Narano - epizod 15

Valhalla

 

Mieli szansę jak w Totku. Jeden do iluś tam. ’Glista’ mogła być przyjazną, nieprzyjazną lub mogło jej nie być wcale. Powiedzmy, że trafili ’piątkę’. Do podziału może niewiele, ale byli zadowoleni, że cokolwiek wygrali.

 

— Czy są już wszyscy? — zapytał ’Rip’, rozglądając się po kątach. — Sprawdźcie... i słuchajcie. W zastępstwie ’flaszki’, który trochę niedomaga (zajrzał za bar, gdzie na podłodze, przytulony do butelki, zlegiwał samozwańczy przywódca), ogłaszam oficjalnie, że wylądowaliśmy. Z informacji, jakie do mnie dotarły, mogę potwierdzić tylko tę, że planeta jest zdatna do życia. Przynajmniej wstępne pomiary atmosfery i temperatury na to wskazują.

— Prosimy o świeższe info, bo te wieją padliną — zawołał ktoś z głębi sali.

— Zamknąć ryje i słuchać! Reszty dowiemy się później. Po wysłaniu ekipy na zewnątrz, która zbierze szczegółowe dane.

— O Boże, nie ma jej! — wrzasnął ’borunsky’. — Czy ktoś ją widział? Czy ktoś widział ’Psa’?
Wszędzie dało się słyszeć rozbiegane oczy.

— Tu jej nie ma — powtarzał jeden za drugim. — Tu jej nie ma.
Atmosfera zrobiła się dość napięta. Każdy potrącał i przesuwał każdego, patrząc pod nogi, czy czasem gdzieś się nie wala.
— Panika najlepiej smakuje w autobusie — zdyscyplinował wszystkich ’Nieprzyjaciel’. — Uspokójcie się. Kto ją widział ostatni?
— Ja nie! — stanowczo zadeklarowało ’madchen’.
— Skąd wiesz, że nie ty, skoro nie ty? — zapytał ’Vadim’, po czym zastanowił się nad postawionym przez siebie pytaniem.
— Bo ci, co ostatni widzieli, zawsze są winni — logicznie wytłumaczył.
— Dobra. Wszyscy idziemy jej szukać — zadecydował ’Rip’.

 

Jak to często bywa, pierwszy pomysł to ten lepszy. ’Vadim’, ’Rip’ i ’Ata’ weszli do kajuty ’Psa’, a ich oczom ukazał się przerażający widok. Z zamkniętymi ślepkami, rozczochrana jak zaniedbany briard*, ’Pies’ siedziała na łóżku z podwiniętymi kolankami i kurczowo trzymała się poręczy. Musiała tak tkwić kilka godzin, i mocno rury ściskać, bo na jej dłoniach widoczne były ogromnie paskudne, fioletowe żyły. Tak wielkie, że można je było ugniatać jak świeżego żelka.
— Co ci jest? ...Uderzyłaś się? — fachowo spytała ’Ata’, przeglądając głowę ’Psa’ jakby szukała pcheł.
Przecząco pokręciła głową.
— Czy ktoś ci coś zrobił? — z troską w głosie spytał ’Vadim’ i nieufnie rozejrzał się dookoła.
Przytaknęła głową.
— Możesz otworzyć oczy? — spytał ’Rip’ i jak wytrawny okulista luknął jej pod powieki.
Przecząco pokręciła głową.
— Tylko Bóg wie, na jakiej zasadzie działa twój mózg — zdiagnozował ’Psa’ ’Vadim’.
Przytaknęła głową.
— Dobra, odczepcie ją od tej barierki. ’Pies’, dlaczego masz zamknięte oczy? — kontynuowała przesłuchanie ’Ata’.
— Buuuty — z wielkim wysiłkiem wyszeptała ’Pies’.
Dopiero teraz zauważyli, że pies spała w beżowych, zamszowych, mokasynach.
— Co z nimi?
— Nie mogę na nie patrzeć... Są takie paskudne.
— To trzeba je było zdjąć — wtrącił ’Rip’.
— Nie mogłam... W nocy ktoś mi skarpetki zdejmuje i marzną mi stopy — mamrotała swoje.
— Słuchajcie — odezwała się ’Ata’. — Niedobrze. To poważna depresja. Musimy ją zabrać do ambulatorium.
’Biała’ wyjęła z kieszeni złotą folię, którą nosiła na wszelki wypadek (gdyby miała schodzić do ’SP’ i chronić się przed spadającym z sufitu syfem), owinęła nią szczelnie ’Psa’ i asystowała chłopakom w drodze do medycznego...

 

— Napij się kawy, to ci dobrze zrobi — powiedziała ’biała’ podając jej szósty kubek.
— Fajnie, że masz ’expersso’, rozpuszczalna to ścierwo.
— Słuchaj, jesteśmy już same... Czy możesz mi powiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło? — zapytała ’biała’ z ciekawością wścibskiej sąsiadki.
— Miałam sen. Straszny — biorąc kolejny łyk, zaczęła opowiadać. — Śniło mi się, że zjadł mnie pies... Strasznie wielki i jakiś taki krzywy — trzęsącymi łapkami zapaliła papierosa... — A ja się boję krzywych psów. Od dzieciństwa — mówiła wyraźnie zawstydzona, odrywając kolejne kawałki złotej folii i przyklejając je na czoło, raz ’białej’, a raz sobie, tak dla psychicznej równowagi. — No i się obudziłam — kontynuowała. Wtedy zobaczyłam buty... Zamknęłam szybko oczy i... jak coś nie jebnie. To się wystraszyłam i poręczy złapałam. It’s not all yet... Bo potem jeszcze wy przyszliście. That’s all for now.
— Nie martw się. Doskonale cię rozumiem. Jesteśmy przecież kobietami i musimy się wspierać — powiedziała ’Ata’, przyklejając się do złotego ’Psa’ i troskliwie smarując jej dłonie kremem. — Te buty są naprawdę paskudne — uśmiechnęły się obie i jeszcze mocniej do siebie przytuliły.

 

W tym samym czasie, w kantynie, podjęto przez aklamację** decyzję w sprawie składu zwiadowczej ekipy. Iść mieli: ’Ata’ jako medyk, ’Lady’ jako tłumaczka, ’Vadim’ dla ochrony i ’Nieprzyjaciel’ jako kierowca ’widlaka’, zwanego pieszczotliwie ’niesamobieżnym pojazdem księżycowym’. Reszta miała się rozejść, porobić wstępne porządki i zebrać informacje o uszkodzeniach.

 

 

***

 

Stali w powietrznej śluzie, gdy zamykano za nimi właz. Cała czwórka, ubrana w skafandry do ’moonstepa’, i ’widlak’, oczekiwali w stresie na największe ’psss’ ’Narano’. Czuli głód emocjonalnego związku. Jak drużyna piłkarska przed finałem ’Mundialu’, trzymali się za ręce w patriotycznym uścisku (połączenie szeregowe***). Innymi słowy, mieli poważnego sraja.
’Vadim’. Typ samotnika, który zawsze musiał się sprawdzać. Jak jeżdżący od miasteczka do miasteczka rewolwerowiec, szukający kłopotów. Może trafi któregoś dnia na godnego przeciwnika. Może właśnie dzisiaj.
’Wisienka’. Uciekinierka, skacząca z planety na planetę jak świstak przed orłem. Jako jedyna z czwórki śmiałków miała do kogo wracać. Dla kogo żyć... Nie, nie... ’Vadim’ też zostawił kogoś ważnego. Swojego ’Psa’.
’Nieprzyjaciel’. Z chłopca w mężczyznę przez miesiąc. Zawsze miał siedzieć cicho, nie przeszkadzać. Kamera matki nigdy go nie filmowała. Jej najbliższa rodzina to bohaterowie ’sitcomów’, nie on. Czy któregoś dnia spotka kogoś, kto nie będzie mu jedynie mówił; przynieś kawę, pogłośnij telewizor, podaj popielniczkę? Czy to właśnie ten dzień?
’Ata’. Zawsze błyszcząca własnym światłem. Wiedziała, że będzie podróżnikiem, a teraz czekała ją ’wielka tajemnica’. Tajemnica, którą kochała nade wszystko. Ważne dla niej były dni, których jeszcze nie znała... Czy to będzie jeden z nich?
’Widlak’. Gazowy żółty potwór, kochany z wzajemnością jedynie przez ’Nieprzyjaciela’. Zawsze sprawny, zawsze gotowy do największych poświęceń. Czy da radę unieś na dwa i pół metra, tak wielką odpowiedzialność? Czy coś mu dzisiaj odpadnie? Czy to jest właśnie ten dzień?

 

Sekundy zamieniały się w minuty, minuty w godziny. Zalewał ich pot, smar i jasny szlag. Jeżeli mieli zginąć, to teraz... Nie po godzinie czekania, aż ’Neron’ naprawi przewody ciśnieniowe włazu.

Psss...

___________________________________________________________________________________________
* — olbrzymie, francuskie, kudłate psy pasterskie.
** — wniosek zostaje przyjęty poprzez aklamację, gdy zostaje zaakceptowany jednomyślnie przez całe zgromadzenie (może zostać poparty okrzykami lub oklaskami). Innymi słowy, głosujący nie powinien w tym czasie odsypiać kaca ani posuwać w biurze sekretarki.
*** — dla szeregowego połączenia ’n’ oporników można wyliczyć rezystancję wypadkową (opór wypadkowy), R jako sumę rezystancji składowych: R= R1+R2+R3+ ... +Rn.

Valhalla
Valhalla
Opowiadanie · 10 marca 2008
anonim
  • Ona
    I cz. 15 epizodu - jest akcja. 'Pies' zaginął, poszukiwania trwają... dzieje się coś i ok.

    Tylko proszę autora - myślę sobie tak, że aby tekst był w pełni profesjonalny - a myślę, że tak własnie je 'dopieszczasz' , aby tak wygladały - profesjonalnie - to dając malutkie 'gwiazdki' - jako odnośniki, przypisy autora - powinieneś uczynić to również do słów zapisanych w j. angielskim .
    Byłby wtedy większy szacunek autora dla czytającego. Tak sobie myslę ... .

    W drugiej części kapitalnie wykorzystałeś przypisy, które tkwią przy każdej opisanej postaci na 'wywrotce' - uśmiałam się z tego mocno :).

    · Zgłoś · 16 lat