Dwa największe ciała niebieskie widziane z Ziemi mają tę sama wielkość kątowa.
Przypadek.
Tak samo jak to, że jasnowłosy brunet spotkał mnie naciąganie wieczorową porą.
Właściwie była północ w południe.
Oboje byliśmy szczęśliwi, wiedząc jak to się nie skończy.
Drzewa kreśliły na niebie jasne okręgi, strzepując z gałęzi spóźnioną zimę.
Mężczyzna nie podszedł do mnie, nie przekrzywiając lekko głowy na prawy bok.
Od tej pory nie śniliśmy o sobie.
W żadną mało przejrzystą noc.
I przyszedł taki moment, kiedy ścisnął z premedytacją moją rękę, zapominając o istnieniu jakichkolwiek kości.
Nawet nie pozwolił mi się spakować.
Zabrać tych wszystkich najpotrzebniejszych rzeczy, na wszelki wypadek.
Oznajmił jedynie, że wyruszamy w Drogę.
By zgubić zewnętrzności.
Nadchodzi taki moment, gdy sformułowanie „wszystko jedno" nabiera wyrazistości poprzez pozorne rozbicie na części.
Staje wtedy przed nami stanowcze, ze skrupulatnie dobranym strojem Wszystko. Idealnie odmierzone proporcje złożoności rozjaśniają całą jego posturę. Guziki marynarki zlewają się ze śmiesznobiałymi zębami, zagryzając wargi i kieszenie. Przestrzenie.
Centymetr i siedemdziesiąt milimetrów koszuli wystającej spod rękawa marynarki sugeruje życiowy praktycyzm. Najlepsze tkaniny wypierają drugorzędne Nic, na które nie ma i nie powinno być miejsca. Za tym Wszystkim stoi lekko ukryte Jedno. Z pozoru sympatyczny człowiek, o nieco przygarbionej postawie i wylęknionych oczach, lecz wzbudzający zaufanie. Twarz ma tak samo zmiętą jak ubranie.
Zapewne nie zwraca uwagi na rzeczy pośrednie.
Jednoczę się z nim jednak bardziej niż z poprzednikiem.
Dostrzegam minimalny uśmiech, spełzający szybko po szyi, chowający się dyskretnie w miejscu za uszami. Myślowa pająkowatość.
Zupełnie zapomniałam o Panu Jasnowłosym.
Dobiegł mnie jego głęboki głos, szturchający ramię.
Nie pytając o zdanie, powiedział, że nasi nowi przyjaciele, czyli Wszystkowiedzące Wszystko i Jednoznaczne Jedno udają się w tę cudowną podróż razem z nami.
Irracjonalna duchowa taksówka. Perfekcyjnie.
Przewróciłam tylko oczami i z mocnym postanowieniem introwertyzmu ...
Poczułam ogromny ból z tyłu głowy, lekko zamazany obraz wirował mi przed oczami, dźwięki dobiegały w zwolnionym tempie.
Stali przede mną jacyś trzej mężczyźni.
Skądś ich prawdopodobnie znałam.
Nie zdążyłam się jednak zastanowić skąd.
Ku mnie zmierzał olbrzymi tłum zbitych gwoździami twarzy.
Posiłkując się wiedzą pozaźródłową próbowałam umieścić je w jakichkolwiek przedziałach racjonalizmu. Tymczasem...
poza tym - cudowny abstrakcjonizm i prawie zaczęłam lewitować, gdy nagle zjawili się ci trzej... no i zabolało...
dla mnie gwiazdkowo Kropku, a dla Ciebie?
Lecimy ..... międzygwiezdna proszę ;)