No bo co?? Że jak??? Że to niby moja wina?
Moja wina, że mi się prezent urodzinowy nie spodobał? Jasne, że moja! Ależ oczywiście!!!
Przecież on taki biedny, zapracowany - mało, przemęczony, a znalazł czas...Poszedł ten mój wymarzony mężczyzna, taki biedny, życiem styrany na zakupy i dla kogo???
Dla mnie wrednej, niewdzięcznej. I on się tak starał ...a ja co? Zero poszanowania dla jego osoby...
-Chociaż byś udawała wiesz? - słyszę i patrzę w te zbolałe oczęta.
Więc Bóg mi świadkiem, że staram się udawać.
Buzia ( wypoczęta, w tym związku to on jest biedny i przemęczony) wykrzywia mi się w żałosnym grymasie i popadam w zachwyt. Ocham i Acham...
- Ochhhhh kochanie, achhhhh kochanie, jakie to piękne. No naprawdę nie musiałeś. Kiedy ty czas na to znalazłeś? No cudowny prezent. Nic lepszego nie mogłam sobie wymarzyć...Naprawdę..
Smutne oczęta się rozweselają. Duma samca rozpiera. Tak!!!! - On wie jak zadowolić swoją kobietę....
Szkoda tylko, że ja ( Jego kobieta) nie wiem co zrobić z zestawem obieraczek???????????
Strasznie to tanie, ale śmieszne, naprawdę rozbawiło mnie. Wiem, temat poważny i w ogóle ; )
Rzeczywiście, nie ma tu jakichś nadzwyczajnych walorów literackich, ale jest lekka, z przymrużeniem oka opowiastka, w sam raz na przedświąteczny czas gonitwy po sklepach w poszukiwaniu prezentu dla osobistej kobiety ;)
Poprawiłam nieco interpunkcję.