Narano - epizod 19

Valhalla

 

Ser, klucze, telefon, ’paprykarz szczeciński’... Co ja wyprawiam, przecież nie ma jej w lodówce ― pomyślała, szukając usilnie sukienki...

 

...Obciągnięta czerwoną, toskańską skórą ’dwunastka’*, zarysowała metalowym flekiem szybę. Niczym ’Robin’ (chłopak ’Batmana’, ...a może jego przyjaciel) wpadła przez okno, rozrywając przy okazji ’kabaretki’ i... kieckę, wylądowała na środku pokoju w pozycji czwartego ’aniołka’ i... rozpłakała się. Nie z powodu żałosnego widoku ’Flashbacka’ (ten, poważnie zarzygany, z butelką w ręku i twarzą skierowaną do sufitu, zlegiwał w barłogu niczym ’Jimi H’.), a zniszczenia jedynej w promieniu stu czterdziestu lat świetlnych, kreacji ’Lagerfelda’ (żółta sukienka w maki).

 

Delikatny kwiatowy zapach zmieszał się z nieziemskim smrodem produktu ’Nerona’, tworząc subtelną mieszanką, która osiadła swą tajemnicą na nozdrzach ’Flashbacka’, łaskocząc je i drażniąc pospołu.
― Kto kurwa wlazł? ― cicho i namiętnie zapytał, próbując unieść zapity ryj.
― To tylko ja... ’Pies’ ― odpowiedziała, i niczym modelka na wybiegu, podeszła do legowiska. Usiadła na krześle, przypaliła papierosa, z silnej męskiej dłoni wyrwała butelką, z której zassała spory łyk, po czym odgasiła owocowego ’djaruma’ o podeszwę ’manolo’** (perfekcyjnie odegrała wcześniej napisany scenariusz).
― Dupek, drewno, dziwka, chuje, ćwoki, ciemniaki, słabeusze, suki, sokowirówka ― starym sposobem koiła nerwy. ― Tak łatwo to ci ze mną nie pójdzie.
Chwyciła go za rękę i ciągnąc po podłodze zawlokła do łazienki. Przytrzymała udami uszy, wsadziła głowę do kibla, i... spuściła wodę.
― Kraulem myszko, kraulem...
Po raz drugi w życiu się topił. Ratując, jak mu się wydawało, niepotrzebne nikomu jestestwo, szarpał się na wszystkie strony, próbując wyrwać ze śmiertelnego uścisku. ’Pies’, niczym kałamarnica oplatająca ’udami’ kaszalota, walczyła o jego życie (?), po czym opadając z sił zsunęła się na podłogę.
Ze zmoczonym łbem wyglądał jak ’Van Halen’ po dwugodzinnym koncercie (z bisami). Jednak jej było mało. Zdesperowana fanka wskoczyła mu na plecy, wsadziła małą rączkę w gardło i wymusiła zdrowe rzygańsko. Teraz była już z siebie zadowolona.

 

Siedzieli na mokrej posadzce głośno dysząc. ’Pies’ przetarła dłonią czoło, zostawiając na nim resztki ’fleszbekowego’ obiadu, po czym oparła ręce o kolana i spuściła głowę. Czarnymi paznokciami, wydłubywała z pomiędzy kafelków kawałki czarnej fugi, i próbowała zebrać myśli.
Aktualnie, odległości między najbliższymi komórkami jej mózgu, można by mierzyć w ’parsekach’***. Kosmiczna pustka. Ona, zawsze taka wygadana, wszechwiedząca, miała teraz trudności z określeniem swojej przynależności; fauna czy flora... Z niemałym trudem, kulejąc (ze złamanym obcasem), weszła w ’makach’ pod prysznic. Stała tam kilka minut, po czym wydostając się z kabiny, odgarnęła do tyłu mokre włosy, usiadła na klozetowej desce, i zapaliła kolejnego papierosa.
― Słyszysz mnie? ― spytała, patrząc na zwalonego pod jej stopami ’wieloryba’.
Skinął tylko głową.
― Na początek ustalmy kilka reguł ― głęboko się zaciągnęła.
― Po pierwsze; ja jestem psychiatrą, ty psychopatą. Nie odwrotnie ― mówiła, kształtując schizofreniczne dymne kropki nad ’i’. Po drugie; będziesz przerywał, albo urywał się z ’zajęć’... znikam. Po trzecie; jestem ’Antarktydą’ i do nikogo nie należę. Po czwarte; jak nie wołam o pomoc lub mówię, że dam sobie radę sama, siedzisz na dupie i nigdzie za mną nie łazisz. Po piąte...
― Dlaczego nie leżysz na kozetce? ― wybełkotał z niemałym trudem.
― O co ci kurwa znowu chodzi?
― Gadasz, jakbyś to ty brała udział w ’terapii’ ...i się spowiadała ― trafnie zauważył.
― Po piąte; ...powiesz jeszcze raz do mnie tym tonem, to zasuną ci takiego wsada w dupę, że zasrasz całą galaktykę... Dobra. A teraz mów, co cię boli.
― Łeb mnie napierdala...
― To idź do neurologa, ja jestem niedyplomowana psychiatra... Słuchaj no ’czesiu’, ja tu przyszłam po twoją duszę, pożonglować twoją intymnością. Albo dasz mi jakieś wskazówki albo nic z tego nie będzie.
― Tee... ’doktor Murek’... Wpadasz taka... wulgarnie podniecona, jakieś masochistyczne brednie wygadujesz i każesz obnażać przed światem... Ja wiem, że twoje szaleństwo widać na rudym łbie z daleka... ale to nie znaczy, że o mnie też mają wszystko wiedzieć. By mogli potem żartować... albo lepiej, nieludzko współczuć.
Zaciągając się zachłannie kolejnym papierosem udawała, że wcale się nie denerwuje. Nieoczekiwana agresja wybiła ją z rytmu, w jakim wpadła do jego ’habitatu’. Nie te drzwi ― pomyślała.
― Przyszłam do ciebie, nie po ciebie. Rozumiesz?
Przetarł dłonią opuchnięte wargi, oparł plecami o kabinę prysznica i wyciągnął do niej dłoń.
― Daj macha. Albo lepiej mi przypal... Przepraszam, poniosło mnie... Tylko nie myśl, że to twój zwierzęcy magnetyzm tak na mnie działa. Daj mi chwilę, muszę uruchomić czaszkę.
Tym razem on zgarnął mokre włosy, przetarł obiema rękami twarz i spuścił całe powietrze, jakie było w jego płucach i ’mózgowej oponie’. Dobra, pytaj.
― Pójdziesz ze mną na parapetówę do ’Puszich’?

 

 

***

 

Miał bardzo mało czasu. Wyszykować wspólne gniazdko...(?), to dla niego totalna nowość. Innym, takie wyzwanie zajęłoby prawdopodobnie z tydzień, on uwinął się w dwanaście godzin.
Ostatnie trzy minuty, jakie pozostały mu do wejścia ’wisienki’ przeznaczył na strzyżenie, kąpanie, wyczyszczeniu wacikami uszu, ubranie i się uczesanie. Stał teraz przed lustrem, uśmiechnięty, z uniesionymi w geście triumfu, kciukami obu rąk. Jego odbicie mówiło jednak co innego. Niezadowolone z siebie kręciło głową, a kciuk przyjął ’pozycję’ wkurwionego ’Kaliguli’. Dało mu to do myślenia. ...Kilku gladiatorów przejechało się na tym geście... może o czymś zapomniał. Eee... Mimo chwilowego zawahania był z siebie dumny, jak absolwent ’Boston School of Music’, po dyplomowym koncercie. W ostatniej chwili, zdążył jeszcze wpaść do salonu i sprawdzić, czy o niczym nie zapomniał. Z gazetą w ręku położył się na sofie ― czytając kilka wesołych klepsydr, usiadł na jej drugim końcu i z zaciekawieniem rzucił okiem na poważny artykuł o bezwzględnie nowej ’teorii względności’, po czym wskoczył w fotel i przejrzał w laptopie ostatnie instrukcje ’Lady’. Wszystko było na swoim miejscu, wszystko funkcjonowało.

 

― Weź ode mnie te toboły i zrób mi drinka... Nalej wody do wanny, muszę się wykąpać. Jest coś do jedzenia? ...Zorganizowałeś zaopatrzenie na jutrzejszą imprezę? ― usłyszał w przedpokoju głos ’wisienki’.
― No to mam przejebane ― z radością pomyślał.

__________________________________________________________________________________________
* ― panowie, to obcas.
** ― reszta markowego buta (Manolo Blahnik) od tego obcasa.
*** ― strasznie to skomplikowane, ale uwierzcie na słowo – w ch...

Valhalla
Valhalla
Opowiadanie · 12 lutego 2008
anonim
  • puszi
    niesamowity klimat pierwszej części, obraz 'psa' "cucącego":) w kiblu zarzyganego 'flashbacka' na długo zostanie w mej pamięci :) nie mogę się doczekać parapetówy :)
    mistrzostwo po raz kolejny :)

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    ElektrycznyPies
    najbardziej podoba mi sie przypis o obcasie :D. nie no. zartuje. mega mega :) pomiędzy starym sposobem a koila nie powinno być przecinka jak na moje wyczucie rytmu :D

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    cherrilady
    dopiero godzina 13:00...a mi już zrobiłeś ochotę na drinka i gorącą kąpiel z pianą ;)

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    rip
    wiesz co najbardziej mi się podoba ???
    twoja nieprzewidywalność.
    niby kolejny odcinek, a za każdym razem się zastanawiam - w którą stronę pójdziesz.
    ten mną wstrząsnął. kilka kapitalnych fragmentów.
    .........................

    właśnie dlatego lubię tutaj wracać

    · Zgłoś · 16 lat
  • Marek Dunat
    yes valhalla. :D

    · Zgłoś · 16 lat