A jednak.
Jednak deszcz na mnie też pada i po szarym idę chodniku i samochody mnie ochlapują i potrzebuję papierosa zapalić, a zapałki przemokły.
A jednak żadna aura nade mną nie czuwa. A tulipan w moim sercu obumarł i zamienił się w zwykły, zielony bluszcz i porasta moją duszę.
Kiedyś chciałem mieć własny tajemniczy ogród, chciałem biegać nagi po łące, sam. Wiedziałem, że deszcz na mnie nie spadnie i chodnik będzie szary. Ale będzie szary pięknie. Czułem się jakbym był wybrany do dawania szczęścia i dawałem je, tyle ile dawałem radę dać. W końcu te marzenia, te sny wspaniałe wybrały się na pogrzeb i szły w czarnym kondukcie.
Nie chciałem słyszeć, że jestem już dorosły.
Chciałem obiadki u mamusi i chciałem słuchać taty.
Ale ojciec gadał bzdury i go słuchać nie mogłem. A mama nie umiała gotować.
Znowu czułem się najmądrzejszy. A łąka była piękna tylko w sferze marzeń, bo na łące też spadł deszcz.
I poeta powiedziałby, że to był koniec sielanki. Michał poczuł się dorosłym mężczyzną, całe przyszłe życie zależało już tylko ode mnie i bałem się potwornie, że to życie będzie nieudane. Wciąż ten strach się jawi w moim sercu. Czasem ktoś próbuje mi wmówić moją inteligencję, mówi ktoś o mojej erudycji i oczytaniu.
A ja wiem, że oni mówią to umerina fides.
Kopnąć to sam mogę się kopnąć.
Wierzcie mi. Byłem nie lada rozrabiaką. Zaliczyłem siedem szkół.
Dwie podstawówki.
Trzy gimnazja.
Dwa licea.
I z połowy mnie chcieli wyrzucić. W przedszkolu zawsze lądowałem na rozmowie u pani psycholog, która wysłała mnie w końcu na zajęcia uspokajające. Jaką wielką przyjemność sprawiało mi rozwalanie tych zajęć. Śmiałem się bez przerwy, przerzucałem nogami, darłem się, biegałem, niszczyłem, latałem, wrzeszczałem, uciekałem.
I tak wygrywałem.
Bo niszczyłem ten system.
A dziś chcą ode mnie dojrzałości, a jak ja mogę być dojrzały, gdy tak obrzydliwie szary jest ten świat. Chcą ode mnie przygaszenia egoizmu i mówią, że nie jestem na świecie sam, ale to się kłóci z moją wyobraźnią, która pokazuje mi mnie samego na mokrej łące. Powoli przyzwyczajam się do tego widoku.
Widok to na moją pomaturalną przyszłość.
A jak chcę się pochwalić mamie, że coś nowego napisałem i jak to przeczyta, to daje mi test na narkotyki. A tata mówi, że on pisał, jak był w moim wieku i mówi, że ja pewnie piszę podobnie do niego, więc to jest totalnie bezwartościowe.
Pomysł mi czasem wpada do głowy taki, żeby oszukać czas i przeznaczenie. Cofnę się do przeszłości i inaczej pokieruję moim życiem. Będę uczył się na piątki, będę wzorowy z zachowania i już w przedszkolu zakocham się bezpamiętnie i rozkocham w sobie moją wybrankę.
Jednak deszcz na mnie też pada i po szarym idę chodniku i samochody mnie ochlapują i potrzebuję papierosa zapalić, a zapałki przemokły.
A może byłoby mi łatwiej już dziś się zmienić i mieć na maturze piątki i wzorowo zachowywać się w przyszłej pracy i zapomnieć o moich marzeniach wielkich i pozwolić nadziei nie doczekać się słońca. Nie biegać po mojej łące mokrej, suchej, idyllicznej, sielankowej. Tylko chodzić na prostych twardych nogach i mocno po ziemi stąpać.
Wtedy już nic mnie od was nie odróżni i nie będę już marzył o podróży pociągiem do Tybetu. Będę marzył o tym, żeby pograć w piłkę, a potem wypić piwo przed telewizorem.
I śmieję się z tego haj i midel klasa. Wkurwiam się strasznie, że wy tak właśnie chcecie. Żebym nie miał marzeń i własnej łąki i zaplanował swoje życie z góry, już wczoraj.
Zdania zaczynające się od "A" sprawiają wrażenie wyliczanki... ale o to właśnie chodziło by oddać charakter bohatera, prawda? :)
Bunt przeciwko życiu wg planu, reguł z góry narzuconych, zgrabnie wpleciony w życie (nie)zwykłego człowieczka, który nie pozbył się jeszcze swoich ideałów i marzeń. :)
teraz tylko pojawia się pytanie czy "człowieczek" może być niezwykły?