Rok 2986. Statek produkcyjny galaktycznej floty chemicznej przemierza bezkresne przestrzenie gwiazdozbioru ’Elektrycznego Psa’.
Załoga: 1 kierownik, 1 brygadzista, 18 pracowników obsługi technicznej, 2 małoważnych pilotów
Cel misji: produkcja włókien anilany
Kierunek: 'Anathema' — najdalej położona kolonia 'Federacji'
W drodze: 2 lata
Nazwa statku: MSS ’Narano’
’Narano’ to bliźniacza konstrukcja masowca ’Nostromo’, który zaginął bez wieści kilkaset lat temu. Jedyny ocalały członek załogi, pilot Ellen Ripley, po przeżyciu czterech epizodów, włączając w to klonowanie i śmierć, do dzisiaj nie może dojść do siebie, i umieszczona w komorze kriogenicznej ’Whirlpool’ czeka na lepsze czasy.
Nie tylko numerem seryjnym ’Narano’ przypomina swojego niechlubnego poprzednika. Stan techniczny, nie odbiega od tego, w jakim znajdował się ’Nostromo’ w ostatnich latach swojego bytu. Stalowa, brunatno-zielonkawa konstrukcja ledwo trzyma się kupy. Co jakiś czas odpadają od niej bliżej nieokreślone fragmenty niknące w bezmiarze wszechobecnej próżni. Najwyraźniej niepotrzebne, bo statek leci dalej, pchany dziewiczym rozpędem nadanym mu podczas startu.
A start był uroczysty. Pierwszy moduł ’Narano’ umieszczono na orbicie geostacjonarnej w rocznicę październikowej rebelii jednej z kolonii 'Wschodniego Imperium'. Przybyli na nią dostojnicy władz centralnych, lokalnych i oczywiście goście z Imperium. Laserem przepalono tytanową wstęgę nadając imprezie doniosły charakter. Zaciągającym się na statek ochotnikom obiecywano udziały w zyskach 'Konsorcjum'. Jak zawsze, tak i teraz okazało się to wystarczającym ’michałkiem’ by zachęcić ich do podjęcia kretyńskiej decyzji. Zresztą nabór nie był trudny. To jeden z dwóch statków produkcyjnych 'Regionu Centralnego', który przyjmował na swój pokład niewykwalifikowaną załogę, wyrokowców, wywrotowców, alkoholików oraz takich, co średnio dwa razy w miesiącu porzucali swoje obowiązki i przenosili się w czwarty wymiar, z którego po tygodniu powracali, albo i nie.
Właściwie nie wie dlaczego zaciągnął się akurat na ten statek. Młoda żona, ukochana córka, obowiązki głowy rodziny. Tylko dlaczego ’Narano’?
Artystyczne wykształcenie w niczym nie było mu przydatne w nowej pracy. Jemu i Zarządowi. Technik teatralno-filmowy na statku produkcyjnym floty chemicznej. No chyba, że do pomalowania sypiącego się kadłuba. Zrobił już w swoim życiu trzydzieści tysięcy liści drzew, kilkanaście kopii średniowiecznych rękopisów, kielichów mszalnych i makiet zamków udających na planie filmowym te prawdziwe, po których zostawała tylko spalenizna. Teraz czekało go wyzwanie, któremu mógł nie sprostać. Oddalenie od domu i rodziny.
To był ostatni kurs wahadłowca, na który się załapał, by dołączyć do załogi. Masowiec eksploatowany był już od 27 lat. Nic więc dziwnego, że gdy wchodził na jego pokład ogarnęło go przerażenie. Oczywiście przyjęto go z otwartymi ramionami. Braki kadrowe zawalały robotę i każda dodatkowa para rąk była na wagę złota... a właściwie anilany. Przydzielono go do sekcji ’D’. Na ’Narano’ pracowano w systemie trzech zmian i czterech brygad — jak górnicy wydobywający kadm na 'Ozyrysie', jednej z planet krążących wokół gwiazdy 'HD 209458'. Już w styczniu wiedział czy w święta będzie miał wolne, czy będzie odrabiał zmianę. Dostał służbową szafkę i robocze ubranie. Wszyscy mieli jednakowe. Szaro-brudno-niebeskie spodnie, płócienną bluzę, flanelową koszulę w kratę, buty ze wzmocnionymi czubkami i ’kufajkę’ z ’identyfikatorem’ na plecach w postaci napisu wykonanego białą olejną farbą. W niczym nie przypominał on małych błyszczących blaszek, tych znanych mu z serialu ’Star-Trek’, po dotknięciu których łączono się z mostkiem dowodzenia.
Na wstępie odbył krótką rozmowę z brygadzistą zmiany i kierownikiem.
W ciągu pierwszego roku kierownika widział jedynie dwa razy — jak przyjmował go do pracy i na Sylwestra, brygadzistę codziennie. Kierownik — Rip, to wysoki przystojny brunet, prosto po 'Akademii'. Cholerny perfekcjonista, czepiał się wszystkiego i wszystkich. Może dlatego, za jego plecami, mówiono na niego ’Makro’.
Brygadzista to zupełnie inny kaliber. Typ sierżanta, ale raczej kwatermistrzostwa. Niski, gruby, z twarzą jakby mu ktoś wczoraj kilofem przypieprzył. Jego tubalny głos, pomimo ryku pracujących silników, z łatwością docierał do najdalszych zakątków statku. Jak to się mówi — lubiał wypić. Wtedy jego obowiązki przejmował najbardziej kumaty, a co najważniejsze, najmniej nawalony na zmianie robol.
— Jak się nazywasz? — zapytał ’kilof’.
— Flashback.
— Będziesz robił w ’SP’, to sekcja pras. Zejdź na dół, tam jest ’Mątwa’. On cię wszystkiego nauczy.
To co widział do tej pory to był ’mały pikuś’, w porównaniu z tym, co czekało go w ’SP’. Tak jak na statku morskim, im niżej, tym gorzej. Ciemniej, głośniej, bardziej smrodliwie.
— A, to ty! — wrzeszczał. — Co się kurwa patrzysz! Zakryncaj ten zawór — wskazał mu jeden z kilkuset jakie otaczały ich ze wszystkich stron. — Kryńć kurwa! Nie widzisz, że się na łeb leje!
Tak poznał 'Mątwę'.
Teraz jednak musisz sobie zapracować na uznanie od nowa :)
Witam znów na pokładzie Flashback :)
joł ! :D Mątwa wzbudza sympatię ! Będziesz Valhalla uzupełniał załogę ? :)