Zamykam drzwi i patrzę w kałuże. Zupełnie jakby to było w samo południe, sześć kulek i lufa. Zupełnie jakbym dziś był największym poetą naszych czasów, popularniejszym od Chrystusa, z pałą do łokcia. Pisałbym o kobietach grzejących się przy basenie, o błękicie nieba, spojrzeniach. Byłabyś dumna. Ja, tu, dzisiaj, teraz, naraz. Ale nie, jednak nie. Zamykam drzwi i patrzę w kałuże. Obmywam but z błota, pluskam. Pamiętasz ten las? Powiedziałaś, że mnie zaprowadzisz, przez ciemność, głębiej, głęboko. Z kroku na krok. Teraz drobne na fotelu, fajki w schowku, za drzwiami. Szyba zaparowała, na wycieraczce leży włos. Zamykam drzwi i patrzę w kałuże. Może uznasz to za rozrachunek czytelniku, ale ja mam tylko sześć kul i kałuże.
Wczoraj dzwoniła moja matka, ubezpieczenie nieopłacone i jakieś graty mam wynieść na śmietnik. Obchody Marca 68', w Rosji dwóch carów, w gazecie widziałem. Swędzi mnie stopa, dziurawa kieszeń, drobne na fotelu. Dwóch carów. Poznałem dziś dziewczynę, chociaż ją znałem, właściwie to widziałem ją po raz pierwszy, przechodziła przez ulicę, na rogu. Miała błyszczącą kosę i ciągnęła za sobą kościotrupa konia. Na grubym sznurze ciągnęła. Nie, chyba jej nie znam, a może? Zamykam drzwi i patrzę w kałuże. Zupełnie jakby to było w samo południe, sześć kulek i lufa. Podlałem rano kaktusy, właściwie nie wiem po co, ach, no i zatrzasnąłem klucze, nieważne. Pamiętaj, że zostawiłem ci w kuchni kawę, eh, przecież nie masz kluczy. Chciałbym mieć cię ostatni raz na tej podłodze dębowej, lizać szyję, wsadzić na haczyk. Oglądałem, zanim wyszłaś, mecz tenisowy, nie było piłki. Podobało mi się. Przeczytałem „Le mythe de Sisyphe". Nie ma żadnej góry, nie ma kamienia, jest tylko oś czasu. Później byłem już zbyt pijany, żeby się pieprzyć, dobrze, że poszłaś. Znów słyszę słowa, jak prochy na sen, sen, sen. Zamykam drzwi i patrzę w kałuże. Zostań w moim śnie. Dziękuję. Umieram.
`tylko zupełnie, jakby sześć kul.` - nie sądzisz, że po dokładnym przyjrzeniu się i głośnym odczytaniu tego kawałka można się opluć? - czegoś tu za dużo. na pewno nie kul.
Od słów: "Wczoraj dzwoniła moja matka..." dałabym akapit, bo zrobiłoby się i przejrzyściej jeśli chodzi o zapis, a poza tym zaczynasz nową myśl.
Pies strzela w wierszach, Ty strzelasz. Zaczyna się moda na westerny? ;)
Podoba się pomysł z podzieleniem tekstu i refleksji bohatera powracającym leitmotivem spoglądania w kałuże.
Nieźle, cieszę się że wracasz, choć mam jakiś niedosyt. Pewnie z powodu dwóch carów...
podoba mi się, może w zestawieniu z poprzednii tekstami wypada nieco słabiej, ale czyta się dobrze.
no, i nie umieraj, odżyj. czekam na jakiś optymistyczny tekst, jestem ciekawa Twoich prac tryskajacych optymizmem, a nie bólem istnienia.
ostatnia sceca "powiększenie" (blow up) Antonioni