Narano - epizod 12

Valhalla

 

Przejęcie kabiny pilotów trwało zaledwie 6 sekund. Tylko tyle potrzebowała ’Lady’ by wypowiedzieć 42 zdania (w tym jedno po ziemiańsku — Wypierdalać!) i wraz z ’Puszim’, uzbrojonym w pompkę do roweru, przejąć stery. O dziwo, piloci bez słowa ustąpili im miejsca, wyjaśniając później, że i tak przekroczyli dopuszczalną ilość karnych punktów, za ściganie się w strefie ’Układu Słonecznego’ oraz wyprzedzanie na pasach.

 

Rozsiedli się wygodnie w skórzanych fotelach i przez dłuższą chwilę, w milczeniu wpatrywali w ’czarną dziurę’.

— Skręć lekko w lewo, bo nas wessie — przezornie wydała polecenie ’Lady’.

Teraz wpatrywali się już tylko w dziurę.

— Jak tu pięknie — po chwili i romantycznie zagaił ’Puszi’, a łza spłynęła mu z powrotem do oka (wcześniej wyłączyli sztuczną grawitację).

— Gdzie?

— No tu... I teraz.

— Hmm, żałuj, że nie widziałeś zachodu ’51 Pegasi’* na ’Bellerofoncie’**.

Zauważyła, że widmo ’Pusziego’ przesunęło się lekko ku fioletowi.

— Nie sądziłam, że jesteś taki wrażliwy. Rozklejasz się.

— Moment — ocknął się. — Ale na ’Bellerofoncie’ jest jakieś 1300 stopni.

— No, nieźle se dupsko wtedy przypiekłam, ale warto było. Kiedyś cię tam zabiorę — powiedziała patrząc mu prosto w oczy.

Widmo ’Pusziego’ poszło w bordo, a ona tylko miauknęła: ’ramona’, co ponoć było oznaką najwyższego zadowolenia (tak między świetnie i orgazmem).

Najwyraźniej zastosowane przez nią ’mikrosoczewkowanie grawitacyjne’*** ’Pusziego’ zadziałało, bo jego blask pojaśniał na tyle, że dojrzała stojącą w rogu kabiny wersalkę.

 

Wspólne trzymanie steru i pilotowanie ’Narano’ bardzo ich do siebie zbliżyło. Nawet byli teraz do siebie podobni. Ona łysa, on łysiejący. Chyba zaiskrzyło.

Zaczęli opowiadać historie z dzieciństwa (jej zajęło to więcej czasu, gdyż była od niego starsza jakieś dwanaście razy), omawiali pomysł zastosowania gumowego łańcucha w rowerze, opowiadali dowcipy i puszczali dla jaj ’wolant’. ’Lady’ pozwoliła mu nawet założyć muszelki i posłuchać muzyki.

 

Włączyli autopilota i rozłożyli wersalkę.

W otoczeniu milionów gwiazd, które mrugały do nich zewsząd, kroił się kosmiczny romansik.

 

 

***

 

(w tym samym czasie, trzy poziomy niżej)

 

— Ty kretynko. Tyle razy ci mówiłam, żebyś nie włączała radia paluchami stóp. Dupy ci się nie chce ruszyć z wyra i potem są efekty. Zobacz jak to wygląda. Gdzie ja teraz taki kolor znajdę? — darła się ’Pies’, oglądając odpryski lakieru.

— Jakbyś się nie szlajała po nocach, to bym się wysypiała. Zawsze to ja jestem winna, ty nie... Może jakąś gosposię zatrudnimy, co? Paniusia się znalazła, a sprzątać nie ma komu.

— Tak, zwłaszcza twoją kołdrę z podłogi. Pół dnia siedzisz w łazience, kawsko tylko żłopiesz i fru do tego swojego ’Don Diego’ z krzywym ryjem. Gdybyś chociaż była tak systematyczna i zorganizowana jak on. Gdzie wy się kurwa znaleźliście?

— Zamiast drzeć od rana japę, może byś powiedziała gdzie są moje komiksy, te z ’Camelem’? Nigdzie nie mogę ich znaleźć. Jak je sprzedałaś, to ci przestrzelę twarz... Bóg mi świadkiem, nie żartuję.

— Ty niewdzięczna suko... Nawet nie wiesz, jaką cenę płacę byśmy miały na przeżycie... Na te twoje czarne bluzy z kapturem, fajki, żarcie. Myślisz, że pozowanie tym obleśnym pacykarzom to marzenie mojego życia?

— A niby za co mam ci dziękować? — zerwała się z podłogi i stanęła przy niej tak blisko, że miedzy ich ustami ledwo zmieściłby się ogryzek jabłka. — Za co? Wpieprzasz się nieproszona w moje życie, wszystkie związki, śledzisz, wpadasz do mieszkania wiedząc, że akurat się pieprzę... To dlatego jestem sama. To przez ciebie nie mam nikogo. Przez ciebie...

— A ty cipolongu nazywasz to miłością, co? — przysunęła swoją twarz tak blisko, że krople śliny padały na jej usta. — I cudownie. Przynajmniej wiem, że oddaję im przysługę.

 

Pchnęła ją na łóżko i wściekła jak pies poszła do łazienki. Wczorajsze ubranie zsunęło się na chłodną posadzkę. Zamknęła oczy, oparła dłonie o szyby kabiny, a woda z prysznica otuliła jej ciało. Uniosła głowę by poczuć na twarzy krople ciepłego deszczu. Mogła udawać, że nie płacze. Powoli ściągnęła z włosów nadmiar wody i przetarła zaparowane lustro, które odsłoniło na jej bladej skórze błękitne siniaki.

Nie wycierając się wybiegła nago z łazienki. W ułamku sekundy namierzyła ją siedzącą na łóżku ze spuszczoną głową. Nawet nie zdążyła jej podnieść, gdy ’Pies’ rzuciła się z furią przewracając ją na plecy. Usiadła na niej okrakiem, a twarz zakryła poduszką. Miotała się na wszystkie strony nie mogąc wydostać ze śmiertelnego uścisku.

— Zabiję cię! — krzyczała na całe gardło. — Mówiłam ci... Jeszcze raz to zrobisz, a cię zatłukę! — gwałtownymi ruchami dociskała coraz mocniej poduszkę. — Wiem, że to robisz... Specjalnie obijasz się o kant stołu... Widziałam!

 

Wpadli do pokoju jak ’Komando Foki’. ’Rip’ złapał ją od tyłu obejmując w pół, a ’Vadim’ chwycił za dłonie.

— Już dobrze, uspokój się — mówił ściszonym głosem. — ’Pies’, patrz na mnie. Słyszysz. Ciii, już dobrze... Już po wszystkim.

Przytulił jej głowę do swoich piersi i głaskał ’pomarańczowe’.

— Chłopcy, co z wami? — zapytała wyraźnie zaniepokojona ich stanem.

— Zdążyliśmy w ostatniej chwili — zdyszany wielce zagaił ’Rip’ do ’Vadima’.

— No, rzeczywiście. Zdążyć to wy umiecie nie zgorzej. To byłoby morderstwo doskonałe. No, może nie doskonałe, ale przynajmniej afekt był. Góra trzy w zawiasach. I pozbyłabym się swojej gorszej połowy, a tak, póki ona żyje, to ’Pies’ idzie w pizdu. I nawet się nie umyłam do końca. Spadajcie, bo jestem na golasa.

Sprzedała ’Ripowi’ blachę, objęła rękoma poduszkę i okryła małe co nieco. — Wypad stąd, zboki.

’Rip’ skurczył się do rozmiarów ’makra’, a ’Vadim’, pozieleniały i z szeroko otwartą paszczą, wyglądał przez moment jak ’zombie’. Miał ochotę ją zeżreć. Taką ’sauté’, prosto spod prysznica.

___________________________________________________________________________________________

* — gwiazda w ’Konstelacji Pegaza’, zaliczana do tzw. gorących jowiszy.

** — nazwa katalogowa: ’51 Pegasi b’; planeta pozasłoneczna orbitująca gwiazdę ’51 Pegasi’.

*** — chyba najciekawsza technika odkrywania planet pozasłonecznych. Zjawisko to polega na ugięciu światła odległych gwiazd, gdy na ich tle przesuwa się planeta, co prowadzi do chwilowego pojaśnienia blasku. Obecnie żadna inna metoda nie pozwala znajdować światów tak małych.

Valhalla
Valhalla
Opowiadanie · 25 lutego 2008
anonim
  • ataraksja
    To najlepiej napisany i najbardziej pomysłowo zrealizowany odcinek Narano )) Oskara dałabym jak nic!

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    cherrilady
    tak przyjemnie się to czyta...

    · Zgłoś · 16 lat
  • Valhalla
    Sam nie wierzę, że to napisałem :P... To takie momenty kiedy po prostu siadasz, piszesz, czytasz i... jest. Bez planu. No może malutki. Jest jeszcze kilka takich fragmentów, z których sam jestem zadowolony bardzo.

    · Zgłoś · 16 lat