Wszedł.
Przeciskał się misio, wielki mężczyzna Niemiec, na głowie łyso, a twarz zarośnięta brodą brunatną. Przeciska się, a w dżinsach penis, jak pęseta, fruwa i odbija się od uda do uda. Uśmiech jego nie pokazuje się na ustach, zęby ukryte pod kilogramową warstwą włosów jeszcze nie zaczęły ruchu, a on swoimi niezgrabnymi ruchami przepycha się przez tłum zgromadzony przy barze. Co mądrzejszy, a nie mondry, ustępuje miejsca, pozwala złaknionemu alkoholu mężczyźnie dotrzeć do baru, za którym stoi piękna, opalona blondyneczka, która gdy tylko może to kręci swoimi biodrami, wypina swoją piękną dupcię i pozwala cierpieć zalkoholizowanym kreaturom.
Ja, pan inteligent, nie staram się jej poderwać, nawet nie patrzę w jej stronę. A mówiąc zupełnie szczerze, nie wiem, czy stoi za tym barem taka właśnie babeczka. Więc siedzę sobie pijąc piwo, coraz bardziej wzmacniając mój, bo moje, organizm. Coraz mniej o śnie myślę, a coraz bardziej o potrzebie konwersacji przy wódeczce, którą mój konwersant byłby skory postawić. Tymczasem, jak zwykło pisać się w różnych komiksach i książkach przygodowych, niedźwiedź brunatny, który nie ukrywa swojego ja za sztafażem wyższej kultury, wyłania się z dwoma piwami. Te dwa piwa jak początkowo myślałem połknie razem z kuflami. Spragniony, nocny podróżnik zrobiłby tak bez zbędnego zawahania.
Jednak.
I tu, w tym miejscu następuje gwałtowny zwrot akcji. Brunatny niedźwiedź dostrzega kobietę samotną, siedzącą w kącie sali, kobietę piękną, która po cichu płacze a jej płacz wzruszyłby nawet najtwardszy kamień. Bo kobiety płaczą na wiele sposobów. Płaczą wściekle, płaczą smutkiem i płaczą ze szczęścia i te wszystkie trzy płacze wypłakuje kobieta siedząc w rogu sali. Nie jest to zwykłe łkanie pijanej ladacznicy. Choć pewne jest, że jest ladacznicą i to pewnie pijaną.
Brunatny niedźwiedź coraz mniej pewny, czy aby podejść do tej kobiety, rozgląda się po sali. Z głupkowatym uśmiechem, bez dwóch przednich zębów. Jednak rusza dalej, jakby poeta powiedział, z kopyta, uśmiecha się do damy w kącie. Siada, przysuwa piwo. Ona piwo bierze.
-Piwo dla damy, cicho gadamy.- mówi po niemiecku mężczyzna, który jeszcze niedawno tańczył tango między stołami z dwoma piwami w rękach.
Wstaję od stolika. Gaszę papierosa. Biorę plecak podróżny. Wychodzę. Zapalam papierosa. Mróz przenika moją twarz, choć to maj.
mondry - może kursywą?
" Co mądrzejszy, a nie mondry, ustępuje miejsca, pozwala złaknionemu alkoholu mężczyźnie dotrzeć do baru, za którym stoi piękna opalona blondyneczka, która gdy tylko może to kręci swoimi biodrami, wypina swoją piękną dupcię i pozwala cierpieć zalkoholizowanym kreaturom" - kyrie eleison! dłuższego zdania nie szło napisać? i w ogóle dwa razy "który" w zdaniu :P
konwersant byłby skorą postawić- a może skory?
Coś tak słabiej dzisiaj, chociaż no nie wiem. mam mieszane uczucia, bo początek odrzuca, a zakończenie nie pozwala odejść. i co tu zrobić?
reszta błędów..aż mi wstyd.
a Ty zostałaś opiekunem?
"i co tu zrobić?" w sensie czy mam się zachwycać, besztać czy co. cwanie to sobie wymyśliłeś, chociaż niebezpiecznie, bo jak kogoś odrzuci na początku to jak się ma zachwycić końcem?
to pochwal i uznajmy, że przeczytałaś tylko końcówkę:P
poproszę
bo ten wygląda jakby Ci młodszy brat pisał
nawet nie chcę go porównywać do poprzedniego
nie porywa, nie zachwyca, nie idzie na pierwszą stronę ;)