cykl rozregulowany część VII

szklanka

  

Przypadkiem spoglądam w stronę balkonu.

 Przez okno widzę lekkie zarysy ...

 

Zamykam oczy spopielając myśli i nie pozwalając wyobraźni przedrzeć się przez pokrywę racjonalizmu.

Nikogo tam nie ma.

Otwieram balkonowe drzwi.

 Ulice mieszają się ze śpiącymi kierowcami taksówek.

Ktoś nie wróci do domu.

Oddycham dzisiaj mocniej.

W ręku trzymam skrawek ciemnostalowego materiału.

 Zbyt często przechodzą mnie ciarki.

Ostatnio temperatura ciągle spada.

Dzieci nie swoich rodziców stawiają wyimaginowane zamki z piasku codzienności. Wyjątkowo piękne budowle.

Ozdobione nitką dzieciństwa stoją niewzruszone.

Wiatr roznosi płatki złota.

 Jeden z nich wpadł mi do oka.

Podobno nie wolno kochać zbyt wiele.

Nigdy nie kocham.

Trzymam cię tylko za wszystkie twoje ręce.

Biegniesz myślami razem ze mną.

Wznosimy się nad miastem, które śpi w ciągu swojej własnej doby.

Hektary anonimowych mas nie chcą z nami rozmawiać.

Pijemy kolejną kawę.

Nie mieścimy się w schematach.

Nigdy nie patrzę ci w oczy, kiedy ty po prostu ich nie masz.

Chyba nie chciałbyś przestać tęsknić za tęczowymi rozmowami. Za rozmowną tęczą. 

 Lodówki wypadają z obiegu wraz z zębami.

Mam tyko jedno marzenie podzielne przez dwa zera.

A Ty masz szklankę bez dna. To z nią dzielisz samotność, kiedy słońce przestaje wschodzić.

Omijamy obojętnie bezcielesne płaszcze.

Bezszelestne buty.

 Bezkształtne nieporozumienia.

Regularnie zażywam witaminy.

Ptaki wyczuwają nadejście wiosny. Nosem.

Za chwilę niebo odbije się od dna. Od dnia.

 Zakochane kobiety spieszą się na wszystkie randki świata.

 Kilkaset kilometrów dalej niekochani mężczyźni topią mikrofalówki w słonych kałużach.

 Ryby żeglują do góry płetwami.

 Razem zbieramy ich łuski spadające z lepszego nieba.

Od przepaści dzieli nas jeszcze jedna rozmowa, piętnaście minut i zasznurowanie trzynastu butów.

 Tylko ja nie noszę butów ze sznurówkami.

Dlatego, co do terminu to jeszcze się umówimy.

 

 Zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni, aby zaparzyć dwie herbaty o gorzkim smaku nihilizmu.

Wieczór powoli rozpływał się w pitagorejskich trójkątach deszczu...

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Doskonały 2 głosy
szklanka
szklanka
Opowiadanie · 18 marca 2008
anonim
  • ataraksja
    Uhmmm ;)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • szklanka
    rozwieszaj Moja Droga :) już poprawiam

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • ataraksja
    Wiesz co? Mam ochotę wziąć te Twoje teksty, i porozwieszać w tramwajach, autobusach i witrynach sklepów. Tak, żeby ludzie mogli czytać i nagle zatrzymywac się w bezruchu.
    Ja tak nieruchomieję po każdej kolejnej części ;)
    Zerknij, jak się powinno pisać `ciemno stalowy` ;)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • szklanka
    a owszem. Drogi Michale :)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    Michał C.
    oj, Szklanka chyba nietłukąca się...

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    vagrant
    Zostałem tutaj na trochę dłużej,
    zastał mnie kolejny poranek..

    · Zgłoś · 16 lat temu