Zakonserwowany w lamusie myśli, obłąkanym skinieniem powiek wyobraził sobie swoje własne ja. Ja bez barwne bez kolorowe bez kształtne bez wonne i bez namiętne. Tak ciche że dla niewykwalifikowanych niemalże niesłyszalne, bezdźwięczne i prymitywne. Jako jedna jedyna ze wszystkich nielicznych satysfakcji, postaci niezłomnych i jakże awangardowych we swojej prostocie. Czynić czy nie czynić? Pytać czy nie pytać?. Parias? Motłoch kompromisu i delikatnie wytłoczonej jaźni. Komercyjny absolut abstrakcji. Pstry kolorowy egzotyczny wręcz niedotykalny jedwabny i bez wartości. Zbiór wszystkiego we wszystkim a jednak bez niczego, zabiegany opóźniony tandetny. Na wyposażeniu każdego od zawsze. Zebrany i powielony, powielony i sprzedany. Otarty a zawsze pasujący, przesadnie egzaltowany, udający. Bezmyślny, oklepany. Wartość pozbawiona wartości, ceny wyzbyta wartość wieczna nie przemijająca. Okopana we własnych okopach, bo ludzie muszą umierać aby żyć. Muszą cierpieć aby zrozumieć muszą rozumieć aby sprawiać ból. Ordynarnie unicestwiony przez własnych synów ojciec marnotrawny własnego ja pozbawiony. Jak płótno bez skazy jak skaza bez płótna jak otwarta rana ostrzem czasu zadana. Nieudany związek, przelotny romans ulotny aromat śmierci. Przebaczone winy, darowane długi nietrwale ulotne erudycyjne przykazania moralne. Wbrew własnej woli posłuszny sobie, własnemu ja. Nie otwarty, w zamknięciu wolny i szybki zarazem. Przez świat, życie przez choroby zakaźne śmierci wydarte z ramion niezliczonych. W słowach mistrzów w ruchach wskazówek przez nich danych wartych tyle co się wyceni w przemycie kartofli smak radości przemija i oznajmia że czas to nie tylko rutyna. Jak analfabetyzm pieczołowicie wyuczony w blasku księżyca w pogoni zdobyte pewniki nie do odrzucenia. Wcześniej czy później? Komu oceniać? Komu decydować za siebie? czas przyjdzie gdy w potrzebie z uczuć kocem owity. Gdy zrozumienia u innych a nie u siebie szuka. Kiedy na kiermasz swe książki oddaje, swe ja własne do lamusa. Myśli przez głowę spacerujących, tonących brzytwy nie potrzebujących. Agrafkę na wietrze powiesić czas trzeba? Dotknąć troszkę nieba czy czego wam trzeba. Bez racji aktorem i aktorską reżyserią upodlony. Upodlony podwieczorkiem śniadaniem i batem. Upodlony szczęściem, bólem cierpieniem i miłością wszelaką. Bez akceptacji bez oczerniania - z umysłem na umyśle bezmyślnie. Krzyżem pod egidą ginąć? farsa ta nie dla mnie. Kąpiel, chrzest i winy, odkupienie, talenty, zła karma i inne gadżety co z tandety nieustannej słyną. Jak ze zdezelowanej armaty wprost do celu trafiać, jak wąchanie kwiatów i słuchanie recitali lata. Co dzień powtarza się lecz to nasza wina bo chyba ktoś za daleko po bandzie pojechał. Wyprostować kręgosłup? Pochylić do góry czoło? Biec dalej przed siebie po trupach do celu? Dla dobra ogółu niechaj wszyscy giną? Potem kwadryga, po bliźnich mych zwłokach w pochodzie triumfalnym przez miasta podążać? Z nicości w nicość? Z przepaści w przepaść? Podmuch szaleństwa zabrać pod swe skrzydła? Poczuć w polocie aksamitną woń śmierci i nieszczęścia. Lecz nie swoich tych „rzeczy" doznawać bezkarnie? Uklęknij człowieku jak przy na rycerza pasowaniu pochyl swą głowę i na cios czekaj. Nie unikniony, bolesny choć wyrafinowany w swym cieple parszywym w pośpiechu zadany. Następny dzień przyszedł choć bez wnętrzności powierzchniowością cuchnący. Ostoją mych myśli twych celów wypełnimy pustkę krępującą nałogi i przemówimy wszyscy o tym co nas boli. Kiedy kwiat polny na wietrze się buja jak poczwara co wchodzi do pszczelego ula. Nakryj do stołu bądź pod stół się ten schowaj. Kto z nami nie pije ten pod stołem zginie w spazmie konwulsji lecz do góry głową. Kto o pomoc woła ten szybciej stracony zostanie z rąk przyjaciela. Oligarchia ciemnoty, puste słowa, jak na karuzeli boli trochę głowa. Wytarły mi się spodnie po same kolana nie ma już problemów nie pozostała żadna wiara wiec razem ze mną śpiewaj hymn człowieka który wie co go... albo nie wie czeka.
Bądź pochwalony o wielki przywódco
CO czekasz tylko na potknięcie innych
Bądź pochwalony o wielki przywódco
Co winy odkupujesz lecz nie płacisz za nie
Bądźcie pochwaleni bo hymn do was wznoszę
Bądźcie pochwaleni ja wam go przynoszę
Otrzyjcie łzy jeno i ruszcie przed siebie
Niechaj wam nie braknie nigdy chęci
I wiary w siebie.
Niechaj wysłuchane będą wasze racje
Tylko pamiętajcie by zakładać maskę.
Umals
koran86
koran86
Opowiadanie
·
28 kwietnia 2008
we swojej prostocie - w swojej prostocie
Pstry kolorowy egzotyczny wręcz niedotykalny jedwabny i bez wartości - brakuje przecinków,
ogólnie w całym tekście ich brakuje, ponadto wiele innych błędów. Jeśli zależy Ci na tekście, to proszę popraw te wszystkie błędy, popracuj nad interpunkcją i wklej jeszcze raz na czysto. :)
Pozdrawiam ;)