tak zwana Żelazna część X

szklanka

 Pięć razy. W lewą stronę.

Siedem razy. W prawą.

Cukier musi być idealnie rozpuszczony.

Szklanka bez dna zjadała poranną rzeczywistość podczas, gdy Joanna próbowała w spokoju napić się kawy.

Gary Moore wychodził z głośników, aby wymasować jej niewyspane ramiona ciepłym bluesem.

Mama zawsze powtarzała, żeby nie piła z łyżeczką w środku, bo wybije sobie oko.

Joanna z upodobaniem ignorowała ostrzeżenie.

Robi to do dziś. Oczy ma nadal na miejscu. 

.

Spała szeroko otwierając oczy. Czwarta trzydzieści.

 Środek przestawionego dnia. I przestawiony cykl myślowy.

Właściwie to miała prawie stałego partnera.

Między kłótniami i brzegiem nadgryzionych odmienności. W czasie cudownego urodzaju emocjonalnego, w którym udało im się nie potłuc ani jednego talerza w czerwone tulipany.

Bardzo często zamiast p piszę b. Tulibany.

Wtedy, gdy nie zaklejali sobie nawzajem ust, zbyt zamknięci na swoje poglądy.

Nie interesował się sztuką.

Nie potrafił abstrahować od martwej natury.

Śmierć potrafi tańczyć. Chodziła z nią przecież na kurs tańców latynoamerykańskich.

 Kiedyś tam. Albo w zeszłym roku.

 Nie potrafił prosto wbijać gwoździ.

Za mało czytał.

 A whisky pił z lodem. Z lodem i colą.

 Więc byli ze sobą narażając siebie i otoczenie na potencjalne gąbczaste zwyrodnienie mózgu. Lub uczuć. Mózgu i uczuć.

Także widzisz. Joanna była bardzo szczęśliwą kobietą.

 Kiedyś kupiła sobie nawet kubek. W słodkie, zupełnie czerwone serduszka, których z całego s e r c a nienawidziła. Tak. To było chyba w Święto Zmarłych. Niestety się potłukł. Przedwczoraj.

 Cudownie ocalony niedawno kot zjadł z apetytem jego odłamki.

 Na zachodzie koci psychiatrzy są bardziej popularni.

Podłogę pokrywa gęsta mgła niedomówień. Trudno przez nią przebrnąć.

 O ósmej rano zaczyna się noc.

 A w Tasmanii uroczy kanibale mają właśnie porę obiadową.

 Moralność wyznaczona przez południki i równoleżniki.

 Pierwiastek z dziewiętnastu tysięcy stu osiemdziesięciu trzech  czeka na wyciągnięcie z niego nadmierności.

 I ona poczeka. Na pewno przyjdzie. Pełen tej swojej  przyjemnej dywagacji. Z pełnymi kubkami dziecięcego kakao. Nad którymś tam ranem.

A przecież Joanna nigdy nie płakała ...

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Dobry 4 głosy
szklanka
szklanka
Opowiadanie · 7 marca 2008
anonim
  • ataraksja
    ge-nial-ne. (kropka)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    Panienka z okienka
    mnie podpasuje;)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    vagrant
    "Mówie, tak, tak mówie tak..."

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • szklanka
    widzisz chociaż spacje muszę zjadać ;)

    a reszta-masz rację.poprawię

    komu podpasuje ?:)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • .
    Masz u mnie ‘+’ [choć nie jestem Wassermann ;)] za zjedzenie tylko jednej spacji:
    ‘powtarzała,żeby’
    ‘Bardzo często zamiast p piszę b.’ – litery ‘p’ i ‘b’ bym jakoś wyróżnił [chociażby takim pojedynczym cudzysłowem]
    ‘Nie potrafił prosto przybijać gwoździ.’ – ‘przybija’ się coś do czegoś, a gwoździe się ‘wbija’ ;)

    ‘Gary Moore wychodził z głośników, aby wymasować jej niewyspane ramiona ciepłym bluesem.’ – wiem komu to zdanie podpasuje. Bardzo, bardzo... [bardzo podpasuje i bardzo wiem komu :)))]

    · Zgłoś · 16 lat temu