cykl rozregulowany część XIV

szklanka

  

Lecz właśnie wtedy niezauważalne albo po prostu niezauważone kształty dały upust całej swojej wyrazistości.

Ze wszystkich stron nadciągały tłumy zjawisk i dźwięków.

Słyszałam pojedyncze słowa, szumiące w głowie pytania, krzyki...

Topielice o przesympatycznym kolorze płci topiły syndrom dorosłych dzieci alkoholików w wygasłym jeziorze.

Patrzyły na mnie wygłodniale, ze zmętnieniem odbijającym się na dnie oczu.

Próbowałam udawać, że ich nie rozumiem.

A one zdawały się wiedzieć o mnie wszystko.

Wylewne rośliny umierały na wyścigi, ogarnięte żądzą zdobycia pozycji w zaświatach.

Chore psychicznie znaki drogowe traciły barwy.

Najzdrowsze były te przy pasach dla pieszych.

 Pojawiały się na nich dwie czarne postacie, trzymające się za ręce.

Granatowe tło dodawało im powagi. Odwagi.

Spojrzałam w górę.

Rozwarstwiało się nade mną nieskończone, namalowane ręką kilkulatka niebo.

Nie było miejsca na jakiekolwiek gwiazdy.

O deszcz dawno przestałam śpiewać.

Wtedy spadł wprost pod moje nogi.

Niedoszły Czarodziej z przekrzywionym na lewą stronę postrzeganiem rzeczywistości. Wręczył mi bukiet pachnących rozmyślań.

Do dziś kilka milionów noszę przy sobie.

Uśmiechnął się lekko i poszedł się zestarzeć.

Wtedy nie wiedziałam, że jeszcze go spotkam. W życiu kolejnym.  A może już spotkałam.

Pod rozpołowionym drzewem siedział człowiek o wykrzywionej z bólu twarzy.

Robił gigantycznych rozmiarów wianek ze zwiędłych kwiatów.

Spojrzał na mnie tak, że mogłam odczuć palące nieszczęście między powiekami.

Uśmiechnij się i zabij mnie.

I wtedy Wszystko, jakby próbując powstrzymać moje działania, ze zniecierpliwieniem zaczął wyrzucać z siebie odłamki zdań:

-Zupełnie nie opłaca się pomagać. Obrzucą cię błotem, roztopią w kisielu z grudkami, zostawią...Kamieniem skleconym ze słów między oczy. I taka niewdzięczność zaboli. Zaboli najbardziej.

Chciałam mu przerwać, udowodnić, że tak nie jest, gdy poczułam jak moje stopy unosi coś przenikającego powietrze, przemycającego nic nie wiedzących intruzów w zakazanej rzeczywistości.

Znaleźliśmy się w wąskim korytarzu.

Ogarnęło mnie uczucie podobne do snu, kiedy nie potrzebujemy racjonalnej wiedzy, żeby zdefiniować wydarzenia i płaszczyzny.

Zatem podświadomie wiedziałam, że znajdujemy się między ścianami świata odrzuconego, a świata czekającego na narodziny.

Zaczynały nam cierpnąć myśli i ciała...

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Niczego sobie+ 3 głosy
szklanka
szklanka
Opowiadanie · 1 kwietnia 2008
anonim
  • anonim
    Sirocco
    Nie wiem czy to proza czy poezja. Niewątpliwie widać w tekście świetną wyobraźnię.

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • szklanka
    eee tam.wydaje Ci się :)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • .
    Szklanka, jakaś taka mało wiosenna jesteś i optymistyczna... ale bardzo dobra.
    I co mam z Tobą zrobić?
    Dać na pierwszą stronę. ;)
    (Sam sobie zadaję pytania i na nie odpowiadam - chyba coś ze mną niedobrze.)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • ataraksja
    `niezauważone` - `niezauwżalne`
    `nieskończone`

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    vagrant
    he..
    "..a nagrodzą Cię za to tym co mają pod ręką
    chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku.."
    krzywy uśmiech..

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    Michał Zły Miś
    ...

    · Zgłoś · 16 lat temu