Gdyby spojrzeć na to z Wenus, to można by orzec z wyraźnie nadmiernie ogólną jednoznacznością, że nastała spokojna środa. Delikatna mgła ustępowała bez jakichkolwiek pomruków niezgody miejsca słonecznemu porankowi. Wystarczy jednak wszechświat w dość szybkim tempie skurczyć do rozmiarów naszego miasteczka, a konkretniej do okolic stadionu, wówczas owa rzeczona spokojność nie będzie faktem tak oczywistym. Ba! Okaże się raczej zasupłana jak sznurówki pięciolatka. Z tym, że nie każdego pięciolatka, ponieważ istnieją – udowodniono naukowo – jednostki wybitne, które nawet w tym wieku radzą sobie z – skądinąd zbędnym – wynalazkiem ludzkości. Nie czepiajmy się jednak szczegółów. Z drugiej zaś strony nie powinniśmy starać się tworzyć zbyt ogólnych tez. Ale starczy tych dywagacji, dygresji, obskuranckiego dydaktyzmu…
Wróćmy do pieczołowitego opisu zajść, które miały miejsce na stadionie. A właściwie, póki co, przed wejściem na stadion. Regularne zamieszki zakończyły się bez większych zniszczeń. Za to ucierpieli ludzie: czterech martwych; z tego dwóch w stanie krytycznym.
Pierwszy pośliznął się na skórce od banana – złamał kark!
Drugi udusił się jedząc makowiec – dokładniej: rodzynką!
Trzeciego potrąciła dziewczynka z zapałkami – spłonął!
Czwarty miał zawał.
Powołano Komisję Specjalnie Specjalną, która postawiła sobie, jak napisał w liście otwartym Do ludu jej przewodniczący, dwa cele. Po pierwsze: ustalić stopień bohaterskości czynów czwórki poszkodowanych. Po drugie: powołać komisję, rozsądzającą ostatecznie, jaki zawód jest NAJSTARSZYM ZAWODEM ŚWIATA.
Obrady trwają. I potrwają co najmniej do czwartku.
.
Też przyspieszam - do międzygwiezdnej :) - Kropku, co Ty na to?
pozdrawiam
Pozdrawiam!