[18] Dni, których jeszcze nie znamy...

Valhalla

    Otworzył drzwi, a wraz z nim wszedł wieczór ze zbliżającą się nieuchronnie chwilą pożegnania. Dwie spakowane torby, stojące w przedpokoju, zajmowały miejsca w blokach startowych. Przytulił go mocno i podał płaskie pudełko:
— Puść to, chcę dzisiaj tego słuchać.
    Posłusznie wyłączył ulubionego Bonamassę i zmienił płytę.

    Tyle było dni do utraty sił
    Do utraty tchu tyle było chwil
    Gdy żałujesz tych, z których nie masz nic
    Jedno warto znać, jedno tylko wiedz, że*

— Napijesz się czegoś? — tak tylko spytał, bo już nalewał mu wódkę do potężnej szklanki.
— Zimna wódka jest jak czysta poezja. Smakuje najlepiej.
    Patrzyli na siebie i nic nie mówili, bo co tu mówić, kiedy już jutro…

    Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy*

— Dzisiaj zielona noc. Najzieleńsza z zielonych. Cholera wie, co cię tam czeka. Czy cię kiedykolwiek jeszcze zobaczę? Tylko mi nie mów, że będziesz listy pisał. Nie chcę stracić wzroku przy wypatrywaniu listonosza — przejechał ręką po jego czuprynie i pocałował w ucho. — Dobrze?
— Nic nie obiecuję, ale postaram się…
— Ciii… — zatkał mu usta pocałunkiem.

    Ważnych jest kilka tych chwil, tych, na które czekamy*

    Księżyc bawił się w chowanego i co rusz znikał za chmurami. Całe miasto udawało, że już dawno śpi. Płyta i wódka się skończyły, oni istnieli…
    Drapał go delikatnie po plecach, wiedział, że to uwielbia. Początkowo mruczał tylko jak kot i nawet się nie poruszył. Odwrócił się po chwili i teraz dopiero mógł przyssać się jak wygłodzona pijawka do jego ust. Dwa języki toczyły zacięty pojedynek, a wargi nasycały się śliną. Czas zwalniał i przyspieszał odmierzany rwanymi oddechami. Kolejne ściany stawały się podłogą, a podłoga posłaniem. Zapach i smak mieszały się tworząc napar na odpuszczenie grzechów: papierosowy dym z odorem alkoholu, Davidoff z potem ich ciał; coraz bardziej nagich i bezwstydnych. Pożądanie zalało mieszkanie porywając ich ze sobą jak tsunami. Twarz i uda, piersi i głowa… Tylko podglądający księżyc rozróżniał ich kształty. Pokój i świat cały stał się jedną wielką namiętnością. Białe fajerwerki wytrysnęły jak największe fontanny Rzymu pokrywając ich skórę. Ledwo wyczuwalny zapach świeżych kasztanów uśpił i pozwolił dospać w sobie do rana.

    Podszedł do niego od tyłu, gdy stał już ubrany w przedpokoju. Wsadził ręce do kieszeni jego spodni. ...Patrzyli na swoje odbicie w lustrze.
— Jak kiedyś napiszesz książkę, byłaby to niezła okładka. Taka niewinna, a taka... no wiesz.
— Tylko nie ma nas kto sfotografować.
    Uśmiechnęli się, przytulili i zamknęli oczy, jakby to nie oni mieli iść do piekła.

_________________________________________________________________________________________
* — Cytaty pochodzą z piosenki Marka Grechuty ’Dni, których jeszcze nie znamy’.

Valhalla
Valhalla
Opowiadanie · 1 lutego 2008
anonim
  • Rozza
    Miłość niejedno ma imię, czyż nie tak?
    Ciepłe wspomnienie.
    Grechuta , Bonamassa to dobry gust.

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    rip
    tak tutaj cicho
    po chwili zagubienia - dobre

    · Zgłoś · 16 lat
  • ataraksja
    "Każda miłość jest pierwsza, najgorętsza, najszczersza..." .... mmmhhhmmm.
    Zgrabnie i prawie mnie przekonałeś, ale nie do końca. Bo w tekstach o miłości - każdej, ważne jest też subtelne i nienachalne zaznaczenie uczuć. Tu mi tego niestety brakuje. Sam akt miłosny - ok, ale te fontanny :)) Chyba wolę rzymskie. W naturze ;p

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    ElektrycznyPies
    mi te fontanny się kojarzą, ale to zatrzymam dla siebie. Oo. może to ja jestem dziwna...a może mam zbyt wielu kolegów. MAŁO, KURDE. co to jest, opis w gazecie? kochanie, no proszę Cię. ja nie mówię,że mi się nie podoba (!!) tylko, że KURDE mało.

    · Zgłoś · 16 lat