Rano wstaję jak zwykle zły. Godzina 10 nie daje mi zasnąć, zegarek coraz głośniej tyka, zapalam papierosa, żeby się rozbudzić. Głowa kładzie się na pełnej roztoczy poduszce, wkurwiam się, gdy dzwoni telefon. Nie dzwoń do mnie więcej. Nigdy więcej do mnie nie dzwoń. Dzwoń do mnie tak żeby nigdy nie dzwonić, bo jak się budzę, to się wkurwiam. Nie budź mnie. Pieprzony budziku, telefonie, kolego, koleżanko.
Tak wczoraj wieczorem piłem.
Tak dziś też piję.
Jutro?
Jutro pewnie piję.
Wstaję z łóżka na wpół przytomny, oczy moje błądzą bezradnie po pokoju. Jaskrawe kolory, na ścianie z cegieł, ceglanej ścianie, rażą mnie w oczęta me. Dziś dzień, który następuje po dniu, dniu ofitującym, jak w Biblii w urodzaj. Dziś jest nieurodzaj. Głowa bezradnie wisi na mojej szyiiiii.
Skręcam się z bólu, podnosząc szklankę z wodą, dłoń wykrzywia się i jak łódź na falach phaluuuuuuuuje.
Skończ ten beznadziejny dzień. Boże wołam Cię o pomstę.
Z szafki, którą otworzyłem wyskakuje mrówkożyg.
Żyga na mnie mrówkami, a te czarne, małe insekty wchodzą we mnie, zwijam się z bólu, drapię, krzyczę, oblewam swoje ciało zimną wodą z kranu. Poparzyłem się tą zimną wodą z kranu.
Inter arma silent musae!
To prawdziwa wojna. Wojna, ja sam przeciw zasranym mrówkom obłażącym moje schorowane ciało.
SCHLOROWANE CIAŁO.
Jestem wielkim śmierdzącym, tarzającym się po drewnianej posadzce, brudasem, nie mogę już..JUŻ nie mogę walczyć z tym drobnomieszczaństwem w mojej skórze.
Szybko biegnę do łóżka.
Przeskakują obrazy w moich oczach, strach widzę, się jawi straszny, okrutny bez cienia wątpliwości, skopany, zasrany morderca.
Ja.
MRÓWKOJADZIE, przyzywam Cię.(rzucam poke ball-a.)
(Mrówkojad wyskakuje z małej, biało czerwonej piłeczki.)
Mrówkojad.
TAK PANIE?
Ja.
Walcz z nimi.
Swym obrzydliwym, szorstkim jęzorem wpija mi się pod skórę, wypłukując mrówki z mego natchnionego ciała.
To było dziwne działanie mózgu.
Mieszkanie nie wygląda, przynajmniej moje mieszkanie nie wygląda, nie potrafię go zauważyć, choćbym się przyglądał. Oczy zachodzą mi nocą, choć dopiero wstałem. Leżę obok łóżka, przy komodzie. Łóżko okazało się być za daleko, a pragnienie ustaje tylko po wypiciu wody.
Mój organizm potrzebuje wody!!
-Kochanie pragnę..
-Tak Michał- pyta się z głosem pełnym nadziei moja naga blondynka, playmate roku.
-Wody! Kurwa WODY.
Pieprzyć - Nie!
Wody- Kurwa- Wody.
Jełopie.
Zaraz
C
I
Ę
Skopie- nie w Norwegii.
Głód mi doskwiera. Po wypiciu upragnionej szklanki, wstałem.
Zrobiłem sobie tosty z serem, z pesto,z bazykią i oliwkami, jak także z pomidorem.
Zjadłem, przez mój oragnizm przelała się fala ciepła.
Boże! Dziękuję Ci za ten posiłek! Dziękuję Ci za chwilę dobra, którym mnie obdarzyłeś..eś..e..ś..eś..obdarzyłeś.
-C'est revolte?
-Non, Sire, c'est revolution.
Delirium, nie delirium, jest parę literówek...
nareszcie ktos na tej wywrocie, który nie pieprzy.
podoba mi sie ta mitylogizacja z brutalizmem zlaczona.
co do mrówek- wiesz, ze stachura raz napisal dlugi fragment o tym ze boi sie roju pszczół w brzuchu swym? ze slyszy je nieustannie?
zaimponowales mi
swietne