zaistniałą sytuacją powinienem odłączyć od agregatu aparaturę podtrzymującą świat przy życiu. Tyle się teraz mówi o eutanazji. A ja przecież nie dam sobie rady bez komputera.
BOHATERÓW? PRĄDEM?!
nF
nF
Opowiadanie
·
27 listopada 2007
Czy mógłbyś mi wyjaśnić, dlaczego nie zaczynasz swego opowiadania od tego genialnego miejsca:
"Pukanie było ciągłe, w rytmie dwa na sześć. Z akcentem na cztery. Ile rzeczy można wywróżyć z takiego stukania... Spróbujmy - uderzająca osoba ma... " Potem dałabym dygresję o kluczu, żeby podenerwować trochę i poirytować czytelnika, a potem niech się dalej toczy w rytmie zwariowanej burleski.
Zmieniłabym szyk:
"odkleiły się, teraz klapiąc wesoło po asfalcie" (odkleiły się, klapiąc teraz wesoło po asfalcie" (oczyma duszy widzę takiego uwspółcześnionego Charliego Chaplina).
Świetna jest druga część opowiadania, smakowity kąsek absurdu, groteski, nawiązań do filmów Machulskiego. W kilku miejscach uśmiałam się naprawdę w sposób absolutnie szczery i serdeczny :)
Czekam na Twoje zdanie i w zależności od tego jak się ustosunkujesz do moich uwag, zobaczymy co z tekstem dalej ;)
Podoba się.
A co do samego zjawiska pochwał i 'krytyki', to pochwały są stanowczo milsze acz nie koniecznie skuteczne.
Co do teksty to mi się go trochę chaotycznie czytało... nie mogłem się skupić... Taki trochę nierówny i jakby na siłę.
Przypomniał mi się twoja dysputa z Ataraksją na temat 'podmiotu lirycznego'. Zauważyłem że z ciebie to taki człowiek renesansu bardziej - bo literacko się wypowiadasz, plastycznie [a dokładnie foto] teraz znowu muzycznie :).
Mam do ciebie pytanie. No mógłbym sobie wyobrazić takie bardzo złożone metrum jak 2/6 [patrz początek twojego opowiadania] - to jakiś fenomen - ale rozwalił mnie już doszczętnie ten akcent na '4' :) No jak on stukał w te drzwi akcentując '4' skoro tam są ledwie jakieś dziwne 'dwie' nuty? :)
Apropos - czy podmiotem lirycznym w tym opowiadaniu jest ta kobitka w ścianie?
Natomiast trolling odnośnie do podmiotu lirycznego mnie nie rusza. Acha, i tak, opowiadanie jest chaotyczne.
Tak szczerze to chodziło mi o twój wywód na temat 'podmioty lirycznego' u 'Nieprzyjaciela' - gdzie wypowiadałeś się dość stanowczo - doszukując się poprawności lub niepoprawności definicji - myślę że tamtego autora to dość mało interesowało - dlatego postanowiłem 'wytknąć' brak poprawności w sferze muzycznej. ...A w ten sposób, jak ty, to można wytłumaczyć wszystko - nawet najgorszy bełkot - czym twoje opowiadanie NIE JEST! :)