O twardą rzeczywistość matki ziemi uderzał podeszwą z każdym kolejnym krokiem. Słowa starszego człowieka trawił już od rana, choć powinien je już dawno zwymiotować. Może te cholerne dwie lewe ręce mu na to nie pozwalały?
Światopogląd, który został zmieszany z błotem był budowany co najmniej piętnaście lat. Bo pamiętał dobrze, jak mając cztery lata złapał w przedszkolu Mikołaja za brodę, a gdy broda została mu w rękach, ujrzał zamiast twarzy Mikołaja twarz ojca swego najlepszego kolegi. Na pewno do teraz tamta wychowawczyni zastanawia się, jak czterolatek potrafił przez uderzenia w jądra pozbawić trzydziestolatka przytomności.
Przez całe te dziewiętnaście lat otaczali go ludzie, którzy ciężko pracowali. Katecheci, nauczyciele, kierowcy autobusów, policjanci, kucharki, kierowcy, szkolni psychologowie, wszyscy byli wiecznie niezadowoleni, narzekali na własny los, ale bez wyjątku wszyscy ci ciężko pracujący ludzie dostali to na co zasłużyli. Przedłużona agonia niewykształconej cywilizacji.
To była chyba czwarta klasa liceum. Poszli całą klasą do psychologa. Dużo sobie po tej wizycie obiecywał. Za dużo. Dostali testy na osobowość jeszcze z czasów komuny. Potem stara panna zwana psychologiem społecznym zadawała każdemu to samo pytanie – Jaka jest twoja największa zaleta. Wszyscy odpowiadali standardowo na standardowe pytanie: poczucie humoru, ambicja i tak dalej, a on odpowiedział, że wyobraźnia.
- I co ci da ta wyobraźnia chłopcze? – zapytała zaskoczona pani psycholog.
- A jak pani została psychologiem, skoro nie wie pani co daję człowiekowi wyobraźnia.
... pani psycholog głośno się rozpłakała.... ciężko pracujący człowiek. 7
Pan Edmund pracował na kopalni, ale kiedy usłyszał słowa Kazika „...a do Huty dopłacali, jeśli siedziałby na dupie, mniejszą robiłby on stratę.” - rzucił tą robotę.
- Co tam Pionier? – zapytał Edzio, był dumny, że siedząc przez rok na kartonie przy monopolowym znał wszystkie ksywki młodych, pełnych ambicji. miejscowych Latynosów.
- Ojciec znowu się burzy o pieniądze. – uśmiechnął się Pionier.
- Co może chcę żebyś szedł do kopalni?
- Nie no, tak źle nie jest.
- Wszystko chuj. – machnął ręką Edzio przytaczając tytuł piosenki Elektrycznych Gitar. – A właśnie Pionier pasek mi się zerwał w magnetofonie, załatwisz synuś?
- Tylko muzyka ci pozwala żyć, co? – Pionier nie mógł ukryć szacunku dla tego byłego przodownika pracy, easy ridera III rzeczpospolitej.
- Muzyka dobra i mój kochany denaturacik. – podniósł butelkę przeźroczystego płynu.
- To jest przecież białe, wiesz nie znam się na tym waszym menu tak dobrze, ale denaturat to jest raczej fioletowy.
- To siakieś nowe wymyślili, ważne że tańszy o złotówkę.
- Pasek załatwię ci na jutro Edzio, przyszykuj dwa złote. I nie mów, że nie masz, pomyśl ile teraz na napojach oszczędzasz.
Cmentarz - na górze kwiatki, na dole przegniłe mięso i robaki, wspaniała metafora wolnych w niewoli. Spojrzał na tabliczkę. Tak, leżał tam nadal, co parę sekund coraz mniej z jego ciała. Popełnił samobójstwo, jak on śmiał. Jaki wstyd dla rodziny, dla szkoły, dla parafii, jaki wstyd dla jego inteligencji. W liście pożegnalnym napisał tylko jedno. – „Kremujcie moje zwłoki.”, ale kto posłucha prośby doszłego siedemnastoletniego samobójcy. I nikt nie zastanowił się nad winą, każdy tylko się myślał o wstydzie i kłopotach jakie im ten szczeniak narobił.
- Piwo? – zapytała młoda barmanka.
- Nie kurwa, coca cola. – Pionier nie miał dla niej litości.
- Piwo, piwo. – uśmiechnął się barman poznając młodego chłopaka.
Barmanka przerażona zabrała się do nalewania piwa. A Pionier zwrócił się do barmana.
- No kurwa, dobrze że jesteś, myślałem że mnie o dowód zapyta.
- Kuzynka. – usprawiedliwił ją barman.
- Wioleta. – przedstawiła. – Wysłał mnie starszy do pracy do wujka na wakacje, mówi, ze muszę pracować.
- Wiesz Wioleta, myślę, że mamy wiele wspólnego. – tego wieczoru on poznał jej wypucowaną wersję nastoletniego życia. Ona poznała jego.
Wracali przez park. Ciemna noc otuliła dziewczynę tak szczelnie, że oddzielił się od niej nawet strach.
- Ten twój kuzyn to porządny gość. – wtrącił Pionier nie znajdując już niczego wartościowego do powiedzenia.
- Porządny? Przeleciał mnie zaraz, jak do niego przyjechałam.
- Co nie zmienia faktu, że to porządny gość.
Szczery śmiech dziewczyny zdziwił go, przecież starał się być przykry. Polubił tą dziewczynę na tyle, na ile był w stanie, ale przecież zawsze taka serdeczność kończyła się jednym i tym samym.
- Ale ty mnie nie przelecisz. – stwierdziła.
- Jesteś tego pewna? – zmarszczył brwi.
- Jesteś z tych co lubią tą robić przy świetle, a w tym parku jest zakurwiście ciemno.
- I co wiesz już kim chcesz być? – zapytał ojciec.
- Grabarzem. – uciął krótko.
- Bardzo śmieszne. – ojciec wrócił do oglądania „Pulsu dnia”.
Stanął przed lustrem i spojrzał na swoje pobrudzone krwią i ziemią ręce, powoli podniósł wzrok i widząc swoją groteskową twarz uśmiechnął się. Zauważył w lustrze twarz matki, która weszła do łazienki. Chwilę trwało za nim pojął jej przerażenie. Powoli się do niej odwrócił nie tracąc tego do bólu pogodnego wyrazu twarzy. Podniósł wymownie ręce niby do nabożeństwa.
- Wszystko dobrze mamusiu, to nie moja krew, to po prostu krew na rękach ludu pracującego.