Literatura

Mikroekonomia jest ciekawsza. (opowiadanie)

graf.man

jaka zajawka? taki tam tekst. początek czegoś, co chciało być dłuższe i pewnie będzie. życzę wam "przebrnięcia"

 

Pode mną unosił się betonowoszary las zgryzot.

Kończyłem ostatnie piwo, później miało mi być dane już tylko spożywanie ambrozji niebiańskiej. Maciek spojrzał jakby odruchowo w dół, pod nami spoczywał gwar Warszawy.

 

Dopijaliśmy Żywca, moje nogi bujały się na dachu dziesięciopiętrowego bloku, nie śmiałem spojrzeć tam, tam gdzie już wkrótce moje ciało miało leżeć na wznak z ręką odbitą na chodniku.

Z ciałem, które połączy się fizycznie z chodnikiem, nie łączyło mnie już nic. Ciało było tylko więzieniem duszy, sanktuarium Boga okazało się być marne. A skok mógł tylko spowodować szczęście.

Totalne odnowienie.

 

„a po trzech dniach zmartwychwstał”.

 

U mnie trwało to wiele lat. Lat wiele i wody wiele upłynęło w rtęcianoczarnej rzece.

 

Wisła.

 

Vistula skryta była za setką drzew, roślin, z których tynk odpadał, roślin, które pozostały z nami mimo diametralnych zmian na świecie.

Ostatnia dzika rzeka Europy, w ostatnim dzikim kraju Europy, w ostatnim dniu życia.

 

Dochodziła szesnasta, słońce jak na tę porę roku, a była jesień, świeciło wyjątkowo jasno. W moich oczach odbijały się promienie zsyłane przez boga Ra, bałem się raczej tego, że przeżyję.

 

Moczę moje nieśmiałe palce w burzy twoich włosów. Sycę swoje zmysły zapachem, który uwalnia się, gdy delikatnie muskam to czarne piękno.

Sycę swoje zmysły twoim pięknem.

 

Nie zamierzałem już dłużej pragnąć niczego. Nie chciałem już czytać, nie chciałem już pisać, czułem, że użyłem już wszystkich słów, które Bóg zesłał i które Stwórca pozwolił mi napisać.

Ostatni łyk piwa przepłynął przez mój organizm. Nie czułem różnicy między tym piwem, a jakimkolwiek innym, które piłem w ciągu całego swojego życia. Nie czułem różnicy w niczym. Pogoda w zeszłym roku była podobna. Jedynie to słońce i jego blask wydawały się być jakby nie na czasie. Jakby zesłane tylko po to, by odwieść mnie od zaplanowanego.

 

-Michał, a co będzie, jak stanie się coś nieoczekiwanego?

Tę kwestię przemilczę.

 

Kropka za Kropką podąża, kroczy Krop za Krop.

W społeczeństwach gejów i lesbijek.

 

-Wiesz Maciek, w sumie to już jakoś nie mam ochoty siedzieć.

Przemilczał to zdanie.

 

Lepiej przemilczeć większość życia, by wygadać się w Niebie.

 

Ja za dużo gadam

 

Robię

 

Dużo

 

Mniej.

 

Robię, generalnie, duuuuuuużo mniej.

 

Chcesz mnie kopnąć, dziś możesz mnie kopać ile chcesz.

Wsiądę na swojego brązowego rumaka, wsiądę na konia z gitarą.

I będę mknął, i mknął.

Niespodziewanie, jakby z nikąd, będę się zakradał do gospód i kradł sojowe pasztety.

 

Przemierzam stepy

po lasach z ostatnim wiernym

jego nie okute kopyta

mkną przez zaspy

 

Ja na jego grzbiecie

gram

gram

 

Wśród lasów betonowych zgryzot przemykającym będę duchem. Ostatnim pragnącym wolności i jedynym.

 

Wyobrażam sobie skok.

 

Nim skoczę wolę przygotować litanię, którą wygłoszę podczas upadku. Podobno mózg umiera pierwszy, już w trakcie lotu wszystkie jego działania z powodu strachu ulegają zapomnieniu.

Zapomnieć o mózgu.

Uderzając w ziemię będę już wyzbytym z myślenia człowiekiem.

Człowiekiem bez mózgu.

 

Skopię cię, skopię cię w dupę, wybiję ci ten mózg ze łba. Zmierzę ci nos i zęby i uszy i usta ci zmierzę.

 

Wrzucę do brudu i smrodu, nie dam! Ci nie dam, fiucie rogaty, ja pokażę, bezmózga wywłoko.

 

Usiadłem w pozycji półembrionalnej. Włożyłem do ust papierosa i patrząc w dół myślałem o locie.

W którym miejscu będę już martwy?

Czy któryś z mieszkańców tego bloku, któryś z tych, którzy nie będą wgapieni w telewizor zauważy spadające bezmózgie ciało?

Najważniejsze, żeby zauważył mój nie były mózg.

Mózg, który nie był. Bo przeżarty został w trzeciej części Dziadów.

 

Dnia dziewiątego listopada 1989 roku zostałem skazany na dożywocie, odsiaduję wyrok do dzisiaj i nie oczekuję zmiany.

Te same kraty i bezsensowne słowa leją się z moich ust.

Widzę rzewne i mięsiste łzy, które wylewa moja matka w dniu, w którym dowie się.

 

Czyli dzisiaj.

Michał is dead.

Michał uznany za winnego zbrodni przeciwko bożej łasce. Zesłany został na ziemię, by odpokutować swoje winy. By odpokutować winy ludzkie.

 

„jam jest milijon, bo za milijony cierpię katusze”

 

„Odwagi, bym odróżniał jedno od drugiego”

 

Czterdzieści i cztery, zeszło na ziemię.

Jeźdźcy apokalipsy sieją grozę i śmierć niszcząc każdy centymetr miłości.

 

Pozbawiając miłość ze świata.

Trzeba walczyć! Wybrańcze!

 

Jestem takim małym krasnoludkiem.

 

-Maciek, w zeszłym roku o tej porze gadaliśmy o Napoleonie.

-Michał, w zeszłym roku o tej porze nie tyle co gadaliśmy o Napoleonie, ile próbowaliśmy przeanalizować całą bitwę pod Lipskiem.

-Wiesz co Maciek?

-Pieprzona Saksonia.

-Michał.

-Co?

-Pieprzony Poniatowski.

-Ale on ochronił Napoleona.

-I tak jest pieprzony.

 

Wprawiam nogi w bujanie, na dzień przed wyjściem na wolność. Uderzam w tynk, i on leci. Mój wzrok podąża za tym lecącym martwym ciałem.

Ciekawe kiedy mózg tynku przestaje pracować.

-Szybko leci ten tynk.

-Michał.

-Co?

-Wyjaśnij mi po raz ostatni.

-Co?

-Podaj mi argument przemawiający za tym co chcesz zrobić.

-Jeden?

-Jeden.

-Wyobraź sobie, że już umrę. I będę miał wtedy nad Tobą niesłychaną przewagę. Będę wiedział, co jest po śmierci. Oprócz tego strasznie bym chciał zobaczyć, jak wszyscy zareagują na wiadomość, że już mnie nie ma. Wreszcie się dowiem i poznam tego Gościa, który mnie uwikłał w tę szopkę.

 

Żałuję, że nie wiem jak smakuje ćwikła i trawa skąpana w rosie o poranku. A może zejdę do sklepu i wezmę na kredyt słoik ćwikły.

Ćwikła.

Znikła.

Głupia królewno. Wiesz jak smakuje ćwikła.

 

-Maciek, jak smakuje poranna rosa?

-A chcesz poczekać do rana?

-Nie. Po prostu opisz, jak smakuje poranna rosa.

 

Wyobraź sobie sok o smaku cytryny. Do tego dodaj napój o smaku owoców leśnych i E- 230.

 

Poranna rosa nie ma nic wspólnego z tym smakiem.

 

-Więc. Czekolada gorzka stopiona na maśle powinna być dolana do mleka(w stosunku 1litr mleka/ 250 g czekolady). Potem dodaj mąkę.

 

Rano zerwij źdźbło trawy. Spróbuj je. Jak Ci nie smakuje, wtedy powinieneś zapić tym, co przygotowałeś wcześniej.

 

Wilgotna słodycz o poranku zawitała w progi mego podniebienia. Pukając wcześniej do drzwi trzy razy po trzy razy z pięciosekundowymi przerwami. Tak było ustalone.

Moja paszczęka się rozwarła. Wkroczyła dumna, jak Napoleon przechodząc pod łukiem triumfalnym. Weszła. Rozlała się swoją świeżością we mnie.

Przeszła niczym burza śnieżna,

 

chciałem raz jeszcze poczuć się istotą wyższą

wywyższoną KURWA MAĆ.

 

-Maciek, czym była dla hipisów śmierć?

-Pewnie jedynym zakończeniem ćpania.

-A czym była dla nich miłość.

-Pretekstem dla śmierci.

 

„gdybym pić przestał, a miłości bym nie miał, byłbym jako miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący”

 

Nie rozumiem i dlatego nie wiem, czy chcę wciąż nie rozumieć, gdybym zrozumiał, być może potrafiłbym latać.

 

„Lećmy, lećmy w górę

w dalekie dążmy kraje

przebijmy każdą chmurę

co nam na drodze staje”

 

Wznoszę się na wyżyny intelektualne mojego głupiego JA. Jak Jaś Fasola. Będę jak mnich i uda mi się wzlecieć.

Odbiję się od ziemi.

Zatrzymam się w połowie.

Ale skoczę.

Skoczę.

 

S

K

O

C

Z

Ę.

 

-Maciek, znalazłem jeszcze jeden pozytywny aspekt tego skoku.- a gdzieś rozciągała się piękna Warszawa, w oddali Pałac Kultury, a pode mną, las betonowych zgryzot.

-No.- odpowiedział, nim napisałem o tym, co widziałem dookoła siebie.

-Zawsze, gdy oglądałem Małysza, chciałem tak jak on w trakcie skoku jeść banana i pić mleko.

-Czasem mnie, Michał, zadziwiasz swoimi trafnymi spostrzeżeniami i swoją niekłamaną inteligencją. Myślę, że to jest najważniejszy powód skoku. A myślałeś kiedyś, jak to jest odbić się z takiej wysokości na trampolinie?

 

Nadjeżdża metro, którego nie słyszę. Spieszą się wytarci przez życie członkowie wsześwietnego wszechświata. Ale widzę cię!!

 

Widzę cię, bo twoje białe zęby widać w uśmiechu, idealna biel, ty wygolony na fiucie- quasi mężczyzno.

 

Chcieliście dokonać- kapitaliści, komuniści, monarchiści- reifikacji mojej osoby, ale jestem potężniejszy. Mam wolną wolę. Mogę skoczyć, lub trzymać się, chwytać się waszych trybików. Przekręcicie mnie blade twarze przez wasze „wielce myślące” maszyny.

 

Ja się nie dam.

Skoczę już teraz szans nie macie.

Maszyny ubezwłasnowolnione.

A wkrótce ziemię roboty zajęły. A wkrótce roboty uwolniły się spod ludzkiej kontroli i stworzone przez nas na doskonałe, zginęły.

 

Patrzyłem na Maćka drugim stachurowym patrzeniem. Nie widziałem go więc. Nie zdawałem sobie sprawy, że on siedzi obok i że już skończył pić piwo i ja też już skończyłem.

Pomost miedzy mną a śmiercią wyzwoloną skracał się. Już wynosił trzy centymetry

 

Siedzę, popijając whisky.

 

Nie wiem, nie pamiętam jak wysoko było, gdy skoczyłem.

Nie pamiętam, czy to pierwsze, czy dziesiąte piętro.

 

Mknąłem popychany przez wiatr.

Wśród łąk złocistych, gdzie anioł stał na środku.

Biały anioł zagłady kierował nabojami.

Chciał, marzył o zniszczeniu

Nie ja! Ja nie.

 

Kochałem, bo chciałem kochać.

Byłem śpiącym koczownikiem

Krnąbrnym dzieckiem kapitalizmu

Odrzucić!

 

Tak Odrzucić tę stwardziałą postawę moją.

Chciałem.

 

-Maciek wiesz co?

-Co?

-Jak byłem mały wędrowałem palcem po mapie, wyobrażając sobie, że jestem naraz w każdym miejscu na globie ziemskim. Mój palec nie omijał, tak skrzętnie zaznaczonego, jądra ziemi. Bałem się. Bałem się, że nigdy nie dotrą do najbardziej ognistych części świata. Błądziłem po Australii, gubiłem się w Nowym Jorku, szukałem pensów na ulicach Londynu i nie mogłem odkryć prawdy w Tybecie. Ale szukałem.

 

„Wysoko w górze- On.”

 

Zakropić chciałem ten ostatni dzień mojego życia, tymczasem kropelka piwna w morzu goryczy wędrowała w moim jadłospisie na dzisiaj. Nie zapowiadało się na nic większego. Czy żałowałem? Po alkoholu jest łatwiej. Znalazłbym te pensy i prawdę i drogę i „opcję”.

Jeszcze dziś wieczorem dotrę do morza ziemi.

 

„Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu”

 

Ul. Wiecznego Haju

Niebo.

33- 333.

 

„jedźmy, nikt nie woła.”

 

Moim największym dylematem, o którym nie powiem jest to, że jestem jedynym dzieckiem moich rodziców, które wynikało z ich miłości.

Jestem dzieckiem miłości.

Heroiny i mojego ojca.

 

Obudziłem się o poranku w łóżku. Łóżko, było jak łóżko. Pokój jakiś nieznany mojej osobie. Po imprezie, na której mojej dziewczyny nie było, co było błędem, bo wiele innych kobiet przelewało się przez pokoje, w których wlewałem w siebie kolejne centymetry sześcienne alkoholowej tęsknoty za światem. Kobiet wiele było. Łóżko było ciepłe. Obok leżała nagość śpiąca, mój łeb mówił tylko, że się boli go coś boli. Symptom kaca obudził się we mnie po otwarciu obydwojga oczu.

 

Gdybyś ty byś tam była.

 

Łóżko było nagrzane, a ja byłem też wciąż nagrzany. Otworzyło to ciało obok oczy. A oczy to ciało miało piękne. Cieleśnie pasowaliśmy do siebie jak miód do marmolady, a marmolada zawsze do miodu nie pasiła. Przed oczami nie miałem wizji nocy dnia wcześniejszego. Nocy dnia dzisiejszego na dobrą sprawę.

Powiedziała do mnie „kochanie”. Przez moje ciało, po tym słowie przepłynęła fala seksualnego uniesienia.

Sieniesienia.

Nie wiedziałem, jakie pytanie jej zadać, chciałem wiedzieć do czego doszło i co jej mówiłem i czemu mówi do mnie per ”kochanie”, kiedy zna moją dziewczynę. A może znała ją tak samo jak ja z nią kiedyś byłem. Z nią czyli moją dziewczyną.

 

Podobno wyjąłem mojego ordynarnego, pijanego penisa (o czym nie wiedziała, że był pijany). Podobno ten mój przyjaciel spodniowy, który stwarza problemy zawsze. Raz stawał, jak na hasło, że idzie generał. A nagle opadał, jakby ktoś krzyknął, spocznij! Nie doszło do stosunku.

Tak twierdziła

Powiedziałem tylko, że często mówię piękne rzeczy i że czasem nawet mówię wierszem, mimo że do wieszcza brakuje mi dwustu lat wstecz, by być wieszczem mi brakowało tylu.

Że ja idę, a o moim fiucie zapomnij, nie powiedziałem tego, bo po co jej taka wiedza o mnie. Po prostu wyszedłem, a za mną wszedł jakiś facet w szlafroku, pod którym nie skrywał nic. Jak myślałem.

 

„Kobieto puchu marny!”

 

-Maciek, gdybym opowiedział tobie główny powód mojej decyzji, to byś mnie z sufitu zrzucił, choć na dachu jesteśmy obaj.

-Opowiedz stary.

-A co ja trubadur jestem.

Albo Homer.

 

Jak mogę żyć, gdy ludzie walczą o wolność na świecie. Gdy IRA nazywana jest organizacją terrorystczną, gdy ETA to podobno mordercy, a Izraelici są święci, bo nad nimi czuwa WIELKI KOLOS PACYFIKU.

Kurwa.

 

Jak mam żyć, kiedy Etiopia zabija Erytreę.

Gdy Rosja morduje Czeczenię.

 

Jak żyć, gdy Osamę wyhodowali na swoich drożdżach Amerykanie. A teraz, jak niepotrzebną roślinę, chcą go upolować i zamordować.

 

Wolnością jest niebo i powietrze, które na dziesiątym piętrze wpija się we mnie, jak pijawka w nogę. Ostre powietrze dmuchała nam w mordy, włosy unosiły się w górze, jakbyśmy byli harleyowcami i mknęli na naszych blaszanych mustangach po 64.

 

A gdy już przedostanę się z moimi freonami pod pachami do nieba, to zrzucę z góry dezodoranty i to będzie dla was znak, że dziura ozonowa jest do cna otwarta.

Że otwarto bramy niebios. Że wy je otworzyliście.

A potem wszyscy do piekła pójdziecie i wasze morderstwa. Wasze morderstwa policzone wam będą.

 

Po linii najmniejszego oporu.

 

-Chyba się muszę zbierać.

-No powoli, by się przydało. Zmykaj już powoli. Co powiedzieć Twojej mamie.

-Nic jej nie mów.

 

„castos fratri mei sum ego?”

 

-A może jeszcze chwilę poczekać.

-Skacz Michał, bo ja skoczę.

-Nie skoczysz Maciek, bo przeoczysz, jak skacze twój przyjaciel.

 

I z rozbiegiem przedzierając się przez wiatr wiejący mu w oczy wzleciał w przestrzeń intergalaktyczną i wyleciał i machając rękoma śmiał się do siebie w duszy, że leci.

A ja uśmiechałem się do siebie i wiedziałem, że zaraz też za nim polecę. Wiedziałem, że polecę za nim, bo to był mój dzień skoku, a nie jego. Czułem, że zaraz uwolnię się od tego światozsypu, światosyfu. Ruszę na przejażdżkę na wolności rydwanie. Oderwany, zchajowany. Na samej górze sensu i bytu ludzkości. Zaprzeczę sam sobie i aposteriorycznie skoczę w otchłań i zanurzę się gęstwinie szarych lasów z betonu, których kora pofrunęła za mną. Będę leciał uwznioślony jak.. czuł się jak lekarz, gdy ratuje życie. Czuć adrenalinę będę czuł.

 

Ktoś powietrze próbuje zmącić moim myślom, jakaś wielka śruba tworzy wiatr nade mną. Kręci się nieubłaganie, jak nieubłagany koń, który biegnie poprzez gęstwiny lasów i nie potykając się o żaden konar i omijając przeszkodę każdą, mknie. I taka była ta śruba i właśnie takie było moje rozważanie. Gdy nagle, przechylając prawą nogę za balustradę dachu, jakby diabelski głos usłyszałem.

 

Police department.

 

Tu helikopter policji warszawskiej.

Uprzejmie proszę odsunąć się od przepaści i z rękoma na głowie położyć się na ziemi.

 

Powtarzam.

 

I powtórzył, ale nie chcę przytoczyć tego co powtórzył. Zagiął mnie swoją nieugiętością.

 

Mój skok się nie odbył.

 

Siedzę teraz sącząc piwo, przy komputerze. Moje palce mkną po klawiaturze i palcami wystukuję rytm, jakby Tuwim napisał.

Byłem wysoko w górze i prawie przedostałem się do świata, gdzie mógłbym grzeszyć.

 

JA!

Zesłaniec na zesłaniu

w białym

ubraniu

 

Zaszyty w kitlu białym

zasłyszany, w tym słuchaniu

stałem zwyciężony

stałem się zostałem ja.


dobry 2 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
graf.man 12 kwietnia 2008, 22:49
achh!..nie zrażajcie się tym grafomańskim początkiem.
dalej jest ciekawiej.
Trzyczternascie
Trzyczternascie 13 kwietnia 2008, 00:07
nooo, całość niezła, tylko, że nierówna jak dla mnie. Sporo literówek i ogólno stylistyczno-warszatowych mętlików. Podoba mi się bardzo luźny, aczkolwiek dosadny sposób, twojego myślenia, ale myślę, że brakuje spójności i ogólnego wyrazu tego tekstu.
graf.man 13 kwietnia 2008, 21:31
ten tekst chyba właśnie taki miał być. połowa zdań była napisana przypadkowo, co oznacza, że chciałem napisać jedno słowo, a pojawiało się ich pięć.
Przypadkiem się fajnie pisze, dlatego jest niespójny:*
zimmerman
zimmerman 13 kwietnia 2008, 23:40
do pewnego momentu mi się podobało. ładny początek.
'Nie skoczysz Maciek, bo przeoczysz, jak skacze twój przyjaciel.' najladniejsze zdanie.
tajemnica
tajemnica 14 kwietnia 2008, 14:50
Kilka razy się przymierzałam do przeczytania ;) Początek mnie trochę zrażał ale jak się wczytałam nie było tak źle ;)
Ciekawy obraz myśli i zachowania człowieka przed skokiem, hmmm... taki prawdopodobny bym powiedziała. Tak bardzo ogólnie - podobało mi się.
Tak jak 3.14 powiedział faktycznie jest tam dużo takich "stylistyczno-warszatowych mętlików", trochę usprawiedliwia je forma tekstu i opisywana sytuacja.
Literówki, które wychwyciłam:
str.1
gospod - gospód
kopyta mknął - kopyta mkną
W którym miejscy
str.2
S
K
O
C
Z
E. - Ę :D
str.3
Łóżku było ciepłe - Łóżko
Podobno wyjąłem mojego ordynarnego, pijanego penisa(o czym nie wiedziała, że był pijany). - przed nawiasem spacja
jakby ktoś krzyknął,spocznij!. - przed "spocznij" spacja oraz po wykrzykniku bez kropki
Ostre powietrze dmuchała nam w mordy - dmuchało
Moje palce mknął po klawiaturze - mkną
popraw proszę :)
No i nie wiem, zdaję się na opinię boskiej Aty bądź boskiego Kropka bo mam mieszane odczucia. :)
tajemnica
tajemnica 14 kwietnia 2008, 14:53
Bądź boskiego Sicka, jakże mogłam pominąć ;)
ataraksja
ataraksja 14 kwietnia 2008, 16:45
Nie jest źle. Z tym tekstem. Moje wrażenie jest takie, że on chaotyczny musi być. Jak inaczej oddać galopadę myśli niedoszłego samobójcy? Przypomina to pomieszanie zmysłów - raz ostre widzenie rzeczywistości, kadry z minionych chwil, które dostarczają dodatkowej "motywacji" do skoku, refleksje o uwarunkowaniach, które spychają człowieka do rangi zgniłka, którym świat nie ubrudzi sobie rąk zajęty wiekimi spiskami i wojnami. Albo własne nieudacznictwo... Innym razem cała rzeka aluzji literackich, które nagle "rozrywają" i czynią niespójnym, warickim, tok myślenia bohatera. Nieźle znasz Kolego "Dziady" i generalnie wieszcz ów może patrząc na Ciebie z góry być kontentym ;) sporo strachuropodobnych tekstów, Tuwim - naprawdę - z tym radzisz sobie niezgorzej, ale przydałoby się doszlifować opowiadanie, jeszcze pomyśleć nad przejściami jednej myśli w następną.
Tajemna wypunktowała literówki, ja znalazłam jeszcze:
` pałac kultury` (nazwa własna - pisana z wielkiej litery) i `Moje palce mknął ` (mkną)..

Przysiądź, popraw i puszczamy na pierwszą stronę.
graf.man 16 kwietnia 2008, 21:15
jako przyszły student polonistyki jestem obowiązany do znajomości klasyki:P

a te literówki to niestety wynik mojej niedbałości i pośpiechu, pisząc jedno zdanie myślę już jakie będzie następne.
tajemnica
tajemnica 16 kwietnia 2008, 21:28
ok błędy poprawione więc frunie na pierwszą stronę :)
szklanka
szklanka 16 kwietnia 2008, 23:05
mnie własnie zasascynowały te eliptyczne myśli i ta naturalność ich wyrażania. rwący potok słów.dobrze.
szklanka
szklanka 16 kwietnia 2008, 23:05
zafascynowały * !
Sirocco
Sirocco 17 kwietnia 2008, 05:35
Nie przebrnąłem. Być może popełniłem błąd nie mając tyle w sobie samozaparcia, by przeczytać do końca:)
przysłano: 12 kwietnia 2008 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca