(w tym samym czasie, cztery poziomy niżej)
— ’Ata', gdzie masz drukarkę? — zapytał ’3.14’ rozglądając się po izbie przyjęć.
— Siedzisz na niej.
— ’Tenk juuu’ — zanucił i zeskoczył z 'hjuleta’.
Wyraźnie podniecony przydzielonym mu zadaniem, wyszukał w terminalu ’manuala’ i go sobie druknął. Na jego podstawie, oraz na podstawie chorej wyobraźni, postanowił zmajstrować makietki przyszłych obiektów i urządzeń kolonii. Minimalnie przegiął pałkę, kiedy wziął się za projektowanie osiedla ’TBSów’, w których zamierzał ulokować niezamożnych ’krajarkowych’. Oszczędności oszczędnościami, ale mieszkanie w kontenerach po śledziach, to lekka przesada.
(w tym samym miejscu, godzinkę później)
’Ata’, ’ew’, ’estel’ i ’sick’ ostro wzięli się za opracowanie budżetu kolonialnej służby zdrowia. Co rusz wychodziło im, że powinni dostać podwyżkę i że mają niedostatek płynów fizjologicznych. Z pomocą przyszedł ’Neron’, który po zrobieniu spisu najpilniejszych napraw zabrał się za... destylację.
’Fizjologicznego’ brakowało już od dawna, bo wszystek wyszedł był w czasie eksternistycznych kursów ’białej’ na terapeutkę odwykową. Mało brakowało, a sama musiałaby sobie wystawić skierowanie. ’Dereniówka’ uzależnia, niestety...
Pozostała trójka miała już strajkować i się zagłodzić, ale destylacja ’Nerona’ rozwiązała problem. Przynajmniej na jakiś czas.
(w tym samym czasie, na najniższym poziomie)
’Nieprzyjaciel’ przywdział nowy niebieski kombinezon. Na rękawie i kasku namalował ’MP’, wjechał ’widlakiem’ na ’Sekcję pras’, po czym dostał w ryj od ’Mątwy’, który najwyraźniej nie przepadał za glinami. Teraz leży bez ruchu, na przecięciu szlaków spacerowych robaczków świętojańskich.
Miał gotowe formułki na każdą okazję, żeby z nimi za mocno się nie bratać, z tymi robolami. Tej sytuacji jednak nie przewidział. Cios był jak łamanie żeber sekatorem. ’Mątwa’ stał nad nim z jakimś szkłem i krzyczał, że zabije. Pochlasta, urwie łeb, udusi. Z ust leciał mu dym i ciekła piana.
(w tym samym czasie, nie wiadomo gdzie)
’borunsky’ z ’madchen’ zamknęli się w kiblu, z którego nie wychodzili przez następne dwa tygodnie. Pracowali nad ’Kolonialną Deklaracją Niepodległości’. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że napisali już ponad 600 stron. No cóż, skoro jeden tylko paragraf: ’Nocne podbieranie żarcia z lodówki sąsiada’ miał ich 147...
Może poszłoby im szybciej, gdyby nie ciągłe pojawianie się ’Paraldżajny’. Raz wyłaził z klozetu, to znowu z głowy ’madchen’. Od czasu operacji było nadal niestabilne molekularnie, a teraz wpitalał się jeszcze w paragrafy. Na dodatek, co rusz, ktoś dobijał się do drzwi chcąc skorzystać z toalety.
(przez cały czas podróży na ’Glistę’, w apartamencie ’boskiej’)
Mariolka wpadła w lekuchną histerię. Na szczęście przezorny ’Flasback’ wysłał do niej ’Ripa’, który przez całą drogę obiecywał, że się z nią ożeni. Wcześniej jednak musiał poprosić ’narańskich’ konstytucjonalistów, wspomnianego ’b’ i wspomniane ’m’, by wprowadzili zapis o wielożeństwie, gdyż na Ziemi przebywała jego prawowita małżonka. Problemów nie robili, zwłaszcza ’borunsky’, który był w podobnej sytuacji, a długotrwałe przebywanie sam na sam z ’m’ zaowocowało gorącym, a co najważniejsze, odwzajemnionym uczuciem.
(w tym samym czasie, w różnych miejscach)
’Vadim’ odleciał. W przenośni i dosłownie. Jedna ćwiartka lewitowała, druga medytowała, trzecia ćwiczyła cięcia, czwarta myślała o ’Psie’, a piąta o konsekwencjach tego myślenia. Dobrze, że miał tylko jedną głowę, bo zamotałby się na amen. Ostatnio dużo pracował nad swoim wyglądem, zwłaszcza kolorystyką i walorem. Chociaż kolory powinny być stonowane, tak sugerowała ’Pies’, on uparcie lawirował między karminem, a butelkową zielenią. Rozciąganie twarzy opanował za to perfekcyjnie. Co rusz zaskakiwał ’narańczyków’, taki bardziej pociągły i smuklejszy.
(w tym samym czasie, w kantynie)
Uniósł lekko pośladki i uwolnił, nie bez wysiłku skrywanego w nich bąka.
— ’Kilof’, kulasie... Wszystkich klientów mi wypłoszysz — skomentował wydarzenie barman i trzepnął ścierą w łażącego po blacie ’świętojańskiego’. — Nie dość, że robactwo mi się rozpleniło, to jeszcze kadzidełka zapuszczasz.
Chromy od dłuższego czasu ’pomieszkiwał’ w kantynie. Nie mógł przeboleć utraty stanowiska brygadzisty, a teraz nikt nawet nie zapytał go o zdanie w sprawie porwania. Staczał się w dół jak ’rolling stones’, może dlatego, że był tak samo ’ładny’ jak Keith. Dochodzące z szafy grającej dźwięki ’Angie’, tylko z lekka łagodziły jego ból.
(...)
Reszta załogi, oczekując na lądowanie, szwendała się bez celu.
***
— Ile razy mam ci powtarzać, że wszystko masz na swoim miejscu. Jesteś zupełnie przeciętny. Jak patison w słoiku. Myślisz, że jesteś taki wyjątkowy? Taki inny od wszystkich. Rozejrzyj się dookoła. Pokaż, od kogo? Od nas? A może od tych na Ziemi?
— ...
— Ilu ich jest? Dziewięć miliardów? Dziesięć? Jutro będzie dwanaście. I co, ty wśród nich, taki jedyny w swoim rodzaju. Niepowtarzalny egzemplarz. Nie łudź się. Wszystko już było... Wszyscy już byliśmy.
— ...
— Ładnie po czesku śpiewasz? Gotta? Nie żartuj. Chyba tylko ode mnie. Możemy się tak sprawdzać do końca świata. Na każdą twoją inność znajdę zamiennik. Rozumiałabym, gdyby to ’3.14’ przyszedł, z tym swoim pokłutym szpileczkami prześcieradłem, albo ’Pies’ jako kot, albo ’madchen’, zwłaszcza teraz, po operacji. Ale ty.
— ...
— Wiem, wiem. Masz dwadzieścia par szortów. No... To jest już coś. Ale muszę cię zmartwić. Ja mam dwadzieścia dwa kapelusze. A ’boska’ ani jednego biustonosza. No i kto jest bardziej wyjątkowy?
— ...
— Że niby co? Że w kajucie masz tylko dmuchany materac, komputer i bambusowe żaluzje. To niech moja ’retrospekcja’ pójdzie do ’boruńskiego’. Skurczybyk nie ma nic. Śpi na podłodze, a na ścianach ma jedynie swoje podobizny. Przodem, tyłem, bokiem, nago, w berecie, i nago. A... To już mówiłam. Odpowiedz mi, proszę. Dlaczego myślisz, że jesteś tak wyjątkowy?
— Nie wiem. Czuję.
Wyprostował się na krześle, założył ręce za głowę i mocno przechylił do tyłu
— ’Ata’, a po co ci te kapelusze w kosmosie?
— Wiesz co, ’Flash’. Odhaczam, że zaliczyłeś wizytę. Idź ty się lepiej wyśpij, bo niedługo lądowanie. Będziesz na pewno potrzebny... Taki ’wyjątkowy’ — uśmiechnęła się i wypchnęła go za drzwi... — Pamiętaj, ogórek... Następny wlazł!