To zdecydowanie nie była normalna sobota. Odkąd pracuję przy tym programie musiałam przeprowadzać wywiady z różnymi świrusami. Człowiek, który przez pół roku hodował kurczaka bez głowy, kobieta z ciążą pod kolanem, dyrektor McDonalda... Tak, jestem w stanie znieść wiele pomysłów Polliego (dlaczego ten buc każe tak siebie mówić? Polikarp nie brzmi tak źle, choć może mniej światowo...) Dzisiaj jednak przeszedł sam siebie i kazał mi przeprowadzić wywiad ze Śmiercią. Nie pytajcie, jak go znalazł. Ja też wolę nie wiedzieć. Do rzeczy.
Wchodząc do garderoby zobaczyłam go. Tak, dobrze czytacie. Śmierć to facet. A jakże by inaczej... Siedział przed lustrem, w którym nie było jego odbicia, tyłem do mnie. Oczywiście nie musiał się odwracać, by mnie zobaczyć. On o mnie wiedział. Zresztą i tak nie miał oczu. Wyglądał nie najlepiej. Prawdę mówiąc, najbardziej przeraził mnie widok tego dymu papierosowego rozchodzącego się po pustej klatce piersiowej. Ohyda. Tak, czas w końcu rzucić palenie. Weszłam , gdy wizażystka wpychała plastelinę w puste policzki.
- BARDZO MIŁO MI PANIĄ POZNAĆ- jego głos brzmiał jak pocieranie widelcem o talerz. Bardzo dużym widelcem o bardzo duży talerz.
- Mnie... Mnie również...-wyjąkałam przestraszona.
- POGADAŁBYM, ALE JAK PANI WIDZI, MAM PEŁNE USTA DŻAHAHAHA. ZOBACZYMY SIĘ ZA 10 MINUT W STUDIO.
Cóż miałam zrobić, poprawiłam makijaż i poszłam na plan. Po chwili wszedł Śmierć (stylizacja się nie udała, dalej wyglądał jak zwykły szkielet z plasteliną w policzkach.) Zaraz potem reżyser zaczął odliczanie i weszliśmy na antenę.
-Witam państwa serdecznie ze studia, mamy niezwykłego gościa. Pan Śmierć zgodził się na rozmowę na żywo...
-NA ŻYWO, DOBRZE POWIEDZIANE. MASZ KOBITKO CIĘTY DOWCIP... DŻAHAHAHA...- oczywiście musiał się wtrącić. Postanowiłam jak najszybciej przejść do wywiadu i mieć to już za sobą.
-Zacznijmy może od tego, jak mam się do pana zwracać?
-NORMALNIE. ŚMIERĆ, MORRIS, KOSIARZ UMYSŁÓW, MOROWE POWIETRZE, MISIACZEK...
-Misiaczek?!
-OJ PRZEPRASZAM, ZAGALOPOWAŁEM SIĘ. TAK MOŻE MÓWIĆ DO MNIE TYLKO JEDNA OSOBA... - nie miał oczu, ale założę się, że w tym momencie mrugnął w stronę wizażystki, stojącej za kamerą.
-Tak więc panie Kosiarzu... Dlaczego zgodził się pan na tę rozmowę?
-JEST KILKA POWODÓW. POLLI STRASZNIE O TO MĘCZYŁ MOJEGO TATĘ. BIEDACZEK DOSTAWAŁ MIGRENY. POSTANOWIŁEM MU POMÓC. OPRÓCZ TEGO MAM WRAŻENIE,ŻE WY, LUDZIE OSTATNIO COŚ WE MNIE ZWĄTPILIŚCIE... LEKI NA RAKA, MAMMOGRAFIA, JOGA, ZDROWE ŻARCIE, ĆMOJEBOJE I MYŚLICIE, ŻEŚCIE NIEŚMIERTELNI. A TU KUKU! PAN ŚMIERĆ SIĘ DO WAS UŚMIECHA Z EKRANU I MÓWI: JESTEM WIECZNY, PRZYJDĘ PO KAŻDEGO Z WAS. CHOĆ MOŻE POCZEKAM TE PARĘ LAT DŁUŻEJ.
-Leki na raka... Jeszcze ich nie wynaleziono...
-UPS! CZYŻBYM WSYPAŁ PLANY TATY? NA ŚMIERĆ ZAPOMNIAŁEM, ŻE MAM O TYM NIE MÓWIĆ. NA ŚMIERĆ! DOBRE! DŻAHAHAHA- znowu ten wariacki śmiech rodem z opowiadań o Inspektorze Swordzie...
-Na to wygląda, że pan troszkę się zagalopował, ale dziękujemy za odrobinę otuchy. Czy mógłby pan opowiedzieć, jak wygląda życie po śmierci?
-TO NIE TAKIE ŁATWE. JEDEN GOŚĆ JUŻ TO OPISAŁ, ALE NIKT MU NIE UWIERZYŁ. KOJARZYCIE TERRY'EGO PRATCHETTA? TAK, TO TEN ŚMIESZNY PROFESOREK W KAPELUSZU. NAPISAŁ,ŻE ŻYCIE PO ŚMIERCI WYGLĄDA ZA KAŻDYM RAZEM INACZEJ. TEN, KTO NASTAWIA SIĘ, ŻE PÓJDZIE DO NIEBA-IDZIE DO NIEGO. PSY NAJCZĘŚCIEJ IDĄ DO KRAINY KRZACZKÓW, AMERYKANIE HAMBURGERÓW, A POLACY DO PIEKŁA. NIE WIEM, DLACZEGO POŁOWA Z WAS WMAWIA SOBIE, ŻE NIE ZASŁUGUJE NA NIC WIĘCEJ. MOJA DOBRA RADA: GRUNT TO POZYTYWNE MYŚLENIE.
-Rozumiem... Czy w takim razie możemy również wybierać moment, w którym umrzemy?
-W PEWNYM STOPNIU TAK. JAK JUŻ WSPOMINAŁEM, WYNAJDUJECIE SOBIE TE LEKI I INNE PIERDOŁKI. JEDNAK JEST PEWIEN SZKOPUŁ: MY Z TATĄ NIE MAMY ZA DUŻO ROZRYWEK, WIĘC ZAJMUJEMY SIĘ PODGLĄDANIEM LUDZI. I CZASEM TRUDNO NAM SIĘ POWSTRZYMAĆ, GDY WIDZIMY KOGOŚ WYJĄTKOWO SZCZEŚLIWEGO LUB ZABAWNEGO. MUSI PANI UWIERZYĆ, ŻE NIE MA LEPSZEJ ZABAWY NIŻ SPRZĄTNIĘCIE CZŁOWIEKA W MOMENCIE, GDY TEN NA PRZYKŁAD JE ZUPĘ RYBNĄ. DŻAHAHAHA! - spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Naprawdę zaśmiewał się z żartu o zupie rybnej.... Najwyraźniej skrzywienie zawodowe.
-Kiedy zaczęła się pańska hmm... praca?
-JAK TO? NIE CZYTAŁO SIĘ TEGO BILUTETYNIKU TATY,CO? BIBLIA PEWNIE STOI NA PÓŁECZCE I POKRYWA SIĘ KURZEM?
-Nie, to nie tak... Ja ten no...- spłonęłam rumieńcem. Nie miałam pomysłu, jak się wytłumaczyć.
-NIEWAŻNE PANIUSIU. PEWNIE I TAK TWOI WIDZOWIE TEŻ NIE MAJĄ O TYM POJĘCIA. DRODZY PAŃSTWO. JA JESTEM. PO PROSTU JESTEM. BYŁEM I BĘDĘ. NIE MA INNEJ OPCJI, CHOĆBYŚCIE NIE WIEM JAK KOMBINOWALI.
-Ma pan pomocników lub współpracowników?
-O TAK, JEST ICH SPORO. CHOĆ W WIĘKSZOŚCI SAMI SIĘ ZE MNĄ POWIĄZALI, NIE ZAPRASZAŁEM ICH DO WSPÓŁPRACY. NAJBARDZIEJ ZAPRACOWANA Z NICH JEST MIŁOŚĆ DO OJCZYZNY. TA PANI CZĘSTO PODSYŁA MI NOWYCH KLIENTÓW. DRUGI NA LIŚCIE JEST HONOR, ZARAZ PO NIM PRACOHOLIZM I NARKOMANIA. TRZEBA PRZYZNAĆ, ŻE WSZYSCY NIEŹLE SIĘ SPISUJĄ Z WASZĄ, LUDZKĄ POMOCĄ.
-Jak wygląda moment spotkania z panem?
-NA TO PYTANIE NIE MOGĘ ODPOWIEDZIEĆ, TAJEMNICA ZAWODOWA. ZAPEWNIĘ WAS TYLKO, ŻE TEGO SIĘ NIE ZAPOMINA DO KOŃCA ŻYCIA. OH! NIE MOGĘ! ZNOWU MI SIĘ ŻARCIK UDAŁ!
-Tak, boki mnie bolą od zrywania. Mam jeszcze kilka pytań...
-PANI WYBACZY. DZIEŃ MAM DOBRY, SŁONKO ŚWIECI, FAJNIE JEST. ALE OBOWIĄZKI WZYWAJĄ. NIE MOGĘ TU Z PANIĄ SIEDZIEĆ DO ZA PRZEPROSZENIEM US...- w tym momencie nastąpiło charakterystyczne piknięcie cenzury- ŚMIERCI. OBOWIĄZKI WZYWAJĄ.
-Proszę tylko na koniec dać nam jakąś radę, motto.
-MEMENTO MORI- pogodnie uśmiechnął się dziurawymi zębami i zniknął.
Sprzątnąć przy zupie rybnej.... waiting for next