Czas nie jest neutralnym szeregiem ułożonych obok siebie momentów, lecz organicznym porządkiem, wewnętrznie związanym w jedność, która pewnego dnia zostanie wreszcie objawiona.
Czas
czarnego mleka i spopielonego umysłu.
Siedziała skulona w rogu łóżka i zdrapywała wiśniowy lakier z paznokci. Poranna, nieuzasadniona inercja. Mężczyzna usiadł naprzeciwko niej, udając, że wpatruje się w jej bystre spojrzenie. Faktycznie wpatrywałby się w nuty, przelewające się przez jej palce, pastele, gryzące jej zaróżowione policzki. Takie dziecięce. Zawsze chciał, żeby była artystką. Dziś nie ma co liczyć na turpistyczne łzy i postromantyczny nieład. Czarna kawa? Najczarniejsza. Nigdy nie było żadnego mleka.
Czas
powikłań i wątków ubocznych.
Co takiego jest w prawdzie? Spróbuj kłamać. To globalna waluta. Spróbuj wymijająco popatrzeć mi w oczy. To czego wszyscy łakniemy znajduje się właśnie poza prawdziwością. Jesteś podchwytliwym pytaniem, na które nie próbuję szukać odpowiedzi. Nie chcę. Proste pytania mają sens tylko na początku wspólnego istnienia. A my nie istniejemy. W stopniu nadzwyczaj zaawansowanym. Żyjemy jedynie po przebudzeniu. A nawet wtedy jesteśmy tylko iluzją. Antagonizmem dla szkiełka i oka. Palimpsestem.
Czas
połamanych ołówków i zmiętych wzorców.
Stanęłabyś w przedpokoju. Obok lustra, dostrzegając kątem oka swoje żałosne odbicie. Zaczęłabyś przechylać secesyjną cukiernicę. Cukier gorączkowo wysypywałby się na lśniący parkiet, przenikając go swoim bezdźwiękiem. Mężczyzna pojąłby wtedy, że powinien się spieszyć. By opóźnić permanentną stagnację, w którą i tak był już uwikłany. By nie odkryć tuż przed śmiercią, że nie umiał żyć. Próbowałabyś prześcignąć światło, nie spłonąć w obliczu mnogości. I zastanowiłabyś się, patrząc na pustą cukiernicę, ile ironii jest w samym znaczeniu tych obliczeń.
Czas,
w którym odkryliśmy, że drugie dno, było zaledwie odbiciem pierwszego.
Pierwsze dno dopiero zamierzaliśmy poznać. Składając wszystkie oblicza w całość idealną. Nie da się zarysować diamentu. Przestańmy na ułamek chwili zasłaniać się rozwarstwieniami. Przestańmy posługiwać się imionami i nazwami. Nauczmy się Słów.
Wisimy niedokończeni, trzymając się pierwszego wrażenia, myląc wzorce z wzorami. Naiwnie wierzymy, że mosiężne wahadło uchroni nas od upadku na zmimikowaną twarz. Siedem lat szczęścia w nieszczęściu. Nie tak trudno będzie odkryć wieczko i sprawić, że pozytywka zacznie dopasowywać swoją melodię do naszego kształtu. Pozwólmy jej narodzić dziecko zniszczonej impresji. I tak pewnie oddamy je do adopcji.
Czas
na wpół zmarnowany.
To miejsce jest chyba rozczarowane.
Słońce.
Roztopione.
Doczepione. Skrzydła?
Czerwone.
Białe rzadziej.
Świece.
Morskie.
Purpurowe.
Przytłumione.
Ciemność.
Wspomnienia są jak światła i barwy - podświetlają i retuszują przykrości naszego życia.
Palimpsestem - w jakim znaczeniu?
z brzytwą to ja protestuje, za proste jak na ten tekst
"wewnętrzny porządek"... hmm, mam takie odczucie, że on zalezy od dwóch czynników. jednym z nich jest indywidualny sposób przeżywania świata i rodzaj wrazliwości. są ludzie, dla których mijający czas jest do końca życia wielkim chaosem, w którym toną nie odnajdując się. bohaterka Twego opowiadania pojawia się w kontekście "czasu wpół zmarnowanego". a mnie się zdaje, że dzięki powrotowi do wspomnień, powstała PEŁNIA. czas wypełni ł się teraz. przez mistrzowską retrospekcję :)