Narano - epizod 08

Valhalla

 

Od dobrych kilkunastu minut siedziała skulona w kącie, oparta o szyby sterowni. Cień, jaki padał na tę część hali doskonale ją skrywał, tak, że nikt i nic nie mogło jej zauważyć. Nawet pożółkłe palce własnych stóp. Sterta petów i popiół z wypalonych fajek, pokrywały je do wysokości kostek, tworząc dodatkowy kamuflaż. Jedynie ogromne białka, nienaturalnie szeroko otwartych oczu, mogły zdradzić kryjówkę. Częstym mruganiem ukrywała ich blask. Wpatrywała się w każdy, nawet najdrobniejszy ruch jaki wykonywał, po czym kopiowała go skurczonymi łapkami, próbując wszystkie zapamiętać.

— O ’dżizas’, jaki piękny ’filodenderom’* — pomyślała zgniatając się w sobie jeszcze bardziej.

 

W brązowym habicie, przewiązanym grubym sznurem i nasuniętym na twarz kapturem wyglądał tajemniczo. Wręcz majestatycznie. Jakby unosił się nad podestem nie dotykając większości połamanych desek. Linia ’D’, na której pracował, była teraz najbezpieczniejszym miejscem w kosmosie. Błyszczący, śmiertelnie ostry nóż, którym z niezwykłą sprawnością odcinał poplątane włókna, stawał się w jego rękach ’Zabójczą bronią (15)’. To najsprawniejszy przędzarz ’Narano’.

Dziwne, że do tej pory nikt go nie zauważał. Być może przez zakonny habit lub wiecznie ponurą minę, bo przy 196 cm w kłębie, był przecież najwyższym z załogi. Wywąchał go dopiero nadwrażliwy nos ’Psa’. Przez kilka ostatnich dni łaziła za nim jak suka w rui, merdając nerwowo ogonkiem.

Od dwóch tygodni, odkąd rozstała się ze swoim samcem, seksualne żądze zaspakajała pisząc ścielące się pokorą wiersze lub... ściągając majtki przez głowę. Przy kolejnym szczytowaniu zapomniała o nich kompletnie. Zaplątane we włosy zabarwiły je na pomarańczowo, przez co zyskała nowych adoratorów.

Dla ’Vadima’ było to bez znaczenia. Ujęła go wyłącznie jej skomplikowana osobowość.

 

— Wyjdź już z tej dziury. Przecież wiem, że tam siedzisz — odezwał się ścinając kolejnego gluta. — Twoje ’mentolowe’ czuć nawet na Ziemi.

— Wal się ’dżedaj’ — odburknęła speszona. — Też mi początek romansu — nawet pomyślała.

Podniosła się i strzepując z kufajki pety podeszła do przędzarki.

— Dziękuję za wiersz, sprawił mi wiele radości — powiedział odchylając lekko kaptur.

— Jeszcze nikt nigdy nie napisał dla mnie niczego.

— Hau, hau — zaszczekała nieobliczalnie zaskoczona.

— Jak ci się podoba nowa buda? — podjął kolejną próbę nawiązania ’ludzkiej’ rozmowy.

— Taka i śliczna kolorowa jest. Jej wszyscy zazdroszczą mi — odpowiedziała konstruktywnie (bardzo).

 

Jeszcze bardziej konstruktywne było nagłe pojawienie się ’Ripa’. Właśnie odprowadził ’boską’ do kajuty i w świetnym humorze przyszedł wcześniej na zmianę.

— A wy to przed, czy już po? — zapytał rozbawiony.

— Nie widzisz? W trakcie — odpowiedziała zawiedziona przerwaną rozmową, po czym odwróciła się na pięcie i oddaliła.

— Będę na ’necie’, to jeszcze pogadamy — krzyknął za nią.

— No dobra, zmykaj — zwrócił się do podwładnego wchodząc na podest.

— Dzisiaj mam dobry nastrój... masz już wolne.

 

Schował nóż, nasunął kaptur na oczy i oddalił się w milczeniu.

 

 

***

 

’Rip’, jako jednoosobowa kadra kierownicza, miał wpływ na dobór pracowników i obsadę stanowisk. Decyzję o zatrudnieniu Marioli podjął osobiście. Wpadła mu w oko jeszcze przed startem, na komisji kwalifikacyjnej. Wyboru dokonał w sekundę. Była po prostu... ’boska’. Nie spodziewał się jednak, że będzie miał tak poważne trudności ze znalezieniem dla niej jakiegokolwiek sensownego zajęcia. Nie potrafiła szyć, gotować, jak się później okazało również sprzątać — zwłaszcza po sobie. O pilotowaniu statku nie mówiąc. Na mycie dysz zgodziła się wyłącznie pod warunkiem zaopatrzenia jej w żółte, gumowe rękawice (to jej ulubiony kolor) oraz płyn o zapachu jaśminu.

 

Nigdy nie rozmawiała o swojej przeszłości. Na pytanie; czym się zajmowała, odpowiadała zawsze krótko — byłam modelką. I sporo w tym prawdy. Przez kilka ostatnich lat pozowała studentom na ’Akademii Sztuk Wszelakich’. Jako, że sama znała wiele ’sztuczek’, miała niezłe ’branie’ u profesorów, którzy chętnie obsadzali ją w tej roli.

Wcześniej była prostytutką. I to nie byle jaką. ’Namber łan’ w ’Regionie Centralnym’. ’Muzą’ stała się z woli urzędników, a właściwie ’Rady Imperialnej’, która wydała rozporządzenie o rejestracji wszystkich obywateli i obowiązkowym zatrudnieniu. Ta zmiana w prawodawstwie zmusiła ją do podjęcia życiowej decyzji, która, jak się później okazało, zrobiła z niej równie znaną postać jak ’Dora Maar’**. Przy okazji zaspakajania ambicji artystycznych, dorabiała na boku, ’obsługując’ wszystkich studentów, studentki i wykładowców ’ASW’. W krótkim czasie dorobiła się znacznego majątku i popularności. Udzielała wywiadów, pokazywała się publicznie u boku znanych postaci świata kultury, biznesu i polityki (szołbiznesu).

 

Niestety, jak to często bywa, zawodowy profesjonalizm i fatalny przypadek zaważył na jej przyszłym życiu, a tym samym na podjęciu nagłej, nieodwracalnej decyzji o... ucieczce, i ukryciu się jak najdalej od Ziemi.

Podczas jednego z charytatywnych bali, robiąc ’dobrze’ ministrowi spraw zagranicznych, wyssała z niego nie tylko płyn ’małoustrojowy’, ale również kilka imperialnych tajemnic. Musiała mieć niezły dzień. Minister, gdy doszedł już do siebie, zorientował się, że nastąpił niekontrolowany ’wyciek’ i postanowił Mariolę zlikwidować. Za ’boską’ wysłano najemników. Bidula, nie mając wyjścia, jeszcze tego samego dnia znikła wszystkim z oczu.

Po kilku miesiącach i paru operacjach plastycznych, wyszła z ukrycia i czym prędzej zaciągnęła się na najwcześniej odlatujący statek.

____________________________________________________________________________________________
* — ’Psia’ wersja Philodendron, czyli najzwyklejszego filodenderona.
** — właściwie Henrietta Theodora Markovitch, ’muza’ i kochanka Picassa.

Valhalla
Valhalla
Opowiadanie · 15 lutego 2008
anonim