Wzrokiem pustym patrzy na dół, jej twarz otoczona niżem atmosferycznym, tak to wiatr, zakręca na policzkach by na końcu rozwiać jej włosy. Nie czuje nic, tak jej się zdaje, zrobiła kolejny krok naprzód, stara się wyciszyć wewnętrznie, nie słyszeć syren, megafonu, achów i ochów tłumu. Ma do siebie pretensje, chciała być zauważona, teraz ma za swoje nawet jej w spokoju umrzeć nie dadzą. Nie ma po co żyć, tak jej się wydaje, ciągłe depresje, smutek, a wszystko to spowodował inny człowiek, który był za bardzo zapatrzony we własne ja. Gęsty włos, blask na zębach, umięśniony biceps. Czy był piękny ? Tak przynajmniej uważał on i jego fanki, których miał całe stado, lecz nie wiedział, że bliskie spotkanie z bardzo rozpędzoną śmieciarką może go kosztować nie tylko urodę ale i miłość wszystkich tych próżnych kobiet (potocznie nazywanych frytkami). Uważał, że weźmie ja na współczucie i litość, przeliczył się, odcisk opony stomil na twarzy nie zbyt działa na fryty. On nie wiedział, że ta mała skromna, szara myszka czeka tylko, żeby coś do niej powiedział, nie wiedział o jej skrytej miłości. Uznał, że nie ma po co żyć, popełnił samobójstwo przedawkował środek przeczyszczający, nie był świadom konsekwencji swego czynu, gdyż teraz ona stoi na gzymsie. Pomyślicie pewno, że głupia była nie wyciągając pierwsza ręki do niego, może macie rację lecz przy tej myśli do szarej myszki przychodził pan mroku, władza tyranów, ochrona przed nieznajomym to był strach. Czego się bała? Odrzucenia, ośmieszenia, nie zrozumienia, te rzeczy plus bardzo niskie mniemanie o sobie powodowało to, że gdy przechodził nie mogła się tak po prostu odezwać. Czemu się w nim zakochała tego ja sam nie rozumiem, mogła mieć wielu facetów o niebo lepszych od "pana amatora frytek", widać musiało się jej podobać być nazywaną "dupą", nosić dres i co dziennie po szkole chodzić do magicznego miejsca gdzie słońce z Karaibów wschodzi na zawołanie. Myślała, że może należeć do tego świata, chciała być zaakceptowana przez inne organizmy jednokomórkowe, chciała się zmienić z porządnej dziewczynki w zbuntowaną nastolatkę w błyszczącej skórce lub upranym dresiku, chciała żeby marzenie o szybkich samochodach, tanich żelach do włosów i wielkiej namiętnej miłości stało się rzeczywistością. Podjęła nawet pewne kroki jednak główna przeszkodą były problemy materialne z którymi borykali się jej rodzice, oni jednak bardzo kochali swoja jedyną córkę z całego serca i nie mogli patrzeć jak chodzi przygnębiona, smutna. Poświęcili się dla szczęścia swojej najukochańszej córeczki, ojciec oddał krew, sprzedał rower którym codziennie rano jeździł zbierać poziomki, matka nie będąc gorszą oddała swoją cała plastikową biżuterię do lombardu. Za uzbierane pieniądze plus całą renta babci kupili jaj upragniony dresik and buciki and karnecik do solarium. Jednak jako już wartościowa dreska wyzbyła się wszelkich uczuć względem rodziców liczyły się tylko trzy paski, komórka i karnecik. Teraz w pełni należała do tego świata, mógł ją zauważyć, lecz na nią nie patrzył. Myślała wtedy, że nie może tak jak jakiś pospolity głupek podejść i zagadać musi ktoś ją przedstawić. Problem tkwił w tym, że nikogo nie znała, ludzie z klasy się nie liczyli to byli leszcze, chodzili ubrani na czarno, w dżinsy, swetry i inne takie nie aerodynamiczne stroje. Trzeba przy tym wiedzieć, że dla niej jako pełnowartościowej dreski strój świadczył o człowieku. Nie miała także żadnej przyjaciółki dres, nie wiedziała co zrobić kręciła się koło dresów, lecz jak to dresy nikt do niej nie zagadał. I wtedy zbawienie, usłyszała o czymś takim jak IRC, nie wiedziała co to jest ale prawie wszystkie dresy za tym szaleli, musiało to być coś związane z komputerami tyle sama skumała z tego co podsłuchała. Wpadła na pomysł, że wykorzysta w celach informacyjnych swojego kumpla z klasy, komputerowca, w normalnych warunkach nie mówiła ma nawet cześć, ale była w desperacji, zagadała do niego na przerwie nie za bardzo wiedziała co mówić, w tym momencie przerwie gdyż coś mnie olśniło otóż iloraz inteligencji dresa spada wraz z czasem należenia do tej subkultury koniec przemyśleń. Komputerowiec od razu skumał o co jej chodzi ale nie za bardzo patrzyło mu się uczyć kogoś kto nie umie przeliterować swojego nazwiska, ona widząc jego brak zainteresowania użyła swojej największej broni- obłudy. Umyślnie udawała, że on jej się podoba, zarzuciła rzęsą, napięła pośladki, przygładziła dresik. On ze względu na swoje zainteresowania i wygląd zewnętrzny nie mógł narzekać na dużą liczbę dziewczyn, które tak się przy nim zachowują. Uległ jej urokowi, popadł w jej sidła. Umówili się w taniej i klimatycznej kafejce, nauczył ją albo przynajmniej się starał wszystkiego z obsługi IRC-a, ona gdy już myślała, że wie dostatecznie dużo spławiła go prostym i wulgarnym pozdrowieniem, trzeba wiedzieć, że język u dresa nie jest za bardzo rozwinięty. Teraz była na szczycie rozmawiała z mnóstwem ludzi na sieci, po paru dniach parę osób umówiło się z nią, poszła , zobaczyła, zwyciężyła to były dresy teraz miała, już znajomości wystarczyło je poszerzać i chodzić do tego samego klubu co on, wszystko układało się według jej planu, aż do wypadku. Gdy pierwszy raz o tym usłyszała nie mogła uwierzyć poszła po paru dniach do szpitala szybko go znalazła na oddziale intensywnej terapii, po tym przeżyciu nie mogła spać przepłakała całą noc, wznosiła ręce ku niebu wołając do wszechmogącego okrzyki typu "czemu on, nie mogła ta śmieciara przejechać jakiegoś leszcza", lecz zaparła się w sobie "będę go kochać nadal, obojętnie czy będzie piękny czy nie" . Chciała mu nawet wysłać różne rzeczy do szpitala, gdy wiedziała, że jest już przytomny ale uznała to za głupotę. Czekała długie tygodnie, aż jaj ukochany wyjdzie ze szpitala, gdy nadszedł ten dzień czaiła się w krzakach pod szpitalem (miała cynk od zaprzyjaźnionej pielęgniarki) widziała jego twarz w bandażach. Minęło jeszcze parę dni zaczął chodzić do szkoły, zmienił się, jego dres już tak nie błyszczał jak przedtem, z markotniał i dziewczyny się za nim nie oglądały, myślała że to jej szansa, nadszedł wreście dzień 10 marca, dzień w którym popełnił samobójstwo. Ta wiadomość do niej nie dotarła nawet dzisiaj myślała, że to jakiś chory sen, koszmar. Była na pogrzebie, na tą okazję kupiła sobie nowusią skórkę do tego czarne żelazka i dłuższą niż zazwyczaj miniówę. Weszła do kaplicy, chciała na niego ostatni raz popatrzeć, zawiodła się trumna była zamknięta, pewnie dla tego, że jego ciało było całe zmasakrowane, gdyż popełnił samobójstwo bardzo bolesne i okrutne rozerwały go jelita. Wracając z cmentarza myślała tylko o jednej rzeczy jak nie ma go na tym świecie to niema też miejsca dla niej, postanowiła pójść w jego ślady. Niezbyt długo się zastanawiała, podobało jaj się jak w amerykańskich filmach ludzie skaczą z bloków. Po paru dniach wybrała miejsce i czas, bała się tylko, że wejście na dach może być zamknięte. Swój plan wykonała bardzo szybko nie wie czemu drzwi były otwarte, nie zastanawiała się, podeszła do krawędzi. Policja przyjechała bardzo szybko.
Jeszcze stoi, jeszcze się waha, wie że jak teraz nie skoczy to zaraz ktoś tu przyjdzie i ją powstrzyma. Wstąpiła na ostatni próg, spojrzała raz jeszcze na świat, na ludzi na dole. Zamknęła oczy, napięła mięśnie łydek następnie rozkurcz, czuła już tylko pęd powietrza i słyszała swój głos. Krzyk sam jej się wyrwał z piersi, lot dla niej trwał w nieskończoność, jednak to było tylko złudzenie po półtorej sekundzie wyrżnęła w ziemię, spadła z dziesiątego piętra, zrobiła dziurę w piachu na pół metra i tylko to po niej zostało. Czy umarła bezsensu ?
KrK