Literatura

tak zwana Żelazna część VIII (opowiadanie)

szklanka

  

Biały kruk na stałe zagnieździł się gdzieś w zakamarkach chłonnego umysłu Joanny.

Często dawał o sobie znać trzepotem rozłożystych skrzydeł, pojawiając się pomiędzy snami i w złudzeniach dostrzeganych za oknem.

 A może to nie były złudzenia? Nie, niemożliwe. Podstawa to nie wierzyć w żadne znaki. Znaki są wytworem umysłu. Nie rzeczywistością. Na pewno nie. Niektórzy mają nawyk bezwiednego rysowania na czymkolwiek podczas rozmowy telefonicznej. Ty też?

U Joanny rysowane zazwyczaj absurdalne wizje zminimalizowanej rzeczywistości przybrały teraz postać kruka. Prześladowca o pięknym upierzeniu pojawiał się na każdym wolnym skrawku kartki.

Być może uznanie tego za znak, zrządzenie losu nie byłoby błędem.

 Jednakże Joanna jako typowa antagonistka zignorowała pojawiające się notorycznie stworzenie wracając do czynności ważniejszych.

 

Tymczasem nad miastem zawisły spóźnione zimowe chmury obsypując przechodniów lekkimi płatkami śniegu.

  W okolicach Żelaznej czarne koty przestały przynosić pecha szukając resztek ludzkich dóbr doczesnych na śmietnikach.

 Szedł tamtędy. Na jego twarzy widniał lekki uśmiech marzyciela.

W oczach nawet z dystansu można było dostrzec nutkę rozkojarzenia.

 W rękach niósł przyziemne obłoki. Ich przestarzała struktura błagała bezgłośnie o natychmiastową renowację.

Mimo to mężczyzna wydawał się być szczęśliwy, jakby oczekiwał czegoś niesamowitego. Jakby czuł się zobligowany do obwieszczenia zmarzniętemu społeczeństwu, że oto nadchodzi nienumerowany cud świata.

 

Joanna odłożyła Panią Jeziora z mocnym postanowieniem zajęcia się racjonalnymi i pożytecznymi rzeczami.

Właśnie miała przystąpić do wyrzucania niepotrzebnych, trzymanych z sentymentu przedmiotów, gdy usłyszała ciche, lecz stanowcze pukanie do drzwi.

Postanowiła udawać, że jej nie ma, jednak pukanie nie ustawało, jak gdyby ktoś wyczuwał jej obecność.

Zrezygnowana, otworzyła je szybkim ruchem.

Oczekiwanie i zarazem zniecierpliwienie malujące się na jej twarzy ustąpiło po chwili miejsca zupełnej konsternacji.

Przed drzwiami stał mężczyzna z uśmiechem pełnym nadziei małego chłopca. Tonem jakim zazwyczaj mówi się „dzień dobry" powiedział:

-Chciałbym jeszcze raz pobujać w obłokach.

 

Ach tak.

Pięć godzin później pewien chrząszcz, żywiący się w normalnych warunkach drewnem, nabrał zwyczaju przegryzania ołowianych osłon przewodów telefonicznych, co w przypadku skroplenia się na kablu pary wodnej prowadzi do spięć. Śnieg powoli przestawał padać ...


dobry 3 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
.
. 6 marca 2008, 04:48
'Zrezygnowana szybkim ruchem otworzyła drzwi.'
To zdanie coś mi nie leży. Może szyk wyrazów, albo jakiś przecinek? A może 'drzwi', które pojawiają się i chwilę przed, i chwilę po, zastąpić zaimkiem?
Pomyśl. ;)

Ja bym to tak napisał:
Zrezygnowana, otworzyła je szybkim ruchem.
szklanka
szklanka 6 marca 2008, 07:44
Idealnie byś to widział. Poprawiam :)
vagrant 6 marca 2008, 16:44
typowo antagonistyczne opowiadanie,
podlegające polemice lecz nie kłótni ;]

Końcówka zrobiła na mnie abstrakcyjnie miłe wrażenie ;)
ataraksja
ataraksja 7 marca 2008, 18:02
Masz koncepcję na każdy odcinek. Każdy jest inny na swój niepowtarzalny sposób. To mi się podoba coraz bardziej i prowadzi do wniosku, że mam do czynienia z Autorką o wieeeelkich możliwościach ;)
przysłano: 5 marca 2008 (historia)

Inne teksty autora

antonimy (7)
Karolina J.
antonimy(5)
szklanka.
antonimy(4)
szklanka.
antonimy(3)
szklanka.
psychomachia
szklanka.
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca