[15] Manewry

Valhalla

 

Wakacje. Lato tego roku było upalne i długie. Nic nie zapowiadało, że będzie to dla niego okres najbardziej krwawej potyczki na wodach śródlądowych północnej Europy.
Po raz kolejny pojechał na jeden z obozów organizowanych przez jednostkę ojca. Tym razem były to żagle. Pływał już kajakiem, zrobił prawo jazdy, wędrował po bardziej, lub mniej górzystych terenach. Jezioro Dąbie to prawie jego rodzinne strony. Urodził się w Szczecinie i wielokrotnie, wraz z rodzicami, odwiedzał te rejony.
Teraz miał zostać kapitanem. Oczami wyobraźni widział siebie, jak spaceruje Wałami Chrobrego w marynarskim mundurze ze złotymi epoletami. Jak to często bywa rzeczywistość okazała się być bardziej brutalna. Trzy tygodnie szorowania zęzy, wchodzenia na top masztu, nauki składania żagli. Codziennie kilka godzin teorii z zeszytem i książkami o budowie jachtów, manewrach, nawigacji. Bardziej przypominało to ‘zieloną szkołę’ niż wypoczynek nad jeziorem Como.

Obok ich obozowiska, ogrodzonego jak poligon, znajdowało się wielkie pole namiotowe. Przez pierwszy tydzień było ono puste, jedynie od czasu do czasu rozgrywali tam piłkarskie mecze. Pewnego poranka wjechały na nie cztery autobusy, z których nastąpił desant sporej grupy młodzieży. Oczywiście w pierwszej kolejności szturm przypuszczono w kierunku północno-zachodnim – czyli na pobliską plażę. Bezradni opiekunowie próbowali zapanować nad powstałym chaosem, a całość do złudzenia przypominała filmy o drugiej wojnie światowej. Wszyscy krzyczeli... po niemiecku. Dziwne było jedynie to, że pasażerami dwóch autobusów byli Łotysze. Jak się później okazało, już w szkole podstawowej ich drugim obowiązkowym językiem był niemiecki. Stąd ten wspólny germański jazgot.

‘Niemieckie’ wakacje były całkowicie inne od ‘żeglarskich’. Pobudka, śniadanie, kąpiel w jeziorze, obiad, wycieczka po okolicznych kniejach, kolacja, dyskoteka, spanie. I tak codziennie. Oczywiście ‘żeglarze’ zazdrościli ‘niemcom’ wyłącznie dyskotek. Sami nie mieli sprzętu grającego, nie licząc ‘kołchoźnika’ rozwieszonego na słupach po całym terenie obozu, zaś tamci... Byli bardziej na czasie. Przywieźli ze sobą sprzęt grający i pełne nagłośnienie. W sumie nic w tym dziwnego, przecież DDR słynęła z jego produkcji w całej RWPG.

Każdego wieczora grupka ‘żeglarzy’ skradała się pod dyskotekę nasłuchując i podglądając bawiących się ‘towarzyszy’. Z kolumn dobiegały znajome dźwięki królujących w owym czasie ‘Die Puhdys’ i ‘Omegi’, okraszane co jakiś czas ‘Rolingstonsami’. Za każdym razem zbliżali się coraz bardziej, aż... zostali zauważeni. Język migowy opanowali w kilka minut.

Już na drugiej imprezie zaczęły się ‘podchody’. ‘Żeglarze’ jak to żeglarze, w większości chłopaki. W ekipie ‘niemieckiej' dominowały Helgi, Marty, Grety, było też kilka Ingrid. Silną ekipę przywieźli z sobą Łotysze, z dwiema przecudnej urody blond bliźniaczkami na czele.

Jak wytrawny oficer, zaprawiony w wielu bitwach, zrobił najpierw rozpoznanie terenu. Bliźniaczki to twierdze nie do zdobycia – pomyślał. Szkoda czasu na długotrwałe oblężenie, zwłaszcza, że wszędzie chodziły razem trzymając się za ręce. Kilka innych miało już osobistych adiutantów, a część, zwłaszcza Niemek, wyglądało bardziej na komandosów niż sanitariuszki.
Wreszcie wypatrzył wroga. Wyglądała jak siedząca w kącie telegrafistka, zamaskowana sprzętem grającym, kablami i stertą taśm magnetofonowych. Wiedział, że tak jak snajper, ma tylko jeden strzał. Nie może spudłować, bo odeślą go na tyły, albo co gorsza, sam zostanie postrzelony klasycznym koszem.

Po pierwszym tańcu, wzięła go za rękę i wyprowadziła z namiotu. Okazała się być lepszym strategiem od niego. Od razu przejęła inicjatywę przytulając go do siebie i kierując w stronę jego obozowiska.
Weszli do namiotu, gdzie zaczęły się pokojowe pertraktacje. W ruch poszedł ołówek i kartki. Z zaciekawieniem obserwował jak rysuje kolejne ‘mapy’ w kształcie serc przebitych strzałą, innym razem przebieg nowych granic. Chyba przesadziła? Pchnął ją z całych sił na polowe łóżko. Najwyraźniej chciała mu zabrać Pomorze!

Valhalla
Valhalla
Opowiadanie · 7 grudnia 2007
anonim
  • Valhalla
    Wybaczcie za utrudnienia. Tekst został zmieniony, dlatego bardzo proszę o ewentualnie nowe komentarze i oceny.
    Podziękowania dla Ataraksji i Anathemy za podpowiedzi.

    · Zgłoś · 16 lat
  • ataraksja
    Upór, to połowa sukcesu. Trzeba mieć jeszcze w sobie "bożą iskrę".
    Masz.
    Jest bardzo dobrze.

    · Zgłoś · 16 lat
  • Ona
    Wystarczyła mała 'kosmetyka' i ... dla mnie tak jak poprzednio bdb.
    Komentarz powyżej, powinien wystarczyć autorowi.
    Bedę tu zaglądać bo lubię Twój styl pisania i nie ukrywam - kibicuję Tobie.
    Pozdrawiam.



    · Zgłoś · 16 lat
  • Marek Dunat
    no tak . teraz już całkowiecie utożsamiam się z tekstem . fajne wprowadzenie, fajnie poprowadzony środek . język nie męczy . czyta sie lekko . Puhdys z Omegą rozgrzewają wspomnienia, a zakończenie w tej wersji wywołuje uśmiech i pobudza wyobraźnię .

    · Zgłoś · 16 lat