Kiedy jesteś jedyną istotą żywą w swoim mieszkaniu zaczynają nachodzić cię rozmaite refleksje.
Doszukujesz się w sobie jakiegoś nadnaturalnego skrzywienia moralnego, kalectw emocjonalnych i wszelkich ponad proporcji ważących twoje losy.
Z drugiej strony masz silne poczucie indywidualizacji i autarkii.
Płynie w twoich myślach pozornie ukryta fala wyjątkowości.
Wmawiasz sobie, że to twój najbardziej świadomy z możliwych wybór.
Jesteś człowiekiem niezależnym, samodzielnym, umiejącym sobie poradzić w każdej sytuacji i nie potrzebujesz ludzi do egzystowania.
Nie chcesz dzielić z kimś swojej przestrzeni, swoich myśli i poglądów.
Nie chcesz poodbijanych na szklankach obcych linii papilarnych, obcych ręczników w łazience, obcych butów w korytarzu .
Upijasz się ze swoim wirtualnym przyjacielem, wznosząc toasty do monitora. Za życie, za samowystarczalność, za przyszłość.
Rozmawiasz ze swoimi ukochanymi twórcami.
Wychodzisz na papierosa z Kapuścińskim, Nietschem, Herbertem w twardych oprawach.
Zachęcająco uśmiechasz się do zadrukowanych stron i do perspektywicznego widoku z balkonu.
Joanna wcale nie odbiega od tej tendencyjnej charakterystyki.
Dodaje nawet do niej pewne elementy.
Na przykład zaczyna sprzątać mieszkanie.
Z empetrójką na uszach poddaje się fascynującej przyjemności odkurzania, przekładania z miejsca na miejsce, zerkania z sentymentem na zbierane nie wiadomo po co przedmioty.
Joanna nigdy nie płacze. Jest przecież zbyt dorosłą, zbyt silną i zbyt opanowaną kobietą.
Czasem tylko poddaje się melancholii, do której się nie przyznaje.
Wychodzi wtedy w koszuli nocnej przez balkon i niezręcznie wspina się na dach.
Mrugając oczami udaje deszcz. Przyjemny deszcz okalający twarz.
Ach tak gwiazdy. Gwiazdy współgrają z wyjącymi do księżyca psami przypieczętowując noc.
Głowa Joanny ląduje do góry dnem. Tym drugim dnem.
Z okna na drugim piętrze płynie buddyjska czakra ...
A słupek niech mówi sam za siebie.
Pozdrawiam Was obie;)