Niebo zasnuwały ciężkie, ołowiane chmury. Co chwilę tu i ówdzie niebo przeszywały błyskawice, a grzmoty dało się słyszeć niemal bez przerwy. Jednak deszczu wciąż jeszcze nie było. Mark opuścił wzrok i rozejrzał się. Na ulicy nie było prawie nikogo. Wszyscy mieszkańcy wielkiego, zatłoczonego zwykle miasta umykali teraz do swych domów, aby uchronić się przed deszczem, który to miał niedługo nastąpić.
Mark ruszył powoli przed siebie. Nie miał ochoty wracać do domu, a poza tym, lubił oglądać burze. Wątpił też, że zapowiedzi meteorologów z telewizji się sprawdzą. Nie raz widział burze takie jak ta. Błyski, grzmoty i czasem lekki deszczyk. Doszedł do skrzyżowania. „Gdzie teraz?", zapytał się w myślach.
Rozejrzał się znowu i wtedy zobaczył jego. Wyróżniał się spośród wszystkich - choć nielicznych - przechodniów. Był ubrany w długi, czarny płaszcz, powiewający lekko niby peleryna. Długie czarne włosy zaczesane do tyłu, opadały na ramiona. Mark zauważył, iż odziany na czarno jegomość był bardzo blady. Było to bardzo dziwne, zważywszy na to, że przez ostatnie kilka tygodni słońce prażyło niemiłosiernie. On sam, chociaż rzadko wychodził z domu, opalił się dość mocno. Tym bardziej widok kogoś bardziej bladego niż on sam, zaintrygował Marka.
Nagle, ubrany na czarno mężczyzna ruszył z wolna przed siebie. Mark ruszył za nim, trzymając się w dość dużej odległości. Po chwili musiał jednak przyspieszyć, gdyż człowiek za którym podążał szedł coraz szybciej. Mark nie wiedział czemu za nim szedł, ale w głębi duszy czuł, że musi. Nie potrafił tego wyjaśnić, więc po prostu śledził bladolicego mężczyznę. Mijali kolejne ulice, przecznice i skrzyżowania. Mark zaczął się zastanawiać, gdzie prowadzi go ów tajemniczy mężczyzna.
W końcu odziany w czerń człowiek skręcił w jakąś ciemną uliczkę. Mark doszedł do załomu budynku i przyparł plecami do wciąż gorącej, ceglanej ściany. Ostrożnie wyjrzał zza rogu i spojrzał w niemal nieoświetlony zaułek. To co zarejestrowały jego oczy zdziwiło go bardzo. Tak bardzo, że postanowił wychylić się jeszcze bardziej. Stanął na środku zaułka i patrzył tępo przed siebie. W ciemnej uliczce nie było nikogo, ani niczego. Bladolicy jegomość zniknął. Mark wytężył swoje spojrzenie, ale nie mógł zaprzeczyć faktom. Nie było tam nikogo oprócz niego. Wszedł do uliczki. Powoli posuwał się naprzód. Ciemność zaczęła otaczać go ze wszystkich stron. W końcu doszedł do ściany wyrastającej z ziemi tuż przed nim. Nagle poczuł jak opuszcza go ciepło ulatując w noc razem z jego poczuciem bezpieczeństwa. Mark odwrócił się, aby spojrzeć na wyjście z uliczki.
Zamarł w niemym przerażeniu. Tuż przed nim stał ubrany w długi czarny płaszcz mężczyzna. Jego kruczoczarne włosy zaczesane do tyłu opadały na ramiona, a twarz była bardzo blada. Teraz jednak Mark widział coś jeszcze. Coś, co pochłonęło całą jego uwagę. Były to przerażające, puste oczy. Mężczyzna patrzył nań zimnym, bezlitosnym , martwym spojrzeniem. Mark próbował coś powiedzieć. Wymyślić jakąś wymówkę, przeprosić za to, iż za nim podążał. Ale gdy otworzył usta z jego gardła nie wyleciał nawet najcichszy jęk. Zamiast więc coś powiedzieć albo chociaż wymamrotać poruszał bezgłośnie ustami.
Wtedy odziany w czerń mężczyzna położył mu rękę na ramieniu i uśmiechnął się drwiąco obnażając białe zęby. Mark momentalnie zamknął usta i skuliłby się gdyby nie ręka, która trzymała go w stalowym uścisku kościstych dłoni. Oto przez własną ciekawość Mark natknął się na prawdziwego wampira. Ten zaś rozchylił usta nieco szerzej i zbliżył się do jego szyi. „Jesteś mój. Życz mi smacznego." usłyszał Mark.
Osunął się bezwładnie na ziemię, otworzył oczy. Ostatnimi resztkami sił próbował łapać ulatujące z niego życie. Wiedział jednak, że to już koniec. Zamknął oczy i czekał na śmierć. I wtedy, tuż przed swym ostatnim tchnieniem poczuł na skórze pierwszą kroplę deszczu. Po chwili zalała go woda zmywając krew wyciekającą z ran na szyi.
Trzeba było wrócić do domu.
starasz się bardzo - i to widać - żeby wszystko było takie 'akuratne'
dla miłośników 'rocococo'
chęć opisania każdego detalu pozbawiła tekst lekkości
pół słów można by pominąć, bez szkody dla treści
mimo, że krótkie to dla wytrwałych ;)
Więc czekam na kolejne teksty, jeszcze lepsze. :)