prolog

szklanka

  

Zbyt prosto byłoby tak patrzeć na siebie od czasu do czasu i umierać na zawołanie.

 Na westchnienie. Na katar. Na znoszony płaszcz.

Ot tak. Po prostu.

Nie wyczekiwałbyś pod moim oknem orgazmicznie trzaskając tkankami.

Stań tak prawie z boku i popatrz na nas.

Jakże ordynarnie wyglądamy tacy wyspacjowani, nieprawdaż?

Golizną przykrywamy ten wstyd milczenia.

Masz taką śmieszną minę. Zupełnie jak nie ty. Wychodzisz. Tyłem do przodu.

 Bokiem do dołu. Stretching mentalny.

Nawet do twarzy ci z balansującą głową.

I na drążku gustownie się plączesz.

Zły. Niedobry. A jakość?

 Druga.

No niech będzie.

A cena? Proporcjonalna.

Będzie wisiał z tyłu.

Bohater klasy średniej. Egzaltowany tak odrobinę.

I zabrzmi to inaczej kiedy napiszę- Egzaltowany? Tak, odrobinę ?

Ale przecież masz ten swój status socjalny i kieszenie pełne wrażeń.

I oczy gwałciciela umysłów. Bezzębne.

Gąsienice nie piszą piosenek o miłości.

 Naprawdę myślisz, że to ja ci wyśpiewam te wszystkie zbyt mało mroczne tajemnice?

Co z tego, że masz to swoje piękne imię. Nawet nie wiem, czy prawdziwe.

 I nie czujesz jak mdleję i jak pachnę pomarańczą. Pachnę przecież niedopowiedzeniem. Zapomniałeś o przegniłej eudajmonii i o maskotkach, których tak nie lubię.

Bo oficjalnie nie znamy nawet sznurków w swoich gardłach.

 A w mojej pralce wiruje twoja prawa dłoń. Mógłbyś przyjść po nią jutro rano.

Jeśli nie wstanę za późno.

Tylko tak czuję w brzuchu to pytanie. To ty zapomniałeś wtedy zakręcić gaz?

 Nie mówiłam ci nigdy, ale wieszam twoje myśli na ścianach.

Przyzwoicie komponują się z drzewami.

Wczoraj cię przegryzłam. Z jogurtem. Właśnie. Zgrzytałeś w zębach. Pójdę na badania lepiej. Zrobiłam zdziwioną minę. Poszłam zasnąć i mieć bajkowe sny.

 A ty uroczo wiedziałeś o wszystkich moich wadach z dwoma końcami.

Dlatego pewnie wiszę na ścianie, imitując durszlakową awangardę.

Przyglądam się jak przytomniejesz. Pijacko nierdzewny. Wbijasz sobie w głowę wszystkie metafizyczne scenariusze. Ona, ze zmysłowym głosem obiera gazety na stosowne śniadanie. Erotycznie zsuniętym ramiączkiem zachęca cię do rozmowy. Wychodzisz z miną nie jestem głodny i trzaskasz drzwiami. Powiedzmy, że mamy tych kilka lat za sobą, parę słów i butów na różnych podeszwach. To, że nie patrzę ci w oczy nie znaczy, że ich nie mam. Może to ty masz ochotę sobie pokłamać? Niedługo będzie się ściemniać. Idź już.

 A podobno wszystkie najgorsze informacje zaczynają się od słów: amerykańscy naukowcy odkryli, że...

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Doskonały 2 głosy
szklanka
szklanka
Opowiadanie · 9 maja 2008
anonim
  • ataraksja
    sirocco, daj mi poprzeżywać indywidualnie. dobrze? ;)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    Sirocco
    Tak Ataraksjo! Podniecajmy się zdaniami! w ewolucji myślenia dojdziemy do sylab, które staną się Mekką.
    Ten tekst jest dla mnie wyśmienity, chociażby dlatego, że Szklanka w sposób nieszablonowy przedstawia wizerunek mężczyzny. Dorzuca do tego jeszcze własne odczucia, które stanowią o „sile” tego tekstu.

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • ataraksja
    `amerykańscy naukowcy odkryli że..." w szklance nie ma dna. skąd Ty dziewczyno wysnuwasz te wstążki i pasma słów, które charakteryzuje unikalny i absolutnie `szklankowy` deseń słów?
    zawsze wyszukuję w Twoim kolejnym tekście jakiś oryginalny splot i tym razem też mam:
    `I oczy gwałciciela umysłów. Bezzębne.`
    `A ty uroczo wiedziałeś o wszystkich moich wadach z dwoma końcami.`
    takich deseni jest więcej, ale może niech każdy posmakuje sobie i pocmoka wedle własnego smaku :)

    · Zgłoś · 16 lat temu