Wejścia

Michał Domagalski

Wejdź! Bez pukań, dzwonień. I rytm. Twarzą w twarz. Zdecydowanie. Do środka. Jestem. Oczy uciekają. Do góry. Bez wstydu. I szybciej. Bliżej. Ręce na mnie. Na tobie. Drżą… Nogi. Bliżej. Policzki. Dotyk. Gorąco. Pot o pot. Bliżej! I szybciej! I wtedy…

Wstęp był powolny. Od stóp do głów. Usta skradały się. Światło niezbyt intensywnie ukazywało bliskość ciał. Delikatne stopy w moich dłoniach. Twoje. Język zwiększał wilgotność, wzmagał gotowość. Twoją. Ciepłe pojękiwania zadowolenia. Wszechświat zmierzał do środka, kurczył się do centrum tak pewnego, że problemy horyzontalne i wertykalne wydawały się czymś nieobecnym. Byliśmy w głowach swych, ciałach, pępkiem europy, azji, światów… Nie odrzucaliśmy bogów, bożków, metafizyki. Tego po prostu nie było. Czas – czy coś, co można tak nazwać z braku laku, atłasu, czy lepszych określeń – miał Nam przynieść początek. Ezoterycznie swoiste logos, arche – ciągle trzeba udawać Greka – stawało się coraz bardziej realne. Ucieleśniało się na opuszkach palców, ślinie, śluzie, drgawkach. Zachodziło za powieki. Tworzyło krajobraz, tło i pierwszy plan. Pociąg relacji ty – ja, ja – ty dobrze już się rozpędził. Pościel zwijała się pod ciałami. Marszczyła. Nie tworzyła twarzy świętych. Innych ważnych osób też nie. Chociaż po wypitym winie mogły nam się różne cuda objawić.

Wspólny wieczór wieczerzą zainicjowaliśmy. Kolacją. Makaron muszelki ugotowany z czerwonym, mięsem mielonym, kukurydzą. Z puszki. posypane – póki ciepłe – serem startym. Żółtym. W szkle do szampana wino wytrawne. Dwie butelki wina z rysunkami byków. Czerwone. Tak mi się zdaje, że byków. Świeczki. Cztery. Dokładnie: podgrzewacze z supermarketu. Promocji. Muzyka z komputera – jak raz pierwszy, gdy byłem u ciebie…

Wejdź. Bo pukam, dzwonię. I… randka? Twarzą w twarz. Zdenerwowanie. Do środka. Jestem. W twoim pokoju… Kawa, muzyka z komputera. Pociąg zmierzał do początku.

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Niczego sobie+ 3 głosy
Michał Domagalski
Michał Domagalski
Opowiadanie · 9 lutego 2008
anonim
  • hewka
    *tło i pierwszy plan. Pociąg relacji ty – ja, ja – ty dobrze już się rozpędził. Pościel zwijała się pod ciałami. Marszczyła. Nie tworzyła twarzy świętych. Innych ważnych osób też nie. Chociaż po wypitym winie mogły nam się różne cuda objawić* bardzo, ten kawalek bylby swietna poezja ero:) Greka* - bym wywalila, jakby zbyt oczywisty....
    pozdrawiam

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • Michał Domagalski
    Kompromis się dokonał. Teraz liczę na ocenę Krop(o)!
    Nie ma za co ;)))

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • .
    To zdecyduj się: albo tak (do prozy ma być podobne i wszystko z dużej - i wtedy idzie na pierwszą stronę), albo siak...

    Ja jestem Krop(a). Nikt jeszcze w życiu nie nazwał mnie ‘panią’.
    Dziękuję. :)))

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • Michał Domagalski
    Małe litery (i duże) wydawały mi się w jakiś sposób nieuniknioną konsekwencją formalną. Ale może się zagalopowałem w tej poetyckiej przygodzie prozatorskiej
    Pani 'Kropko': co zrobić? Ocenić wysoko!

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    sy
    Dynamiczne- za to autorowi należą się brawa ;) Warsztat jednak nie stoi na wysokim poziomie, co nie przeszkadza oczywiście w przekazywaniu myśli. Brakuje iskry ;) Powodzenia!

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • .
    Podoba mi się - gdyby nie te małe litery. :)
    I co mam z tym zrobić?

    · Zgłoś · 16 lat temu
Usunięto 1 komentarz