Wakacje.
Lato tego roku było upalne i długie. Nic nie zapowiadało, że
będzie to dla niego okres najbardziej krwawej potyczki na wodach
śródlądowych północnej Europy.
Po raz kolejny
pojechał na jeden z obozów organizowanych przez jednostkę
ojca. Tym razem były to żagle. Pływał już kajakiem, zrobił
prawo jazdy, wędrował po bardziej, lub mniej górzystych
terenach. Jezioro Dąbie to prawie jego rodzinne strony. Urodził się
w Szczecinie i wielokrotnie, wraz z rodzicami, odwiedzał te
rejony.
Teraz miał zostać kapitanem. Oczami wyobraźni widział
siebie, jak spaceruje Wałami Chrobrego w marynarskim mundurze ze
złotymi epoletami. Jak to często bywa rzeczywistość okazała się
być bardziej brutalna. Trzy tygodnie szorowania zęzy, wchodzenia na
top masztu, nauki składania żagli. Codziennie kilka godzin teorii z
zeszytem i książkami o budowie jachtów, manewrach,
nawigacji. Bardziej przypominało to ‘zieloną szkołę’ niż
wypoczynek nad jeziorem Como.
Obok ich obozowiska, ogrodzonego
jak poligon, znajdowało się wielkie pole namiotowe. Przez pierwszy
tydzień było ono puste, jedynie od czasu do czasu rozgrywali tam
piłkarskie mecze. Pewnego poranka wjechały na nie cztery autobusy,
z których nastąpił desant sporej grupy młodzieży.
Oczywiście w pierwszej kolejności szturm przypuszczono w kierunku
północno-zachodnim – czyli na pobliską plażę. Bezradni
opiekunowie próbowali zapanować nad powstałym chaosem, a
całość do złudzenia przypominała filmy o drugiej wojnie
światowej. Wszyscy krzyczeli... po niemiecku. Dziwne było jedynie
to, że pasażerami dwóch autobusów byli Łotysze. Jak
się później okazało, już w szkole podstawowej ich drugim
obowiązkowym językiem był niemiecki. Stąd ten wspólny
germański jazgot.
‘Niemieckie’ wakacje były całkowicie
inne od ‘żeglarskich’. Pobudka, śniadanie, kąpiel w jeziorze,
obiad, wycieczka po okolicznych kniejach, kolacja, dyskoteka, spanie.
I tak codziennie. Oczywiście ‘żeglarze’ zazdrościli ‘niemcom’
wyłącznie dyskotek. Sami nie mieli sprzętu grającego, nie licząc
‘kołchoźnika’ rozwieszonego na słupach po całym terenie
obozu, zaś tamci... Byli bardziej na czasie. Przywieźli ze sobą
sprzęt grający i pełne nagłośnienie. W sumie nic w tym dziwnego,
przecież DDR słynęła z jego produkcji w całej RWPG.
Każdego
wieczora grupka ‘żeglarzy’ skradała się pod dyskotekę
nasłuchując i podglądając bawiących się ‘towarzyszy’. Z
kolumn dobiegały znajome dźwięki królujących w owym czasie
‘Die Puhdys’ i ‘Omegi’, okraszane co jakiś czas
‘Rolingstonsami’. Za każdym razem zbliżali się coraz bardziej,
aż... zostali zauważeni. Język migowy opanowali w kilka
minut.
Już na drugiej imprezie zaczęły się ‘podchody’.
‘Żeglarze’ jak to żeglarze, w większości chłopaki. W ekipie
‘niemieckiej' dominowały Helgi, Marty, Grety, było też kilka
Ingrid. Silną ekipę przywieźli z sobą Łotysze, z dwiema
przecudnej urody blond bliźniaczkami na czele.
Jak wytrawny
oficer, zaprawiony w wielu bitwach, zrobił najpierw rozpoznanie
terenu. Bliźniaczki to twierdze nie do zdobycia – pomyślał.
Szkoda czasu na długotrwałe oblężenie, zwłaszcza, że wszędzie
chodziły razem trzymając się za ręce. Kilka innych miało już
osobistych adiutantów, a część, zwłaszcza Niemek,
wyglądało bardziej na komandosów niż
sanitariuszki.
Wreszcie wypatrzył wroga. Wyglądała jak siedząca
w kącie telegrafistka, zamaskowana sprzętem grającym, kablami i
stertą taśm magnetofonowych. Wiedział, że tak jak snajper, ma
tylko jeden strzał. Nie może spudłować, bo odeślą go na tyły,
albo co gorsza, sam zostanie postrzelony klasycznym koszem.
Po
pierwszym tańcu, wzięła go za rękę i wyprowadziła z namiotu.
Okazała się być lepszym strategiem od niego. Od razu przejęła
inicjatywę przytulając go do siebie i kierując w stronę jego
obozowiska.
Weszli do namiotu, gdzie zaczęły się pokojowe
pertraktacje. W ruch poszedł ołówek i kartki. Z
zaciekawieniem obserwował jak rysuje kolejne ‘mapy’ w kształcie
serc przebitych strzałą, innym razem przebieg nowych granic. Chyba
przesadziła? Pchnął ją z całych sił na polowe łóżko.
Najwyraźniej chciała mu zabrać Pomorze!
Podziękowania dla Ataraksji i Anathemy za podpowiedzi.
Masz.
Jest bardzo dobrze.
Komentarz powyżej, powinien wystarczyć autorowi.
Bedę tu zaglądać bo lubię Twój styl pisania i nie ukrywam - kibicuję Tobie.
Pozdrawiam.