,,Jama Michalika''- przeczytała mrużąc oczy od drobnego deszczu. Niewiele myśląc weszła do kawiarni. Przytłoczona ilością nauki i podobnych bzdur usiadła przy jednym z wolnych stolików i westchnęła cicho.
Moje metalowe oczy przyciągała z taką łatwością. Rzucałęm jej pełne ciekawości spojrzenia, by po chwili uciec wzrokiem, jakby bojąc się, że odrzuci mój kawałek złomu raniąc moje ego. Upuściła jakąś cegłę, z której wyfrunęło kilka kartek. Jedna z nich spoczęła pod moim krzesłem. Chwyciłem bilecik szczęścia i mimowolnie zajrzałem głęboko w jej magnetyczne ślepia. Bez słowa oddałem makulaturę zupełnie jak przy segregowaniu śmieci. Puszka usiadła z powrotem na swoim miejscu. I zostało mi tylko ciastko z kremem leżące na płaskim talerzyku przede mną. Chwila kontemplacji nad kawałkiem ciastka ciągnęła się w nieskończoność, a dokładnie około pięciu minut. Z wegetacji wybudziło mnie proste ,,Poproszę wuzetkę i czarną, mała kawę.''. To ona. No i spadł na mnie grom z jasnego nieba. W tak nieapetycznym ciastku dostrzegłem szansę na poznanie ósmego cudu świata. Drżącymi rękoma chwyciłem talerzyk i ruszyłem w jej kierunku. Słyszę kankana. To moje serce wali jak opętane. Uśmiechnąłem się szeroko i... Stanąłem jak wryty. Nie mogłem wykrztusić z siebie ani słowa, chociaż tak bardzo próbowałem. Nagle z moich ust wydobył się dźwięk, coś w stylu ,,Witaj''. ''Boże, co ja mam teraz powiedzieć?!'' krzyczałem w myśli. Czyżbym dostał odpowiedź z niebios? Tak mi się wydawało. Anioł przemówił do mnie cicho.
- Witaj. Chesz się dosiąść?
- Chętnie. - Odparłem lekko oszołomiony.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i zalotnie zatrzepotała rzęsami.
- Czekasz ma kogoś?
Czekałem. W geście dobrego serca zobowiązałem się pomóc koleżance i uzupełnić jej notatki.
- Nie, przechodziłem ulicą i naszła mnie ochota na coś słodkiego.
- Też lubisz wuzetki?- Uśmiechnęła się szerzej.
- Tak, ale... nie mogę ich jeść. Mam zakaz lekarza, ale widząc wielki napis w menu ,,Wuzetka'', nie mogłem się powstrzymać.
,,Cel uświęca środki.''- nic lepszego na swoje usprawiedliwienie wymyślic nie mogłem, więc z ową myślą kontynułowałem rozmowę z poczuciem, że jestem największym palantem, jakiego świat widział.
- Może uratujesz mnie, przed samym sobą i się skusisz?
- Wybacz.- Wyciągnęła telefon z kieszeni swojego wełnianego płaszcza.
Zimny prysznic. ,,Cześć kochanie, zaraz będę.'' wypowiedziane tak lekko, a dla mnie boleśnie.
- Przepraszam, muszę wyjść.
Położyła na stoliku 15 złotych, ubrała się i zniknęła, jak amfora. Drzwi zamknęły się i coś jakby we mnie umarło. Jak ja nienawidzę wuzetek!
Wróciłem do domu. Znów awantura o byle co. Znieczuliłem się już, a może przyzwyczaiłem- nieważne. Spojrzałem na zegarek, czas nieubłaganie mijał i była już pierwsza z minutami. Rzuciłem się bezwładnie na łóżko i wbiłem wzrok w sufit. Nawet nie wiedziałem, jak miała na imię, kim była, a tak ogromne wrażenie na mnie wywarła. Obudziłem się rano z lekkim bólem głowy. Ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę, było wstanie z łóżka. Aż strach pomyśleć, do czego jeszcze zmusi nas szkoła. Spojrzałem posępnie za okno. Od samego widoku zrobiło mi się zmino. Od progu pokoju dopadł mnie krzyk, jakby zarzynana świnia została obdarowana ludzkim głosem. Kiedy moja siostra odkrywała mankamenty swojej urody, ja zszedłem na dół na śniadanie. W biegu chwyciłem pierwszą rzecz nadającą się do zjedzenia i zniknąłem za drzwiami.
Tak też myślałem. Jedyny autobus pojawiający się w tej czarnej dziurze, właśnie zwiał mi sprzed nosa. Następny miał przyjechać za godzinę. Tradycyjnie usiadłem na krawężniku i wystawiłem rękę w poszukiwaniu podwózki. Zlitował się nade mną jakiś młody człowiek. Po podkrążonych oczach i bladej cerze od razu domyśliłem się, że to student.
- Gdzie cię podrzucić?
- Jedziesz może w kierunku ASP?
Nie odpowiedział, tylko machnął ręką bym wsiadł. Pierwsze wrażenie jakie zapamiętałem, to ostry zapach przegnitego drewna, dym papierosów i odór stęchlizny. Na tylnim siedzeniu spoczywały dawno już zapomniane kubki z Mc'Dondal's'a, róznego rodzaju papiery, w tym notatki, a raczej to co z nich zostało i kilka bezużytecznych przedmiotów. Usiadłem wygodnie.
- Na którym roku jesteś?- zapytałem.
- Ja na trzecim, a ty?
- Drugi.
Zapadła cisza. Szczerze mówiąc to chyba wolałem tą ciszę, niż wiedzieć kim jest mój wybawca i czym się zajmuje. Niestety, zwykle jest tak, że jeśli chcemy owej ciszy uniknąć to pcha się ona do nas drzwiami i oknami, a jeśli jej chcemy, to za cholere dostać jej nie dostaniemy.
- Próbowałeś?- Otworzyły schowek pełen skrętów.
- Nie, nigdy.- Odpowiedziałem zaszokowany.
- Hmmm, więc pierwszego dostaniesz ode mnie, za darmo.
Ćpun wcale mnie nie namawiał, ale samym swoim zachowaniem przemawiał do mnie, bym spróbował. Spojrzałem na białe zawiniątka, tak licznie oblegające jedyne czyste (chociaż co do tego też pewności stuprocentowej nie mam.) miejsce w aucie. Uległem własnej ciekawości.
Bogactwo barw i dźwięków było niesamowite. Potęgował je fakt, iż miałem wrażenie, że czuję kolory, słyszę zapachy i widzę dźwięki. Wszystko wirowało w mej głowie. Wśród tego chaosu i zamętu, moim oczom ukazała się ona, dziewczyna o rudych, kręconych włosach i w czarnym długim płaszczu. Przeszyła mnie wzrokim. Jej zielono- złote oczy wpatrywały się we mnie bez ustanku. Dostałem 'z liścia'. Zobaczyliśmy kilka prowizorycznych chat ustawionych wokoło ogniska o osobliwej barwie fioletu. Przed ogniskiem siedział wódz, który w transie wypowiadał słowa w nieznanym mi języku. Jego włosy przypominały czuprynę Einstein'a. Twarz pomarszczona jak wyschnięty rodzynek. Marnej postury człowieczek trząsł się bełkocząc, nie wiadomo, czy sam do siebie, czy może do kilku mężczyzn siedzących obok i dosypujących do ognia jakiś srebrzysty proszek. Mężczyźni jak zaczarowani patrzyli na przywódcę. Gdy zbiżyliśmy się na tyle blisko, by mogli wyczuć naszą obecność, zerwali się na równe nogi i wpatrzeni w nas jak sroki w gnat zaczęli wykrzykiwać w naszym kierunku coś, co doprawdy nie brzmiało przyjaźnie. Strach mnie opanował. Bałem się panicznie o swoje zdrowie, życie. W tym momencie interesował mnie tylko mój własny tyłek i to co się ze mną stanie (z powodu czego mam wyrzuty sumienia). W akcie desperacji rzuciłem się do ucieczki, ale ręka dziewczyny zacisnęła się na moim przegubie. Uśmiechnęła się czarująco i po raz pierwszy w trakcie mojego trip'a przemówiła.
- Nie bądź śmieszny. Rodzynka się boisz?! Do tego garstka naćpanych wymoczków, no proszę cię.
- Ale... No... Bo... Ja... Yyy...- Mówiłem już, że jestem dupkiem?
Puściła mój nadgarstek i podeszła bliżej do ludzi z wioski. Nie słyszałem dokładnie, o czym mówiła, ale wspomniała coś o tym, jak można się stąd wydostać.
- Jedynym sposobem byśmy znów wrócili do swego świata, jest użycie narkotyków. Ma to wprowadzić nas w trans, dzięki czemu wrócimy do domu.
- Znowu?
- Jak to znowu?- Zapytała ze zdziweniem.
- Trafiłem tu, bo jakis diller dał mi za darmo działkę, a ja zdecydowałem się wziąć.
- Ja nic nie brałam, po prostu myślałam o Tobie.
Nagle w mojej głowie rozległo się wołanie.
- Stary, to jak decydujesz się?
Znów jechałem śmietniczką na kółkach prowadzoną przez ćpuna. Przetarłem oczy.
- Nie, znam coś, co daje lepszego kopa.
- Kpisz! Co to?!
- Miłość.
1. sight love
Invidia
Invidia
Opowiadanie
·
8 stycznia 2008
tekst płynie, mimo, że nie w moim stylu :)