,,Koniec’’ – pomyślał - ,,Wyspa, gdzie statek zawija raz na tydzień. Komórkę zostawiła w domu. Jeśli chciałaby się stamtąd wydostać – musiałaby chyba przylecieć helikopterem, tym firmowym... Ale nie zechce.’’ Spojrzał na twarz w lustrze. Mimo, że nic dzisiaj nie pił, wyglądał podle. Podkrążone oczy, pięciodniowy zarost i tłuste włosy sprawiały, że nie chciał patrzeć więcej. Cisnął lustrem o ścianę. Powleczone szkło rozproszyło się elipsą wokoło kąta. Jeden z odłamków uderzył go tuż pod prawe oko.
- Kurwa! – krzyknął jak w amoku.
Na szczęście kawałek szkła nawet nie zadrasnął twarzy. ,,Siedem lat nieszczęścia.’’ – uśmiechnął się kwaśno - ,,Szczęścia i tak było wiele, tyle, że krótko.’’ Poszedł do kuchni po zmiotkę i szufelkę. Gdy sprzątał, jego oczy musnął widok czterech puszek piwa.
- You’re winning, son! – rzucił z uśmiechem. Wysupłał jedną z czteropaka. Krótki syk i już całował blachę. ,,Ciepłe...ale bywało gorzej’’.
- Zostaw to! – usłyszał dziwny głos. Zdumiony rozejrzał się po pokoju. Wiedział, że nikogo tam nie było. Zdawało mu się, że głos dobiegał z dołu.
- Znowu będziesz się przewracał, wył i skamlał. Myślisz, że jak wypijesz, to ona wróci? Przecież wiesz, że tego nie lubi.
Nie mógł uwierzyć! Mówił do niego Fred, kot którego trzymał ze względu na swoją dziewczynę. ,,Halucynacje?!’’ – pomyślał przerażony ,,Nic jeszcze dzisiaj nie piłem! Czyżby nastąpił już ten etap?”
- Nie dziw się – ja umiem mówić – Fred patrzył mu w oczy – Wiem że mnie nie lubisz, ale chyba nie znaczy to, że nie możemy porozmawiać?
- Ty naprawdę mówisz? – wybałakał głosem wyrażającym przerażenie zmieszane z najgłębszym zadziwieniem.
- Co w tym dziwnego? Wszystkie zwierzęta to potrafią, tylko wy ludzie nie rozumiecie nas i siebie nawzajem, choć często mówicie tym samym językiem.
- Zwariowałem! – krzyknął bezradnie – To przecież niemożliwe!
- Póki co, nie zwariowałeś, ale jesteś na jak najlepszej drodze, jeżeli masz zamiar dalej to pić. Tak trudno ci zrozumieć, że my możemy zrozumieć was? Chyba tak, bo jakby było inaczej, nie zachowywalibyście się tak bezmyślnie i samolubnie. Przyjmij do wiadomości, że ja mogę z tobą rozmawiać kiedy chcę, ale nie musi potrwać to długo. Jak nie chcesz pogadać, to się zamknę.
- Nie! – wrzasnął, machając ręką – Ja chcę z tobą porozmawiać – prawie szepnął, łagodząc ton. – Wiesz, to... w końcu bardzo niezwykłe, nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem, zrozum..
- Dobrze, nie ma sprawy. Nie widzę w tym jednak nic nadzwyczajnego. Wspomniałem, że zwierzęta mogą mówić, porozumiewać się między sobą i rozumieć was. Oczywiście nie wszystkie zwierzęta używają do tego słów. Wiesz, że nie każde z nas może wydawać dźwięki, ale nawet wtedy jakoś możemy się porozumieć.
- Dlaczego chcesz ze mną porozmawiać? – spytał pewniejszym głosem.
- Chyba tylko to mi zostało... Chociaż nie wiem, czy to cokolwiek da, skoro nie słuchasz nikogo, nawet samego siebie...
- Jak to?
- Przecież sam doskonale wiesz, co masz robić, a stale idziesz pod prąd. Czekasz, aż ona przyjedzie, chciałeś się mroczyć tym płynem, wiedząc, że ona tego nie lubi i że może dlatego odeszła.
- Tak myślisz? Nigdy mi tego nie mówiła...
- Mówiła nieraz. To wasz następny problem – nie umiecie albo nie chcecie słuchać. To bardzo żałosne, że mając takie możliwości nic z nimi nie robicie, a jeśli robicie, to i tak jest to psu na buty, nie obrażając psa. Jesteście w stanie stworzyć wspaniałe rzeczy, ale nieraz czekacie z ich realizacją bardzo długo. Tak było, gdy jeden z waszych bardzo dawno temu wynalazł nkrm, a zaczęliście tego używać o wiele później.
- Jakie nkrm? – zdumiał się, ledwo artykułując ostatnie słowo.
- Ten latający przedmiot podobny do zwierzęcia, które koty nazywają nkrm, a wy ,,ważka".
- Ach, chodzi ci o Leonarda da Vinci i helikopter. Skąd o tym wiesz? Czy koty uczą się historii? – jego oczy przypominały teraz dwie błyszczące, ciemnobrązowe piłki.
- Nazywacie to historią, my życiem. Życia nie da się nauczyć – ono jest i my mamy tego świadomość, ale jeśli wolisz nazywać to nauką, to tak, przekazujemy to sobie nawzajem.
- To niesamowite!
- Jak najbardziej naturalne. Niesamowite jest to, co wy robicie, ten cały ból, cierpienie i niezrozumienie. Daruj, że przez większą część rozmowy mówię o was negatywnie, ale mam nadzieje, że da ci to do myślenia.
- Chyba już dało... Przepraszam cię Fred, że... no wiesz, z tym mlekiem. Nie chciałem cię wtedy skrzywdzić.
- Naprawdę?! To chyba chciałeś mnie nauczyć pływać, bo oblałeś mnie dokumentnie. Ale nie mam żalu, chyba zauważyłeś, że zwierzęta nie są mściwe. Wiem też, że mnie nie lubisz, ale każdy lubi co innego.
- To nie tak... Od dziś będzie inaczej... Ale jak to jest, że zwierzęta nas i siebie rozumieją?
- Na tej samej zasadzie świeci słońce. Rozumiemy się nawzajem, mamy jakieś zasady. To proste.
- Ale przecież też zjadacie się nawzajem. Nie powiesz mi, że to w ramach tych zasad.
- Nie inaczej. Pewnie zaraz stwierdzisz, że my, koty pastwimy się nad myszami. A ja ci powiem, że one o tym wiedzą i dlatego muszą się nas wystrzegać. Od urodzenia, te małe są przestrzegane przez rodziców, by nie wpaść w nasze pazury. Wiesz też na pewno, że możemy się porozumieć między sobą. Suka może wykarmić kociaki, a nawet wasze dzieci. Pies wyczuwa emocje ludzi i mimo niewdzięczności jest wierny, płacąc za to nieraz życiem.
- Więc myślisz, że my jesteśmy najgorsi?
- Tak nie powiedziałem. Jesteście często nieświadomi, tego co robicie. Musicie szerzej otworzyć oczy. Było paru pośród was, którzy myśleli inaczej. Jednego z nich przybiliście do krzyża dawno temu, a przecież on był Bogiem! Zauważyli to niektórzy ludzie i niższe od nich zwierzęta, które mówiły wtedy waszym głosem.
- To prawda. Chyba masz rację. Nie pomyślałem o tym, a przecież przekazywano tę historię. Może jest tak, że coś, co oczywiste – często jest dla nas niezrozumiałe.
- Widzę, że zaczynasz myśleć! To bardzo dobrze. Może jeszcze kiedyś pogadamy. Tymczasem muszę iść. Co do twojego problemu, to myślę, że nie masz się co martwić, bo wiesz czego się trzymać. Żegnaj, jednak dobrze się z tobą rozmawiało.
- Kocham ją! – krzyknął. – Dziękuję ci! – spojrzał na kota. Fred milczał. Popatrzył na swojego quazi-pana przez sekundę i udał w kierunku kuchni. Chłopak wiedział, że kot nie powie już nic. Zdał sobie sprawę, że usłyszał tyle, ile powinien. Pomyślał o niej i o tym, co przed chwilą krzyknął. Zdał sobie sprawę, że czas ucieka. ,,Biuro podróży jeszcze czynne, zdążę!” – pomyślał. Pospiesznie wdziewał buty, po czym zbiegł prawie na oślep po schodach. Rozszalały, jednym ciągiem otworzył, pomagając sobie barkiem, drzwi klatki schodowej. Wypadł na podwórze.
- Nkrm! – usłyszał znajomy głos. Obok niego siedział Fred. Dopiero teraz dotarło do niego, że słyszy dźwięk lecącego helikoptera. Spojrzał w górę. Sylwetkę postaci za szybą poznał pomimo dzielącego ich dystansu.
Nie wiem czemu zabrało mi wszystkie entery i usunęło kursywę
Zlepek się zrobił...
` nie raz` - w znaczeniu `wielokrotnie` pisane jest łącznie "nieraz" (`Mówiła nie raz.`)
Heh! podoba mi się ta bajka o kocie, który mówi. W sumie, skoro jesteśmy tacy mądrzy, to czemu nikt jeszcze nie wynalazł piwa, po którym zamiast rauszu a potem kaca, nie mielibyśmy Nkrm? ;)
Poprawiam ci układ tekstu, bo dialogi zlały się okrutnie i tekst traci na swej wymowie.
Dzięki za poprawkę :) Nie wiem czemu to sie takl zlało i notabene tu, tzn:
- Zwariowałem! – krzyknął bezradnie – To przecież niemożliwe!
powinien być nowy wers
Pozdrawiam serdecznie
Tekst bardzo dobry. Czuć w nim pijacką i rozdartą na silnym kacu polską bałaguszczyznę.
do niczego "nie zmierzam" :) - chciałam na wesoło zwrócić Twoją uwagę, ze stałeś się bohaterem wcale nie miernego tekstu (nie obrażaj)... ot, i wszystko :)