Świąteczne opowiadanie

Tomasz Rybak

Miał na imię Wojtek. Chodził do trzeciej klasy podstawówki. Był dobrym uczniem, nie to co jego siostra. On zawsze odrabiał lekcje, zawsze dostawał też szóstki i piątki.

Jednak od pewnego czasu Wojtuś był smutny. Przestał zjadać do końca posiłki, zapomniał o sznurowaniu butów, opuścił się w nauce. Jego mama zaczęła się martwić, kiedy synek przyniósł drugą czwórkę plus.

- Chodź tutaj, Wojtuś - powiedziała do niego po kolacji - Chodź. Powiedz Wojtusiu, co się stało? Czemu się opuściłeś w nauce?

Wojtuś nie odpowiedział od razu. Musiał najpierw wyjąć knebel, który włożyła mu do ust siostra.

- Bo marzenia się nie spełniają! - w końcu wykrzyknął i rozpłakał się. Mama przytuliła go mocno. Wojtuś przestał płakać, bo zaczął się dusić. Na szczęście mama puściła go. Wojtuś odetchnął.

- A jakie się marzenia nie spełniają, mój foteliku?

- Bo, bo. Bo ja sobie wymarzyłem, żebym zobaczył Świętego Mikołaja lecącego saniami, kiedy idę rano do szkoły. Żeby Święty Mikołaj mnie zobaczył i żeby wylądował obok mnie. I żeby uśmiechnął się do mnie, i podarował mi czerwony rowerek !

- No nie wiem synku, synku. Nie wiem. Może jak będziesz miał same szóstki i piątki, to może w grudniu Święty Mikołaj zrealizuje twoje marzenie.

- Naprawdę? - zapytał z nadzieją w głosie, aż mu się oczy zaświeciły.

- Nie ! Przecież Świętego Mikołaja nie ma! Tyle razy już ci mówiłam, a ty mnie nie słuchasz ! Marsz do nauki ! Jutro ma być szóstka, a jak nie, to ci łeb ukręcę !

Wojtuś pomaszerował do nauki. Na drugi dzień dostał piątkę z plusem, więc mama ukręciła mu tylko nóżkę.

Jednak Wojtuś zawziął się. Zaczął się uczyć, w końcu został najlepszym uczniem w klasie.

Nareszcie nastał grudzień. Śnieg przykrył ziemię. Wojtuś przykrył się ciepłą puchową

(bo z Kubusia Puchatka) kurtką. Nosił długie buciki, żeby mu śnieg nie napadał do stópek.

Każdego ranka kiedy szedł do szkoły patrzył w niebo. Świętego Mikołaja jednak nie było widać. Ufo tak, chyba ze sześć razy przelatywało nad nim i porywało krowy i traktory na eksperymenty naukowe. Ale dla Wojtusia nie była to atrakcja. On czekał na coś innego.

W końcu nadszedł ostatni dzień szkoły przed Świętami Bożego Narodzenia. Wojtuś, jak to miał w zwyczaju, spojrzał w niebo. Nic ciekawego, tylko jakieś stado aniołów przeleciało mu nad głową. Jeden z nich narobił mu na ramię. Wojtuś postał tak jeszcze przez chwilę. W zasadzie to przez trzy godziny, bo przymarzł do ziemi. I po tych trzech godzinkach zobaczył go. Najpierw renifery, później sanki, a na końcu Świętego Mikołaja. Szczerze powiedziawszy wcześniej zobaczył cholernie wielki nos, a dopiero później właściciela. Gdyby nie czerwone wdzianko, długa biała broda i ta kretyńska czapeczka pomyślałby, że to Pinokio zwędził Mikołajowi sanki.

Wojtuś pomachał Świętemu i krzyknął radośnie: "Mikołaju, Mikołaju !"

Święty Mikołaj zahamował w powietrzu obok Wojtusia. Uśmiechnął się do niego.

- Co się tak dziwisz, Wojtusiu? Pewnie mamusia ci mówiła, że mnie nie ma?

- Tak, tak mówiła. Ale ja jej nie wierzyłem !

- Wojtusiu, czy chcesz ode mnie czerwony rowerek?

- Pewnie, że tak ! - odpowiedział ucieszony chłopczyk.

- A takiego wała, ty głupi smarkaczu ! - wykrzyknął Święty Mikołaj - Nieładnie jest nie wierzyć własnej matce !

Po czym nacisnął pedał gazu i wzbił się ponad chmury.

Tomasz Rybak
Tomasz Rybak
Opowiadanie · 2 października 2000
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    Doncia (I love Święta BN)
    Głupie te opowiadanie.

    · Zgłoś · 18 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    Boncia
    niezłe to opowiadanie:-)

    · Zgłoś · 18 lat
  • generacja NIC
    mi też się podoba

    · Zgłoś · 18 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    ktosik
    mnie sie nbie podoba...

    · Zgłoś · 18 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    minia
    jest beznadziejne!!! jak mozna cos takiego wymyslic?! chyba jestes bardzo nieszczesliwy!!!

    · Zgłoś · 17 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    Anonimowy Użytkownik
    buahaha :) Bekowe to :P

    · Zgłoś · 17 lat
  • biri
    hahaha ale polewka z tego....:D:D
    najlepszy jest mikołaj:D:D

    · Zgłoś · 17 lat