Przygody Jerzyka

Sandman...

 

 

Słoneczne popołudnie trwało sobie w najlepsze. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Drzewa kołysały się spokojnie, motyle latały, a lato przeżywało drugą młodość. Jerzyk siedział na schodach ganku. Jak to dobrze, że babcia miała domek na wsi! Jerzy przyjeżdżał tam co roku, bo jak mawiała Mamusia „i powietrze inne i można się wyszaleć". W Dużym Mieście nie byłoby na to szans. Tak więc Jerz siedział sobie na schodach i dłubał w nosie. Nudziło mu się. Postanowił więc przejść się trochę i zajrzeć do Smażalca.

         Minął dom Przekupki, zagrodę krów Mlecznikowej i pociągnął za skrzypiącą furtkę Smażalca. Przeszedł przez podwórko i zapukał do drzwi.

Dzień dobry... jest Smażalec?- spytał uśmiechając się do mamy swojego przyjaciela.

Nie ma go, Jerzyku. Poszedł do dziadka.

Ooooo! To Smażalec ma dziadka?- Jerz aż otworzył oczy ze zdumienia- gdzie oni są?

Siedzą sobie pewnie nad rzeką. Lubią ryby, wiesz?- kobieta uśmiechnęła się i pocałowała Jerza w policzek.

Idąc w kierunku rzeki chłopczyk zastanawiał się: „Dlaczego Smażal nic mi nie powiedział? Dlaczego trzymał dziadka w tajemnicy? Może to pirat... skoro pojawił się dopiero teraz i lubi łowić ryby, to na pewno jest piratem.". Zaczął biec, żeby jak najszybciej zobaczyć prawdziwego pirata.

         Smażalec i starszy pan siedzieli zasłonięci krzakami leszczyny. Każdy z nich trzymał wędkę, ale ta smażalcowa była odrobinę krótsza. Jerzyk cichutko podkradł się do nich. Stanął za ich plecami i patrzył. Nic nie mówili.

czemu siedzicie cicho?- spytał Jerz

nie chcemy spłoszyć ryb- odpowiedział starszy pan. Miał niski i trochę chropowaty głos.- Ty tteż lepiej bądź cicho smyku.

Zamknij się Jerz i patrz- Smażalec wyszczerzył zęby w uśmiechu- jaka ryyyyyyba!

Piękna sztuuka. Będziemy mieli co jeść na obiad- śmiał się Dziadek

Ryby są głupie- powiedział Jerzyk- i śmierdzą.

Cóż... każdy ma prawo do swojego zdania- rzekł Dziadek widząc minę swojego wnuka, którego aż zatkało z wrażenia.

Smażalec... idziemy się pobawić? Nudzi mi się srasznie...

Mogę Dziadku? Inaczej on będzie jęczał- powiedział Smażalec i mrugnął.

Dobrze. Ale przyjdź zanim zrobi się ciemno.

Chłopcy ruszyli w drogę powrotną. Szli raźno, wymachując leszczynowymi kijkami i w ten sposób odpędzając się od much.

Smażal, a czemu nie powiedziałeś, że masz dziadka?- spytał Jerzy trochę zły.

Każdy ma dziadka. Poza tym nigdy nie pytałeś- Chłopak podrapał się za uchem.

No taaaaaak, ale twój jest piratem!

Jakim piratem- zaśmiał się Smażal- jest po prostu marynarzem. Nieczęsto tu przyjeżdża. Woli, jak to mawia, żeby mu bryza rozwiewała resztki siwizny na czubku.

A zabrałby nas na statek?- dopytywał Jerzy.

Nie, nie można tam brać dzieci. Takich durnowatych dzieci- powiedział z przekąsem Smażal- moja mama ciągle to powtarza. Co będziemy robić?

Może pogramy w piłkę? Albo w badmintona? Albo...- wymieniał Jerz.

Chodź, pogramy w piłkę u Mlecznikowej na polu. Skosili trawę ostatnio.

Grali długo, aż padli na polankę zupełnie wyczerpani. Nadchodził wieczór, Jerzy był głodny a Smażalec chciał już do mamy. I do Dziadka. Bo wieczór to była pora na opowieści z dalekich podróży. Jerzy wrócił do domu, zrzucił przepoconą koszulkę, i wszedł do kuchni. Usiadł przy stole. Chwycił kubek mleka, które czekało już przygotowane na niego. Zatopił się w myślach i czekał na Babcię. Przyszła po chwili niosąc w rękach pęk czystych, wykrochmalonych fartuchów.

babciu, a dlaczego Smażal ma dziadka, a ja nie- powiedział Jerzyk i zmarszczył nos.

Też masz dziadka, Jerzyku. Tylko że twój już nie żyje. Umarł, bo był bardzo chory.- powiedziała Babcia.

A czy był piratem? Albo chociaż marynarzem?

Nie, synku. Był rolnikiem. Hodowaliśmy kukurydzę i pszenicę.

Teraz też hodujesz kukurydzę- powiedział Jerz.

Tak, i idzie mi całkiem nieźle, prawda?- spytała Babcia- to twój dziadek mnie tego nauczył- uśmiechnęła się.

Jerzemu nie spodobało się takie proste wytłumaczenie. On też chciał mieć dziadka. I opowieści co wieczór. I żeby dziadek lubił ryby i grał w piłkę. Chwilowo jednak żadnego dziadka na podorędziu nie było i Jerzy postanowił zadowolić się dziadkiem Smażlca. Pokrzepiony udał się na zasłużonny spoczynek.

        Następnego dnia, z samego rana, najadłszy się kaszą manną, którą uwielbiał, Jerzy poszedł do przyjaciela. Tak jak to było umówione, zaskrzypiał trzy razy furtką i czekał. Po chwili z okna na ganku wychylił się chłopak i zawołał

- Jerzy, chodź do środka

Jerzyk wszedł, zdjął ubrudzone trawą trampki. Zamknął drzwi sieni i poszedł do kuchni. Przy stole siedział Smażalec ze swoim dziadkiem. Grali w szachy. Chyba szachy.

to szachy, prawda?- upewnił się chłopczyk

tak - odparł starszy pan- uczę wnuka logicznego myślenia. I umiejętności przewidywania- uśmiechnął się.

Czy ja też mogę? - zapytał Jerzy

Ty nie umiesz, lapso- powiedział jego przyjaciel.

To go zaraz nauczymy- powiedział dziadek

Jerzy usiadł przy stole i położył łokcie na ceracie. Przyglądał się z bliska biało czarnej szachownicy, na której poustawiano prześliczne figury. Był tam i koń z grzywą i wieża i postać w koronie. A nawet małe, zaokrąglone na końcach pionki. Na trzy godziny Jerzyk zniknął w świecie przedziwnych ruchów i taktyki. W końcu dzadek Smażalca wstał, przeciągnął się i powiedział:

idźcie chłopcy na podwórko, przyda się wam trochę ruchu. Ja też mam parę rzeczy do zrobienia.

Wybiegli na podwórko. Bawili się w Gwiezdne Wojny, Jerzy znów był złym lordem. A potem fikali koziołki. Wieczorem Jerz padł wyczerpany i spał snem kamiennym aż do południa.

Tak mijał mu dzień za dniem. Wszystkie wypełniały beztroska i zabawa. Aż któregoś popołudnia do domu Babci zapukał Dziadek Smażalca.

czy mógłbym zabrać pani wnuka na przejażdżkę? Smażalec prosił.

Oczywiście- zgodziła się Babcia- ale chciałabym, żeby Jerzy wrócił na kolację do domu.

Tak jest kapitanie- i dziadek zasalutował.

Kazał wziąć chłopcu bluzę, wygodne buty i czapkę z daszkiem. Poprowadził Jerzyka do samochodu.

Cześć Smażal- powiedział Jerzy i podał przyjacielowi dłoń.

O ho ho! Widzę, że witacie się jak prawdziwi mężczyźni- dziadek Smażalca śmiał się w głos- i tak być powinno.

Proszę pana, a gdzie my jedziemy?- zapytał Jerzyk ciekawsko

Zabieram was na prawdziwy rejs. Będziecie płynąć.

Chłopcy mieli to szczęście, że ich babcie mieszkały we wsi koło rzeki. Brzegi jej były nieuregulowane, częściowo porośnięte lasami i wysokimi trawami. Siedząc z nosami przyklejonymi do szyb chłopcy podziwiali małe domki z drewna, ustawione wzdłuż szosy. W pewnym momencie skręcili na drogę wiodącą do lasu. Jerzyka przerażały wysokie, ciemne drzewa. Babcia mówiła, że to sosny i że są odpowiedzialne za specyficzny mikroklimat. Jerz nie wiedział, co to jest, to mikro, ale musiało być ważne, bo co roku przyjeżdżało na wieś coraz więcej letników. Jechali i jechali, aż chłopcy zaczęli wątpić w rejs.

no, jesteśmy- powiedział dziadek Smażalca parkując na polance przy brzegu rzeki.- wyskakiwać mi z auta.

Co mamy robić?- spytał Smażalec, podwijając rękawy koszuli, którą wcisnęła mu na grzbiet mama.

Tu macie pompkę, tu ponton, dmuchajcie- dzadek ułożył dużą torbę na ziemi- a ja popilnuję, żeby wszystko zostało zrobione porządnie.- sam w tym czasie wyjął z bagażnika dwa podwójne wiosła i zielony rower.

Chłopcy na zmianę pompowali powietrze. Kiedy jednemu zmęczyła się stopa, drugi przejmował przywilej wciskania okrągłego pedału. Po 15 minutach ponton stał przepięknie nadmuchany.

świetnie sobie poradziliście- powiedział starszy pan- a teraz zakładać czapki i wodujemy. Jak chcecie, żeby wasza łódź nazywała się?

Może, może... może sit?- nieśmiało spytał Jerz.

Nie... lepiej coś takiego, co kojarzy wam się z wodą- zaproponował dziedek.

Mydło?- zapytał Smażalec.

Czy chciałbyś płynąć, wnuku, w mydle?- satarzy pan zachichotał.

Nie...- zmieszał się Smażalec.

Netpun!- krzyknął Jerzy- to chyba związane z wodą...

Tak- zgodził się dziadek- świetna nazwa. Tak określano kiedyś bóstwo mórz. Wejdziecie teraz do pontonu, ja was zepchnę z tej skarpy. Wiosłujecie na przemian, raz z prawej, raz z lewej strony. Będę was obserwował z brzegu.

Chłopcy wskoczyli do pontonu. Usadowili się wygodnie i odpłynęli kawałeczek. Dziadek Smażalca jechał tymczasem wzdłuż brzegu.

ja będę kapitanem, a ty bosmanem, co Jerzy?- zaproponował Smażalec.

A kto to jest bosman, proszę pana- spytał Jerzy dziadka

To osoba odpowiedzialna za sprawne działanie statku- -powiedział pan- niezwykle istotne stanowisko na okrecie.

Chłopcy płynęli raźno wymachując wiosłami. Od czasu do czasu krzyczęli „ahoj!" odstraszając tym samym komary i żaby. Poruszali się razem z nurtem rzeki, dlatego podróż odbywała się większych problemów. Ale do czasu.

Bosmanie, czemu tu tak dużo wody na dnie?- zapytał Smażal

Kapitanie, jak wiosłujesz, to nalewasz jej dużo. Nie machaj tak- powiedział Jerzy z miną znawcy.

Nie... to nie dlatego. Popatrz! Tu jest dziura!

Jak to dziuta? Zatkaj piętą.- powiedział Jerzyk i poprawił czapkę.

Ty zatkaj. Ja jestem kapitanem i ja rozkazuję- Smażalec poczuł się urażony.

Jak to zatkaj, to nie działa- przeraził się Jerz0 toniemy, ratunku!

Ale mam bosmana...- westchnął Smażalec, choć i on zaczynał się denerowować- dzadku, mamy przeciek- krzyknął w strone starszego pana.

To już wasz problem. Musicie temu jakoś zaradzić...- dziadek uśmiechnął się i przeczesał palcami jednej dłoni długą siwą brodę.

Może to zakleimy?- spytał Jerzy

Taaak... a masz czym?- Smażal nie był zadowolony z propozycji przyjaciela.

Gumę mam, do żucia- powiedział Jerzy.

Wypluł ją na rękę i zakleił mała dziurkę tuż przy swojej prawej nodze. Statek płynął dlaej a wody już nie przybywało.

Sandman...
Sandman...
Opowiadanie · 5 maja 2008
anonim
  • anonim
    tajemna
    Przez całą rozmowę wstaw myślnik z przodu, masz teraz tak:
    czemu siedzicie cicho?- spytał Jerz
    nie chcemy spłoszyć ryb-
    a popraw na:
    - czemu siedzicie cicho?- spytał Jerz
    - nie chcemy spłoszyć ryb-

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    tajemna
    Ty tteż lepiej bądź cicho smyku. - też
    postanowił zadowolić się dziadkiem Smażlca - Smażalca
    W końcu dzadek Smażalca wstał, - dziadek
    tu ponton, dmuchajcie- dzadek ułożył dużą torbę - dziadek
    Po 15 minutach ponton stał przepięknie nadmuchany. - może lepiej leżał? albo po prostu był
    Jak chcecie, żeby wasza łódź nazywała się? - Jak chcecie, żeby wasza łódź się nazywała?
    zaproponował dziedek. - dziadek
    satarzy pan zachichotał.- starszy
    Netpun!- Neptun
    stanowisko na okrecie. - okręcie
    Od czasu do czasu krzyczęli - krzyczeli
    dlatego podróż odbywała się większych problemów - bez większych problemów
    Jak to dziuta? - dziura
    przeraził się Jerz0 toniemy, - Jerz - toniemy
    dzadku, mamy przeciek- krzyknął w strone starszego pana. - dziadku, mamy przeciek- krzyknął w stronę starszego pana.
    Statek płynął dlaej a wody - Statek płynął dalej, a wody

    · Zgłoś · 16 lat
  • sick
    sporo literówek, formatowanie psuje przyjemność płynącą z czytania.
    Sam tekst poprawny, idylliczny i dla mnie mało interesujący. Ot obrazek ale nic poza.
    Pozdrawiam

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    tajemna
    Ja również powielę za Sickiem... tym razem troszkę za mało na publikację, poza tym ta ilość błędów...
    Tym razem nie.
    Jeśli zależy Ci na tym tekście to wklej go bez błędów jeszcze raz i popracuj nad końcówką może? Coś mocniejszego, coś co daje do myślenia.
    pozdrawiam ;)

    · Zgłoś · 16 lat